Sayuri po raz setny tej nocy przerzuciła się na drugi bok, odwracając
tym samym tyłem do ściany. Głuche skrzypnięcie źle wyważonego łóżka,
przerwało panującą w pokoju ciszę, zadawało się w tym momencie być
najgłośniejszym dźwiękiem, jaki kiedykolwiek słyszała. Nieznacznie
wzdrygnęła i ze strachem spojrzała na dwa pozostałe łóżka. Chłopcy
jednak nawet nie drgnęli, wciąż śpiąc twardym, spokojnym snem.
Zazdrościła im
tego. W przeciwieństwie do nich, nie przespała nawet dwóch godzin, całą
noc
wiercąc się na niewygodnym materacu i wypłakując się w poduszkę.
Tylko
czemu płakała? Przecież powinna być szczęśliwa. W końcu udało jej się
wyrwać z więzienia, bardziej znanego innym pod nazwą 'pałac królewski'.
Nareszcie
była wolna. Ale była to tylko złudna wolność. Cały czas była świadoma,
że
pewnego dnia to wszystko się skończy. Prędzej czy później wszystko wróci
do normy.
Wróci do zamku i do końca swojego życia będzie musiała grać już rolę
idealnej
księżniczki. Ale nic już nie będzie takie same. Kogoś tam będzie
brakować. Płakała. Z jego powodu taż płakała. Z powodu jego
przedwczesnego odejścia i
zostawienia jej. Tak bardzo tęskniła za swoim ojcem.
Otarła twarz z łez i sięgnęła po leżące na szafce nocnej okulary.
Założywszy je na nos, kątem oka spojrzała na okno, z którego zaczęły wpadać
pierwsze promienie słońca. Jak najciszej tylko potrafiła, Sayuri usiadła na
łóżku i rozglądnęła się po pokoju. Wiedziała, że i tak już nie zaśnie, a do rozpoczęcia
zajęć miała jeszcze bardzo dużo czasu. Może więc dobrze byłoby przeznaczyć go
na rozpakowanie się. Jednak wystarczył jeden rzut oka na leżące na podłodze
walizki, aby zrezygnowała z tego pomysłu. Tego było zdecydowanie za dużo, a ona
zbyt zmęczona, aby móc się do tego zabrać.
Zrezygnowana dziewczyna, wstała z łóżka i cicho podreptała do łazienki,
uważając, aby przypadkiem nie obudzić któregoś z jej współlokatorów. Wzięła
szybki prysznic, który do końca już ją rozbudził. Założyła na siebie
jasnobłękitną sukienkę bez ramion z falbankami, kokardami i koronkowymi
różyczkami. Przez chwilę miała pewne problemy z samodzielnym założeniem
gorsetu, jednak po długich próbach, w końcu udało jej się go zasznurować. Najwięcej
czasu zajęło jej zrobienie makijażu i
ułożenie włosów, które koniec z końcem pozostawiła rozpuszczone. Już miała
opuścić łazienkę, kiedy przypomniała sobie o okularach, które wciąż tkwiły na
jej twarzy. Długo się wahała, czy zostać w nich i wyjść do ludzi, czy jak
zwykle skorzystać z zaklęcia. Nie była jeszcze gotowa, aby pokazać się z
okularami innym poza Lavim i Shenem, chodź i to było dla niej wielkim wyzwaniem.
Skorzystawszy z zaklęcia, które znała już na pamięć, zostawiła okulary na
umywalce i ruszyła w stronę wyjścia. Zamykając za sobą drzwi, jeszcze raz
spojrzała na śpiące twarze Shena i Laviego, uśmiechając się na ten widok. Może
powinna zapomnieć o tym co ją czeka w przyszłości i skupić się na
teraźniejszości. Żeby chociaż przez chwilę być szczęśliwą.
***
Spacerowała
po wielkim dziedzińcu, przed głównym budynkiem. Zauroczona pięknem tego
miejsca, już dawno straciła rachubę czasu. Szła gdzie ją nogi poniosły,
uważnie obserwując wszystko i wszystkich, rejestrując w pamięci każdy
najmniejszy fragment. Nie patrzyła nawet na drogę, co w każdej chwili
mogło się dla niej źle skończyć.W pewnym momencie jej wzrok
natrafił na jakąś postać, kulącą się pod rosnącym nieopodal drzewem
liściastym. Zaskoczył ją bardzo ten widok i będąc szczerą, to trochę
również przeraził, ale ciekawość wzięła górę i z zainteresowaniem, ale
również lekką obawą podeszła bliżej. Postać okazała się być młodym
mężczyzną, na oko trochę starszym od Sayuri. Spał, albo przynajmniej
taką miała nadzieję. Tak naprawdę nie dopuszczała do siebie innej
możliwości, chociaż jego wygląd niestety nie pozwalał jej do końca
odgonić od siebie tej myśli. Chłopak był tak blady, że w niektórych
miejscach jego skóra wydawała się być niemal przezroczysta. Trudno mu
było powiedzieć coś o jego wzroście, gdyż był zwinięty w ciasny kłębek,
kurczowo obejmując się ramionami. Jeżeli spędził tu całą noc, o czym
coraz bardziej była przekonana dziewczyna, musiał naprawdę nieźle
zmarznąć. Jedyne czego była pewna to jego naprawdę wątłej budowy.
Odznaczające się pod cienkim odzieniem, wystające kości na pewno
świadczyły o wręcz krytycznym niedożywieniu. Co tu dużo mówić, mężczyzna
wyglądał fatalnie. Dosłownie jak trup.
Z coraz większą obawą
wymalowaną na twarzy, Sayuri niepewnie podeszła bliżej mężczyzny. Z
wielką ulgą odkryła, że on wciąż żyje, widząc nieznacznie unoszącą się
jego klatkę piersiową. Jednak nie wiedziała co powinna dalej zrobić. Czy
powinna go obudzić czy może wezwać jakąś pomoc? Wiedziała jedynie, że
nie może go tu zostawić. Po prostu nie byłaby do tego zdolna.
Rozglądnęła
się dookoła w poszukiwaniu kogoś dorosłego lub chociażby jakiegoś
ucznia. Tak bardzo pragnęła żeby ktokolwiek teraz przeszedł tędy, ale
niestety na dziedzińcu była tylko ona i śpiący nieznajomy. Westchnęła
zrezygnowana i delikatnie dotknęła ręką, ramienia chłopaka, nie wiedząc
tak naprawdę co chce tym osiągnąć.
Tadashi... wstawaj. Księżyc już odszedł. Możesz się obudzić. Spójrz, ktoś chce cię obudzić... może chcą cię okraść? Może chcą cię skrzywdzić? Ktoś tutaj jest.
Scena rodem z dobrego horroru, kiedy ciekawska, mała dziewczynka zagląda do szafy lub próbuje pomóc rannemu nieznajomemu na ulicy, a tu nagle atakuje ją trupia, koścista ręka i zaciska się na jej nadgarstku.
Dłoń białowłosego dość blisko miała do trupiej, jednak gdy dziewczyna natrafiła wzrokiem na ślepia właściciela ów dłoni, przeraziła się jeszcze bardziej. Palący chłód, który ogarnął jej serce na widok jakże pustych i smutnych oczu, nie pozwolił jej ruszyć się z miejsca. I w ten sposób mijała sekunda za sekundą, przeszło minuta, kiedy wpatrywali się w siebie, aż wreszcie silny uścisk kościstych palców zelżał znacząco, po czym całkowicie odpuścił.
Ma czyste sumienie, Szepcie. Niepotrzebnie przerywasz mój sen.
Chłopak powrócił do swej poprzedniej pozycji, zwijając się w kulkę z chęcią powrotu do snu.
Sayuri wciąż stała w tej samej pozycji, wpatrzona w chłopaka szeroko otwartymi oczami. Wszystkie włoski na jej ciele stały dęba, a na jej drobnych ramionach pojawiła się gęsia skórka. Cała drżała ze strachu, zastanawiając się jedynie dlaczego nie słyszała swojego krzyku. Wiedziała, że ma otwarte usta, jednak nie wydobywał się z nich żaden dźwięk. Była tak przerażona tym, że odebrało jej mowę, a on najzwyczajniej w świecie znów poszedł spać. Tę dziwną ciszę przerywało teraz jedynie ćwierkanie ptaków oraz szum wiatru pomiędzy liśćmi drzew. W głowie chłopaka rozbrzmiewało jeszcze tykanie sekundnika zegara, odliczając czas, w którym nieznajoma nadal przed nim stała. Po kilku minutach, nie trwało to zbyt wiele, z największym w świecie spokojem, podniósł głowę, zamrugał parokrotnie, odgarniając zmarzniętymi dłońmi grzywkę, spojrzał na Sayuri.
- Nadal tutaj stoisz? - Zapytał stoicko, jakby nawet go to delikatnie zdziwiło. Jakby nie był pewny, czy czarnowłosa rzeczywiście przed nim się znajduje. Czy może to kolejny wytwór jego nie do końca zdrowej wyobraźni. - Potrzebujesz czegoś?
Pytania te wyrwały w końcu dziewczynę z ogólnego otępienia i odpędziły strach, który ogarnął całe jej ciało. Gwałtownie zamrugała, jakby ktoś wylał na nią wiadro zimnej wody i nieznacznie się wzdrygając, odsunęła się kilka kroków od chłopaka.
- Nie... Nie, ja... Proszę mi wybaczyć. Nie chciałam ci przerywać snu, ani w jakikolwiek sposób przeszkodzić. - powiedziała cichym, słodkim głosikiem, który jeszcze lekko drżał z przeżytego szoku - Bałam się, że coś ci się stało. - dodała pośpiesznie, chcąc jakoś wytłumaczyć swoje zachowanie.
- Sen na świeżym powietrzu jest dobry dla zdrowia, zresztą Królewna Śnieżka, której przyszło spać w środku groźnego lasu powinna wiedzieć o tym najlepiej - odparł bezpośrednio nieznajomy mierząc księżniczkę Wenrou wzrokiem. W tym jednym miał racje. Z pewnością była "królewną".
Spojrzała na Tadashi'ego pytającym wzrokiem, nie do końca rozumiejąc, o co mu właściwie chodziło. Rozglądnęła się dookoła, jakby chciała sprawdzić czy chłopak na pewno kierował te słowa właśnie do niej.
- Przepraszam? - zaczęła niepewnie, zwracając swój wzrok na niego - Chyba nie rozumiem o co ci chodzi.
- Uciekłaś od swoich krasnoludków czy po prostu natura obdarzyła cię urodą niewiasty z bajek dla dzieci? - Odpowiadając pytaniem na pytanie, białowłosy ani przez chwilę nie żartował. Ton jego głosu nie posiadał ani krztyny sarkazmu czy ironii, mówił... mówił po prostu całkowicie na poważnie. Mogła uznać go za wariata, co zresztą nie mijało się z prawdą.
Całkowicie ją zamurowało. Nie spodziewała się usłyszeć czegoś takiego. Trudno było jej stwierdzić, czy mówi poważnie, czy też sobie z niej żartuje biorąc ją za pierwszą lepszą frajerkę, która uwierzy w każdą bajeczkę. Jego mina jednak mówiła coś zupełnie innego.
- Chyba niestety muszę cię zmartwić, ale nigdy nie miałam żadnego kontaktu, ani powiązania z żadnym krasnoludkiem - powiedziało nieco spokojniej - Wybacz.
- Wybacz, zapewne masz rację - odparł, po czym westchnął i oparł się o pień drzewa. Swoją drogą, nie bez powodu wybrał to drzewo. Była to stara, lecz piękna wierzba, rodem babcia od Pocahontas. - Jeśliby spytać Lustereczko, wskazałoby inną księżniczkę jako najpiękniejszą w świecie.
Moją Księżniczkę.
- Jednakże wszystkie jesteście piękne, a gdybyście stanęły razem w lustrze, z pewnością pękłoby z zachwytu.
- Na pewno. - powiedziała, aby potwierdzić jego słowa. Nie były one nieprzyjemne czy pełne wyrzutów, ale ciepłe i delikatne, jak by tak właśnie uważała. Bo tak właśnie było.
Na twarzy dziewczyny pojawił się delikatny uśmiech, a policzki spłynęły szkarłatnym rumieńcem, który oczywiście był ledwo widoczny pod zdecydowanie zbyt grubą warstwą makijażu. Nie raz słyszała komplementy na temat swojego wyglądu, jednak mimo to zrobiło jej się bardzo miło. Szczególnie, że chodź raz nie została nazwana "tą najpiękniejszą wśród najpiękniejszych", co dla innych dziewczyn byłoby pewnie niezbyt przyjemne, ale dla niej stanowiło miłą odmianę.
- Przepraszam za moje drobne niedopatrzenie. - powiedziała po chwili, uświadamiając sobie, że nie przestawiła się mu jeszcze - Nazywam się Sayuri Baskerville. Bardzo miło mi cię poznać. - dodała lekko przed nim dygając.
Przechylił lekko głowę na bok.
- Su...ri... - powtórzył nie do końca poprawnie jej imię, zjadając "ay" z całości.
Z pewnością był najdziwniejszym człowiekiem jakiego w życiu spotkała.
Czy żałowała tego spotkania? Jeszcze nie była pewna.
Ten komentarz został usunięty przez autora.
OdpowiedzUsuń