Obrazek 1

Obrazek 1

11/25/2014

Czy pamiętasz, jak to było, gdy byliśmy sam na sam? Bicie serca mi mówiło, że dla Ciebie serce mam!

Uwaga, notka zawiera nieudolne (początkowo) podrywy Shena, zakończone czymś, czego nie powinny czytać osoby poniżej osiemnastego roku życia, a co i tak zrobią :)
Aha i Dezzy pisała na fonie xd


Zasiadł na ławce mieszczącej się na brzegu wyspy, by poobserwować chmury i na chwilę uciec od irytującej codzienności wypełnionej nudnymi zajęciami i banalnymi rozmowami z osobami, których życie polega na jedzeniu i zabawach o niskim poziomie. Przeciągnął dłonią bo blond włosach w geście zmęczenia i wydął usta, wpatrując się w podróżujący na północ obłok.
No dobra, Deziak, chyba czas ruszyć tą spasłą dupę i wyjść gdzieś na dwór, oddychać w końcu czystym powietrzem i zastanowić się nad sensem życia. No, albo coś w ten deseń. Tak więc czarnowłosa, również znudzona swoją codziennością postanowiła wyściubić nosek z czterech ścian, żeby poszukać sobie jakiejś ofiary, którą mogłaby powkurwiać. No i nagle cud się stał, najwyraźniej bóg jest po jej stronie, albo szatan, nie wiem. Tak czy siak dojrzała jakiegoś blondaska i bez zastanowienia oczywiście podkradła się do niego niczym rasowy skunks i zakryła swym bujnym futrem, tym górnym rzecz jasna, bo na dole go nie ma, oczy chłopaka. Oczywiście skapnąwszy się już po drodze, iż ma do czynienia z Szin-Szenem.
- Zgadnij kto to! - zawołała mu do ucha.
Wydmuchał powietrze, by zasłona z włosów dziewczyny umożliwiła mu jakikolwiek widok na to, co obserwował z takim cudownym spokojem... aż przyszła. Chociaż z nią rozmowy może nie będą tak wkurzające jak z innymi. 
- Deziak! - wrzasnął w odpowiedzi i odchylił głowę do tyłu, ukazując lubieżny uśmiech i ledwo powstrzymując się od posłania jej szybkiego całusa. - Co tam, kochanie?
Tupnęła z poirytowaniem nóżką i parsknęła coś pod nosem.
- No dobra, tym razem wygrałeś. - Zajęła miejsce obok niego, stanowczo się przysuwając, choć miejsca jeszcze było. - A nie twój zakichany interes, Shen. Musisz się nauczyć dwóch rzeczy. Po pierwsze: nie mówi się "aha" ani "no". - Wykrzywiła się podkreślając te głupie i denerwujące słówka. - A po drugie nie pyta się "co tam?" bo cię zje hipopotam. Teraz czaisz?
- Czaję, kotku - wymruczał i objął ją prawym ramieniem, przyciągając do siebie i nosem trącając policzek. - Gdzie się podziewałaś, Dezuś? Tak mi ciebie - cmoknął ją szybko i uśmiechnął sarkastycznie, spodziewając się gwałtownej reakcji - brakowało. - Wokół prawego palca wskazującego owinął sobie kosmyk włosów dziewczyny.
- Ee. Czego ty się nawąchałeś, hm? - spróbowała odepchnąć go od siebie, marszcząc dziwacznie na swój sposób czoło. - Lepiej trzymaj rączki przy sobie, jeśli nie chcesz zaliczyć w buźkę, kolego!
Przytrzymał ją w objęciach, nie pozwalając się wyrwać.
- Przecież sama wiesz, że tego chcesz, Dezzy - jęknął cicho i pociągnął nosem, wdychając zapach jej włosów. - Tak ślicznie pachną... - przejechał dłonią po tym delikatnym ramieniu, niebezpiecznie zbliżając się do biodra.
- Yy... - pisnęła cicho, nadal kręcąc się i wiercąc, próbując się wyrwać, ale jednocześnie coś jej mówiło, że to albo sen, albo głupi żart ze strony głupiego Shena. Osobiście wolałaby tą pierwszą opcję. - Zacznę krzyczeć! - zagroziła, nie ustając w wyrywaniu się.
- Dezzy, proszę - wyszeptał jeszcze, ale po chwili puścił ją i powrócił do początkowej pozycji, oczyma wpatrując się z zafascynowaniem w chmury. - Jak ci mija dzień? - zapytał, stosując się do poprzedniej porady.
Zgłupiała. Przez ten cały obrót spraw nie była teraz pewna, czy zdarzenie sprzed chwili było prawdziwe, czy ona już kompletnie ześwirowała.
- Um.. - odsunęła się, niemal spadając z ławki, ale i tak zaraz wstała, by zasłonić mu widok na niebo. - Jeśli tak bardzo ci zależy na odpowiedzi to ok, mija tak jak wczoraj, przedwczoraj i rok temu. - Splotła ręce na piersi. - A teraz powiedz, co to miała być za akcja, co?
- Mój jest niestety niezbyt ciekawy - westchnął cicho i pogładził palcem oparcie ławki sprawiając wrażenie, że Dezzy wcale nie zasłaniała mu przepięknego widoku. - Jaka akcja? - zdziwił się i spojrzał jej w oczy udając, iż widzi w niej wariatkę. - Wszystko w porządku, Dezzy? Jest jakiś cel w tym, co teraz robisz, czy tylko przyszłaś, by rujnować mi dzień? - wszystko wymówił beznamiętnym tonem, toteż nie można było wyczuć ani krzty gniewu, który się wręcz w nim gotował.
- Co?! - krzyknęła, aż echo odbiło się gdzieś hen, hen daleko. - Nie rób ze mnie głupiej i z siebie też nie rób głupszego niż jesteś! Przecież wiem co widziałam. Najpierw "co tam, kochanie?", a teraz, że niby rujnuję ci dzień? - Odwróciła się od niego oburzona, zagryzając dolną wargę. Wyklęła go w myślach, a może faktycznie zwariowała? Nie, nie... wariować można, ale wszystko ma swoje granice.
- Dezzy, przestań krzyczeć, jeszcze pomyślą, że cię gwałcę - zaśmiał się w myślach widząc niezdecydowanie czarnowłosej. - Nie mam pojęcia  o co ci chodzi, mała - powiedział udając zbulwersowanego. - Chyba nie myślisz, że byłabyś w stanie mnie omamić swym brakiem urody i kształtów, co?
- Co ty powiedziałeś? - odwróciła się ponownie, by móc na niego spojrzeć. Zacisnęła dłonie, ale to i tak nie powstrzymało ją żeby sprzedać mu liścia. - Jesteś głupi! Głupi, głupi, głupi! - niemal się popłakała, ale w środku i tak była mega zdenerwowana i miała ochotę zmierzyć długość jego jelit. - NIENAWIDZĘ CIĘ!
Wstał czym prędzej i przytulił ją, wręcz przyciskając głowę Dezzy do swojej piersi.
- Wszystko dobrze, mała - wyszeptał. - Ja ciebie też nienawidzę - zaśmiał się cicho. - Wszyscy mnie nienawidzą. I ja nienawidzę każdego. A ciebie w szczególności.
Wyślizgnęła mu się szybko i cofnęła o dwa kroki.
- Lecz się, a mnie nie dotykaj. - Parsknęła nieufnie.
- Nie rozumiem cię. Czego ty chcesz? - westchnął niecierpliwie zasiadłszy ciężko na ławce.
- To chyba ja powinnam cię o to zapytać!
- Ja? - spytał zdziwiony. - Cóż, czasami chcę się zabawić, a dzisiaj... chyba mieć spokój. A może się do kogoś przytulić?
- Coś ci to nie wychodzi. Najpierw przystawiając się do mnie, a potem stwierdzając, że jestem brzydka. - Fuknęła. - A może... ty jesteś nachlany?! - podeszła bliżej. - Chuchaj!
- Nie jestem - odburknął. - To ty wymyśliłaś sobie, że się do ciebie przystawiałem! - uśmiechnął się ledwo zauważalnie. - Poza tym jesteś śliczna, szczególnie dzisiaj.
- Nie wymyśliłam. Zresztą widzę, że dyskutowanie z tobą nie ma najmniejszego sensu. - Westchnęła cicho przewracając oczami. - No nie gadaj...
- Znam swoje granice - uniósł ręce w geście niewinności. - Muszę gadać, wmawiasz mi coś, a jest wręcz przeciwnie. No, siadaj - poklepał miejsce obok siebie.
A może powinnam go zostawić... pomyślał Dezia, ale zaraz wybił sobie z głowy tą głupią myśl.
- No dobra, gadanie z tobą w tym stanie może być całkiem zabawne. - Zaśmiała się jakoby zapominając o tym, co wydarzyło się wcześniej, jednakże nie usiadła. - To może zdradzisz mi swój jakiś sekret, hmm? Sekrety są fajne.
- Moim sekretem jest to, że... - zastanowił się przez moment, pukając palcem w brodę. - Jestem napalony - wypalił. - Twoja kolej, kochana. 
- Jeju, rumienię się. - Zaśmiała się cicho pozwalając zasiąść sobie na jego kolanach, okrakiem rzecz jasna i przodem do niego. - Ha. Jeśli chcesz poznać moje tajemnice, musisz się bardziej postarać... - przejechała opuszkiem palca po jego policzku po czym oparła dłonie na udach.
Uśmiechnął się, tym razem szeroko, choć oczy wciąż były przymrużone i jakieś takie znudzone.
- Akurat do twoich tajemnic dobiorę się szybciej niż myślisz - rzekł zmysłowo i położył dłonie na jej pośladkach.
- Mówisz? - przejechała dłońmi po jego koszuli, po czym wyprostowawszy się oparła na jego ramionach, by sprawiać wrażenie wyższej. - Nie jestem taka łatwa.
- Jesteś pewna? - uniósł brwi i objął ją w talii, oblizując wargi wpatrywał się w oczy.
- A co, obalasz moją teorię? - zaśmiała się zataczając palcem kółka na jego klatce piersiowej. - Robi się ciemno... nie jesteś śpiący?
- Och, jestem potwornie śpiący - stwierdził ziewając wręcz. - Chyba muszę się wybrać do łóżka, ale nie wiem, czy tak długi spacer do niego nie przywróci mi zbyt dużo energii - ostrzegł jeszcze i podniósł się lekko chcąc wstać.
- Nie potrzebujesz spacery, żeby energia powróciła. - Zachichotała i cmoknęła go w nos. - Cholera... ależ tu zimno... - zadrżała. - Chyba się zasiedziałam. - Westchnęła udawszy zawiedzioną.
- Podarować ci koszulę dla ogrzania już teraz, czy najpierw ze mnie zejdziesz? Wiesz, zawsze możesz ją ze mnie zedrzeć.
* tutaj się wkurzyłam i przestałam przepisywać*
- Oh.. Myslalam ze to ty mnie rozgrzejesz. - Rzeklwszy to zsunela sie z niego stajac na rownych nogach. - Ale koszula tez moze byc. - Dodala wsuwajac dlonie w faldy sukni.
Wstał powoli i rozpiął guziki koszuli, ani trochę się nie krępując i okrył nią Dezzy, po czym ruszył w stronę budynku, w którym mieściły się wszystkie pokoje. Paradowanie z nagą klatą może i nie było pochwalane, ale czy zakazane? W oddali ujrzał Yuutę, na co tylko mruknął coś pod nosem i przygotował się na jakąś kąśliwą uwagę.
Z usmieszkiem wymalowanym na bladej twarzyczce powedrowala za Shenem. Wydawalo jej sie, ze troche.. Znormalnial? A moze ona faktycznie mu sie podobala? Milczala tak w drodze, rozmawiajac w myslach sama ze soba i planujac zlowieszcze plany na reszte tego jakze przeuriklowego wieczorku. Uslyszawszy cos jednakze wyrwala sie ze swego wonderlandu i spojrzala na chlopaka. - Cos nie tak?
- To tylko głupi chłopak, nie przejmuj się - odparł cicho i obdarował Yuutę uśmiechem. - Hej, Yuutuś!
- Czego chcesz, Shenusie? - odwarknął z sarkazmem Yuuta, nie chcąc wdawać się w kolejną kłótnię, ale blondyn go zignorował, idąc tylko dalej.
- Nic, idę przelecieć pewną piętnastolatkę, a co? - krzyknął na odchodnym i wpełznął do budynku.
W gruncie rzeczy naprawdę lubił Dezzy, ale jej się nie dało traktować poważnie. Była zbyt dziecinna z tą swoją całą upierdliwością, ale też na swój sposób słodka.
Pewna pietnastolatke? To na pewno nie ona. Zaciagnela bardziej na ramione podarowana koszule, schowala twarz we wlosach, co nie bylo takie trudne i krokiem mowiacym 'mnie tu nie, ma mnie tu nie ma' przeszla przez prog drzwi dorownujac kroku Shenowi. - Co to mialo byc?
- To? Ja tylko pochwaliłem się, że spotkało mnie takie szczęście - wzruszył ramionami i zerknął na dziewczynę. - Gdzie jest twój pokój? Osobiście mam współlokatorów, więc u mnie raczej nie wyjdzie.
- Gdybym nie chciala sie z toba pieprzyc dostalbys w morde i nawet twoje magiczne sztuczki by tutaj nie zarazily. - Rzucila jakoby z lekka zdenerwowana, ale bardziej z faktu, iz nie zobaczy jak zyja sobie "starsi", niz, ze zostala potraktowana calkowicie przedmiotowo. Mniejsza. Bladzac po korytarzach po krotkiej chwili udalo jej sie trafic do swego magicznego gniazdka. Na szczescie mieszkala sama, ale na nie szczescie posiadala sasiada. Zreszta. Walic to, nawet jej nie zna. - Sciagnij buty. - Rzucila krotko otwierajac drzwi do pokoju. Ciasny, ale wlasny. Nie no, w sumie to nie byl taki maly. Przecietny, wystarczajacy, o. Gdyby przyszlo mieszkac jej tutaj z kims chyba by zmarla. - Kawy, herbaty? - Zapytala odruchowo, chociaz nie miala zamiaru niczego podawac. Ba, nawet nie miala. No niewazne.
Zdjął buty według polecenia i wparował do pokoju, od razu zasiadając na łóżku. - Nie, dzięki - odrzekł. Jeszcze by tam czegoś dolała. - Ej, Dezzuś... - potarł kark w wyrazie zmieszania. Miał nadzieję, że to nie jest tak całkiem na surowo. - My to robimy ot tak, czy coś do mnie czujesz? - uniósł brew wyczekując odpowiedzi.
- To zalezy. - Troche zdziwilo ja to pytanie, ale zachowala poprzedni wyraz twarzy. Po zdjeciu swojego obuwia oparla sie o stol i poczela majsterkowac cos przy swych dwoch kucach, chciala je rozpuscic. - Ile takich bylo przede mna? No wiesz o co mi chodzi.
- Mogę ci zdradzić tajemnicę? - spytał niepewnie, obserwując wprawne ruchy jej dłoni. - Żadna - roześmiał się cicho. - Nie wiem dlaczego ludzie myślą inaczej. Więc jak brzmi twoja odpowiedź teraz? A ilu było przede mną?
- Zartujesz? Jeny. Masz 18 lat i nigdy sie nie bzykales? - Zarechotala. - Wlasciwie to ja tez nie, ale nie mysl sobie, ze jestem zielona. Dziewictwo ma sie pomiedzy nogami, a nie w glowie. - Wlasciwie to to powiedzonko szlo na odwrot, ale kto by sie czepial. Odrzucila dwie, czerwone wstazki, ktore jeszcze przed chwila podtrzymywaly jej wlosy gdzies na bok. - Chyba to nie problem dla Ciebie, co nie? A co do pytania.. - Zaciela sie. - Nie wiem. Ty mnie utrzymujesz w przekonaniu, ze po prostu chcesz sie pobawic.
- A zdradzając ci kolejną tajemnicę, to wcale nie chcę - mruknął krzywiąc się lekko. - Chciałem tylko spędzić z tobą trochę czasu. Jakoś nie zależy mi na straceniu statusu prawiczka - prychnął z pogardą. - To nie powinno być tak traktowane. To jest moment w którym wyznajesz komuś jeszcze głębsze uczucie, a nie zabawa. I co teraz zrobisz? Wyrzucisz mnie stąd?
- Podobam Ci sie? - Podeszla do niego obejmujac dlonmi jego szyje nieco wspomagajac sie staniem na palcach,jako iz byla dosc niska. - Hej, jesli mnie nie wkrecasz to mozesz tutaj zostac. Chyba Ci sie nie oberwie?
- Za spanie z kimś młodszym? Jestem tego pewien, że oberwę jakimś iście cudownym szlabanem - zaśmiał się lekceważąco. - Nie takie rzeczy się robiło. - Pochylił się i pocałował ją delikatnie w usta, po raz pierwszy szczerze. - Nie dziś, dobra? To zły czas. - Wstał i ubrał buty, zamierzając wyjść i zostawić ją samą. Tchórz, ot co. - Do kiedyś, mała. - I pozostał po nim tylko trzask wydany przez zamknięte drzwi. Oraz koszula.

'A kto by sie dowiedzial' powiedzialaby, gdyby nie ten niespodziewany obrot akcji, a pocalunek nie wystarczyl, aby pozostawic Dezzy w skowronkach. - A idz do diabla! - Warknela rzuciwszy koszula w drzwi, zaraz po tym, kiedy sie zamknely. A Deziak schowal buzke w poduszke wyklinajac swoja glupote w myslach. Nastepnym razem go upije...

11/21/2014

Wybaczam

- Wybaczam - tchnęła natychmiast, zaciskając powieki. - Zdejmij całą.. I proszę.. Nie uciekaj..
Złapał delikatnie za skrawek jej tuniki, po czym zdjął ją jednym szybkim ruchem. Ściskała dłonie w pięści, nie chcąc otworzyć oczu.. Jego wzrok na pewno przykuły maleńkie blizny w kształcie kółeczek, rozsiane po całym jej ciele, znamiona wyglądające jakby ktoś ciął ją nożem lub siniaki, które do tej pory pozostawiły po sobie ślady. Łzy spłynęły po jej policzkach. Białowłosy wpatrywał się w jej ciało z przerażeniem, jakby widział swoje własne. Dotknął niepewnie palcami pierwszej lepszej rany, a za chwilę po prostu pochylił się i... zaczął całować każdą z jej blizn.
- Ah?! - otworzyła szeroko oczy, patrząc na niego z szokiem. - C..co ty?! I-ie! - starała się go powstrzymać, ale jej to uniemożliwił. Zacisnęła ponownie powieki. - Mm..
Każdy siniak, każdą bliznę... ucałował każdy fragment jej ciała, czule, delikatnie, z miłością. A ona? Siedziała z odgiętą w tył głową i rozchylonymi wargami.. Łzy spływały po jej policzkach, ale mimo wszystko.. czuła się dziwnie.. szczęśliwa. Szczęśliwa, gdyż czuła pulsującą od chłopaka miłość, niemal nią promieniował.. Sądziła, że ucieknie, że wykrzyknie jaka jest obrzydliwa i zniknie zanim zdążyłaby się obejrzeć. Zamknęła oczy..
- A..a.. - jęknęła cichutko.
A kiedy już to zrobił, pocałował ją namiętnie i z czułością w usta. Wnet poczuła słony smak jego łez... Otworzyła oczy i odsunęła go, dotykając jego policzka dłonią..
- Dlaczego płaczesz..? - zapytała cichutko, zszokowana. 
- W...wybacz... wybacz mi... - wyszeptał z cichym łkaniem, przytrzymując jej dłoń przy swoim policzku. Czuł wewnątrz tak ogromną rozterkę i żal, że nie potrafił opanował łez. Widział te cienie pełzające po ścianach, bał się...
- Wybacz..? Dlaczego? Co mam Ci wybaczyć? - zapytała cichutko, scałowując każdą z jego płynących łez. Przesuwała po jego policzku językiem, ścierając je.
- Nie jestem taki jak myślisz... - szepnął rozpaczliwie. - Ja... jestem przerażony... boję się bo... boję się, że cię skrzywdzę...
- Nigdy mnie nie skrzywdzisz - wyszeptała cichutko. - Ja to wiem, jestem tego pewna.. - przytuliła go mocno do siebie.
- Cieszę się, że... mi zaufałaś... cieszę się... - zaszlochał cicho. - A skoro ty mi zaufałaś... może ja też powinienem...? - Wyczuła jego ruch dłońmi, gdy zaczął rozpinać swoją koszulę.
Odsunęła się od niego, opierając plecami o ścianę. On siedział jej pomiędzy nogami.
- Co robisz? - zdziwiła się.
- Pokazałaś mi swoją przeszłość... teraz moja kolej... - zsunął koszulę ze swoich ramion i odrzucił ją w kąt. Odgarniając długie kosmyki, mogła mu się przyjrzeć. Jego ciało było przerażające. Dosłownie. I choć pod koszulą czuła wyraźne mięśnie, wyglądało to zupełnie inaczej... Widząc jego wychudzone ciało miała wrażenie, że spogląda na trupa. A później dostrzegła znajome blizny. Po siniakach, wypaleniach... biczu... Chciał, by to zobaczyła, jednak stwierdził, że swoich pleców już jej nie pokaże. To było dla niego zbyt wiele. Wpatrywała się w niego z szokiem, pomieszanym z rozpaczą i zrozumieniem. Dotknęła tak jak on wargami jednej z jego największych blizn i wyszeptała.
- Jesteśmy tacy sami.. prawda..?
- Tak... - przytaknął jej, zaciskając powieki. Włosy zakrywały jego plecy.
Jedną ręką objęła go wokół pleców, a drugą ścisnęła jego dłoń, opierając głowę o jego ramię i tam roniąc łzy, gdyż nie mogła wydusić słowa. Gładziła go tak po kręgosłupie, i... nagle poczuła coś dziwnego... i kiedy go tak głaskała, wyczuwała coraz większą ilość tych wgłębień. Uniosła się lekko, nie pozwalając mu jej przeszkodzić i spojrzała na jego plecy, otwierając szeroko oczy.
- N...nie! Saph, nie patrz! - Chciał się wyrwać, ale przytrzymała go tak mocno, że nie dał rady.  A ona wpatrywała się w... w to... to nie były blizny, to nadal wyglądało jak zakażone rany. Pokrywały niemal całe jego plecy, podłużne, bardzo głębokie smugi, miejscami zaszyte, a te szwy wrosły mu w skórę. Wpatrywała się w to z szokiem i.. ogromnym bólem w oczach. Zacisnęła powieki i zagryzła wargę..
- Idziesz ze mną jutro do szpitala... - wyszeptała, powstrzymując wybuchnięcie płaczem.
- N...nie! Proszę, nie, błagam cię... - spojrzał na nią z rozpaczą i olbrzymim lękiem w oczach. - T... To nic takiego! Już się zagoiło, już... to już nieważne... nikt nie może tego zobaczyć, rozumiesz...? Nikt... - wtulił się w nią z całych sił. - Zrobią mi krzywdę....
- Posłuchaj mnie, kochanie - wyszeptała, głaszcząc go po policzku. - Oni nie zrobią Ci krzywdy. Znam pewnego lekarza, który zawsze szył moje rany od noża.. Jest moim zaufanym przyjacielem.. Da Ci znieczulenie, uśpi Cię i naprawi Ci plecki, wiesz? Przez pewien czas będziesz odczuwał dyskomfort, ale chyba nie chcesz, byś przez to miał problemy z kręgosłupem, prawda?
Białowłosy zamilkł i jedynie wtulił się w nią mocniej. Postanowił, że jej zaufa... I w tym momencie stała się pierwszą w jego życiu osobą, której zaufał.

11/11/2014

Już wiem czym jest szczęście

- Co to znaczy... cieszyć się...? - Spytał cichutko, wpatrując się w zachmurzone niebo za oknem, z którego z chwili na chwilę padało coraz więcej kropli. - Niebo płacze... nie jest szczęśliwe - wyszeptał, po czym zacisnął wychudzone palce na parapecie. - A ty? Jesteś szczęśliwa? Powiedziałaś, że się cieszysz, więc co to znaczy? Nie widzę uśmiechu na twojej twarzy.
Czarnowłosa siedziała po turecku na swoim łóżku, obserwując swoimi bystrymi oczami białowłosego. Starała się przetrawić jego pytania i złożyć spójną i zrozumiałą dla niego odpowiedź. Westchnęła głęboko, zamykając oczy.
- Nie pamiętam, kiedy ostatni raz się uśmiechałam - wyszeptała cichutko, pociągając nosem. Czuła się przeziębiona. - Co to znaczy cieszyć się? To proste. Jesteś zadowolony z czegoś, skaczesz z radości i inne bzdury albo cieszysz się w duchu, czyli jest Ci po prostu.. dobrze - zagryzła wargę, nie bardzo wiedząc, czy prawidłowo mu to wyjaśniła. Dotknęła swojego brzucha. - Ale czasami ktoś może tego nie potrafić.. Najprawdopodobniej jest to spowodowane przeżyciami. Na przykład tak jest w moim przypadku. Mogę Ci mówić, że się cieszę, ale tak naprawdę tak nie jest.. A tym bardziej się nie cieszę, gdy ktoś mnie dotyka.. Nienawidzę tego - zatrzęsła się.
- Podejdź do mnie - poprosił cichutko, tak po prostu.
Zamrugała zdziwiona i przełknęła głośno ślinę. Podniosła się powoli i niepewnie do niego podeszła, trzymając się na odpowiedni dystans. A białowłosy nie odwracał się do niej ani na sekundkę.
- No podejdź... proszę - powtórzył jeszcze ciszej, z wyraźnym smutkiem w głosie.
Czuła strach, gdy tak prosił o coś, co trudno było jej zrobić. Zacisnęła dłonie w pięści, robiąc kolejne kroki i znajdując się tuż przy nim, ale nie dotykając go. Mógł widzieć jak drży i jak bardzo jest spięta. Lecz on dalej się nie odwrócił. Zamiast tego czuł wyraźnie jej strach, wręcz się nim napawał.... a gdy była tuż przy nim, tak blisko, że szyba parowała na znak jej gorącego oddechu... ujął jej dłoń równie szybko co delikatnie, wychudzonymi palcami ujął jej lewy policzek w dłoń, po czym przysunął ją do siebie, delikatnie, delikatnie, w rytm jego niespokojnego serca, pocałował ją...
Niemal się przewróciła, czując jak jej nogi zmieniają się w watę. Nie tego się spodziewała.. Nigdy.. Nigdy nie poczuła takiego napływu emocji, uczuć w jednej chwili.. Ale co było najdziwniejsze w tej chwili, nie odsunęła się. Pozostała tak jak była z szeroko rozwartymi oczami, których źrenice niemal mieszały się z tęczówkami, takie były małe, a w ich kącikach lśniły łzy, by po chwili spłynąć po jej policzkach. Po chwili wewnętrznej walki, nie pozwalając mu się nadal dotknąć w innym miejscu, zamknęła oczy i odwzajemniła pocałunek.
Poczuł niesamowite ciepło w sercu, którego jeszcze nigdy w życiu nie odczuwał... i choć chciał to zrobić dla czystego zdenerwowania jej, objął ją instynktownie w pasie, drugą dłonią nadal gładząc po policzku. Czy to jest... szczęście...?
Zadrżała mocno i spięła się, gdy dotknął jej boku i objął ją. Mimo tego, że teraz ich usta walczyły ze sobą, napierając, ona starała się odsunąć jego dłoń. Nie pozwolił jej na to... Pragnął, by w tym momencie stała przy nim jak najbliżej, wytrzymała jak najdłużej. Było to dla niej niezwykle trudne.. Ledwo się powstrzymywała, by go nie odepchnąć, ale ten pocałunek był jednocześnie taki słodki i przepełniony ich skrytymi uczuciami: strachem, rozpaczą, gniewem, tęsknotą, szczęściem i co najważniejsze - miłością. Aż wreszcie pozwolił jej odsunąć się jedynie odrobinę, by mógł posłać jej to szaleńcze spojrzenie. Dyszała głośno, a jej oddech był bardzo gorący. Wpatrywała się w jego oczy z tym dziwnym błyskiem, choć i tak tlił się w nich strach.
- Tada..shi.. - wyszeptała cichutko
Gładząc ją kciukiem po policzku, przyciągnął ją do siebie, do swojej piersi.
- Saphira...
- Ie.. proszę.. To boli.. - wyszeptała, drżąc.. - Dotyk.. boli.. - łzy spłynęły po jej policzkach.
- Nic dla ciebie nie znaczę, prawda...? - Poczuł łzy pod powiekami. - Wiedziałem o tym od dawna... nic do mnie nie czujesz...
- Czuję! - krzyknęła.. - Czuję więcej niż Ci się wydaję! - zacisnęła palce na jego ramionach. - Proszę.. Nie zrozumiesz, czemu nienawidzę, gdy ktoś mnie dotyka.. Nie wiesz, co ja przeżywałam...
- Więc mi powiedz... - wyszeptał ze łzami, zaciskając palce na jej dłoni.
- Podnieś mi tunikę - wyszeptała do razu.
- C...co...? - spytał zaskoczony.
- No podnieś ją - zacisnęła powieki, coraz bardziej przerażona. - Zrób to zanim ucieknę...
- Ale... po co? - Nie rozumiał.
- Chcesz wiedzieć, dlaczego nie lubię, gdy ktoś mnie dotyka.. Więc ja Ci mówię podnieś mi tunikę.. Zdejmij ją ze mnie..
- Nie! - Odmówił stanowczo, odsuwając się od niej o kilka kroków.
Spuściła głowę, odsuwając się w tył i siadając na łóżku za łzami w oczach. Sprawił jej ból. Ogromny ból.
- Masz rację.. Nawet ja na siebie patrzeć nie mogę.
- Dlaczego mam cię rozbierać jeśli wiem, że sprawi ci to ból?!
Zacisnęła powieki.
- Dlaczego mnie dotykasz skoro wiesz, że sprawia mi to ból? Jeśli nie chce, to po co prosisz mnie, żebym Ci powiedziała? - zapytała z płaczem.
Zacisnął palce na rąbku koszuli.
- Kocham cię, czy to nie jest oczywiste?! - Wrzasnął głośno, zaciskając powieki.
Schowała głowę między kolanami, milcząc już. Nie wiedziała o co mu chodzi. Najpierw ją pocałował, potem chciał wiedzieć, dlaczego nie pozwala się dotykać, a potem nagle go to obrzydzało..Ale jednak po chwili, skapnęła się, że on powiedział do niej..
- T..ty.. kochasz.. mnie?
- Przed chwilą to powiedziałem... - odwrócił wzrok zrozpaczony, po czym otworzył okno, a wiatr zwiał łzy z jego policzków.
- Ja.. Ja Ciebie też kocham.. - wyszeptała cichutko.
I to było to, czego potrzebował... jego skamieniałe serce wręcz zapłonęło ciepłem i radością. Niespodziewanie została przyciśnięta do ściany, a blade wargi chłopaka naparła na jej usta. To było dla niej niezwykle za szybko i nim zdążyła zareagować, już odwzajemniała jego pocałunek, rozchylając wargi ile się dało.Wsunął swój gorący język do jej ust, poszukując jej języka. A przy tym niezwykle na nią napierał, chcąc jej pokazać, że to on jest tutaj górą. Ale przede wszystkim może mu zaufać. Jej wewnętrzny głos wrzeszczał, żeby się szamotała, uwalniała, bo niemal czuła te wszystkie blizny, gdy tak ją dotykał, ale ignorowała to. Liczyły się tylko jego wargi, jego mięśnie, jego serce i on cały. Zacisnęła powieki.
- Już dobrze... nie bój się mnie... nie zrobię ci krzywdy... - sapnął jej do ucha, gdy się od siebie oderwali. Saphira przełknęła jego ślinę i spojrzała mu prosto w oczy. Ujęła jego dłoń i położyła sobie na brzegu tuniki.
- Zrób to, proszę.. - wyszeptała cichutko.. - Ja.. ja chce Ci.. pokazać..
- Pod jednym warunkiem... - szepnął z czołem przy jej czole. - Wybacz mi to...

11/01/2014

Spotkanie po latach

Wstawaj! Już czas najwyższy żebyś podniósł swoje cztery litery i ruszył dupsko na zajęcia!
Ryu niechętnie otworzył zmęczone i mocno zaczerwienione oczy. Ziewnął szeroko i poczochrał się po włosach mrugając kilkakrotnie, zanim znów opadł na biurko plackiem.
- Nie idę - jęknął głośno i wyraźnie, rozmawiając ze swoją podświadomością. Tak jakby jego głośny protest miał tu w czymkolwiek pomóc. - Takeshi-san mnie zamorduje! Nie napisałem jeszcze tego eseju o Obszarach Nieznanych! Niby jak mam to zrobić, kiedy tam jeszcze nie byłem? Nie chce mi się czytać tych wszystkich książek - marudził dalej, póki nie otrzymał mocnego ciosu w tył głowy, jedną z tych przepastnych książek. Obrócił się jak urażony, by spiorunować swojego współlokatora spojrzeniem.
- Daj człowiekowi spać - warknął jego kumpel niedoli. 
- Takiemu to dobrze - burknął Ryu wstając wreszcie z krzesła i idąc do łazienki. Przemył tylko oczy i przeczesał palcami włosy, przebierając się w wygodne ciuszki. Nawet nie sprawdził czy wygląda jak człowiek, zakładając na czarny t-shirt nieco wygniecioną koszulę w czerwoną kratę.
Ziewając opuścił pokój, przerzucając niespokojnie kartki książki. Jak zwykle zaczął się uczyć do tego zdecydowanie za późno. Obawiał się, że nauczyciel historii - Takeshi Moriyama - znów da im popalić na teście. Zapowiadał go już dobre dwa tygodnie temu, a Amakusa zabrał się za naukę z wyprzedzeniem jednonocnym. 
- Brawo Amakusa! - pogratulował sobie zeskakując z ostatniego schodka i... wpadając na kogoś po drodze. Odbił się od owej postaci niczym piłeczka, lądując z gracją na swoich czterech literach. Zamrugał kilkakrotnie zanim się odezwał, krzywiąc się nieco. Jakby nie patrzeć, jego wina. Westchnął cicho, czekając na grad ostrych słów skierowany do jego nieostrożności i już przygotowując się na najgorsze. W myślach wymyślał całą wiązankę przeprosin.
Nieszczęsną osóbkę, która miała pecha stanąć na drodze bruneta była Sayuri, która po zderzeniu się z chłopakiem, upadła na podłogę, i przejechawszy po niej kilka dobrych metrów zatrzymała się w końcu na przeciwległej ścianie. Zaskoczona całym wydarzeniem i mocno zdezorientowana zaczęła gwałtownie mrugać oczami, próbując odnaleźć się w sytuacji. Jak zwykle zajęło jej to dość sporo czasu, zdecydowanie więcej niż innym ludziom, jednak w końcu rozpoczęła swoją tradycyjną formułkę przeprosinową. Nie była to jej wina, ale kultura i dobre wychowanie nakazywały jej przyjąć część winy na siebie.
- Przepraszam i bardzo proszę o wybaczenie za moją nieuwagę - powiedziała cichym głosem, który ledwo przebił się przez harmider panujący na korytarzu.
- Ależ co panienka mówi! - Ryu szybko zaprzeczył zbierając się w sobie. Wstał na nogi i podszedł do niej by pomóc swej ofierze. Serce mu nieco zamarło, kiedy zobaczył kto też padł jego ofiarą. Zacisnął lekko pięść i ukucnął przy dziewczynie. - To ja powinienem panienkę przepraszać. Chodzę po korytarzu tak jakby był moją własnością, a przecież tak nie jest - poczochrał się po włosach, podając jej dłoń i pomagając wstać jak na dżentelmena przystało.
Dopiero gdy już stała przyjrzał jej się uważniej. Miał wrażenie, że dziewczyna nic a nic się nie zmieniła. Jakby miał do czynienia z duchem przeszłości. Swoją starą przyjaciółką. Ubrana była w długą suknię, która nieco ciągnęła się za nią. Ryu nie powstrzymał uciekającego mu chichotu.
- Wie panienka co? - pokręcił z lekkim śmiechem głową. - Będziemy musieli panience przejrzeć garderobę i dość mocno ją zmodyfikować. Zakupy przy kolejnej wizycie wyspy w Hekimie są tutaj niezbędne - oznajmił nieco weselej.
Czarnowłosa nawet przy pomocy chłopaka, podniosła się z ziemi z niemałym trudem. Często miewała problemy fizyczne, a wypadki takie jak te na pewno jej w tym nie pomagały. Dziewczyna poprawiła włosy i otrzepała suknię, po czym zwróciła się w stronę swojego rozmówcy, aby już powiedzieć coś na temat tych przeprosin, gdy twarz chłopaka po prostu odebrała jej zdolność mówienia. Zaczęła gwałtownie mrugać i przecierać oczy nie potrafiąc im uwierzyć. Jeszcze raz z lekkim zaskoczeniem na twarzy spojrzała na niego, aby upewnić się w przekonaniu, że to jej się nie wydaje. Po chwili uśmiechnęła się do niego łagodnie, niemal kompletnie zapominając o tym co się właśnie stało.
- Ryu - szepnęła cicho. Nie spodziewała się go tutaj. Nie spodziewała się go nigdzie spotkać. Ile to już czasu minęło? Kiedy ostatnio się z nim widziała? Nie pamiętała już sama, ale musiało to być dość dawno, gdyż zdążył się naprawdę zmienić. Wydorośleć i zmężnieć. Teraz wyglądał jak prawdziwy mężczyzna, jednak Sayuri wciąż widziała w nim chłopca, który swoją obecnością rozjaśniał jej samotne dni w pałacu.
Dopiero po dłuższej chwili doszło do niej ostatnie zdanie wypowiedziane przez niego. Speszona, spojrzała na swoją sukienkę, nie rozumiejąc o co mu tak właściwie chodzi.
- Przepraszam, ale gdybyś był tak miły i zechciałby mi powiedzieć co nie tak jest w moim stroju? - zapytała po chwili, wciąż nie przestając patrzeć na swój ubiór.
- Panienka wybaczy moje zachowanie, ale śmiem twierdzić, że znam Akademię nieco lepiej od panienki - uśmiechnął się do niej delikatnie, po czym krytycznym wzrokiem przyjrzał się jej strojowi, trochę przedłużając wyrok. Obszedł księżniczkę ze wszystkich stron, zanim skinął lekko głową. - Panienki suknia jest po prostu niefunkcjonalna - oznajmił, jakby ten wniosek był jedynym prawdziwym. - Przeszkadza z pewnością przy bieganiu, czy chodzeniu, a tutaj... w Akademii, mobilność to podstawa - uśmiechnął się łagodnie. - Ale... panienka pewnie przyjechała jedynie w odwiedziny - klasnął w dłonie. - A ja panienkę tylko zatrzymuję... zaprowadzę do dyrektora - stwierdził szybko, bo przecież to mogło być jedyne wytłumaczenie jej obecności.
- Wybaczam ci Ryu - odpowiedziała grzecznie dziewczyna - Mimo to z wielką chęcią przyjmę twoje sugestie i przemyślę je. Możliwe iż po pozytywnym rozpatrzeniu ich, może nawet, na tyle ile oczywiście będzie to możliwe, wcielę jakieś w życie - dodała spokojnie z wciąż idealnym uśmiechem wymalowanym na twarzy - Wybacz Ryu, ale twoje pochopne stwierdzenie jest błędne. Jestem chyba zobowiązana do tego, aby wyprowadzić cię z tego błędu. Nie jestem tu jedynie w odwiedzinach. Jak dobrze pamiętasz raczej nigdy nie brałam udziału w, jakby  to powiedziała moja matka, błahych sprawach. Jestem tu na stałe, jako jedna z uczennic Akademii Athande - zakończyła, po czym zaczęła uważnie przyglądać się chłopakowi. On również nie mógł tu być bez żadnego powodu, szczególnie, że według jej ostatnich informacji przybywać w tej chwili powinien w królewskim pałacu, w stolicy Wenrou. - Wybacz mi to pytanie, jednak czyżbyś i ty został przyjęty do szkoły i stał się jej członkiem?
Amakusa z rosnącym uśmiechem na twarzy słuchał jej odpowiedzi. Niemal zdążył już zapomnieć charakteru księżniczki Wenrou. Jej zawsze perfekcyjnej postawy, która jedynie w swoich myślach pozwalała sobie na opuszczenie gardy.
- Och proszę o wybaczenie panienko - powtórzył, kiedy dziewczyna wyjaśniła mu powód swojego pobytu na latającej wyspie. Uśmiech jednak stał się jeszcze większy, o ile to było możliwe. Radował go fakt znajomej twarzy w tym przybytku niedoli, w którym to się znajdował. Ostrożnie skinął głową, kiedy zadała mu kolejne pytanie, trochę jednak tym zaskoczony. Nie przypominał sobie, by kiedykolwiek otwarcie zapytała go o coś, nie płonąc przy tym rumieńcem. Najwyraźniej powoli zaczynała przyzwyczajać się do tego miejsca.
- Zostałem przyjęty do Athande już dwa lata temu, a twój ojciec panienko wyraził na to swoją zgodę - oznajmił spokojnie. - Powiedział też, że jeśli kiedykolwiek chciałbym wrócić, znajdzie się dla mnie miejsce na zamku - dodał zaraz.
Na ułamek sekundy uśmiech zniknął z twarzy Baskerville, zastępując go niewypowiedzianym smutkiem. Złudna radość jednak prawie od razu powróciła ze zdwojoną siłą, ale w jej czarnych oczach pozostał żal.
- Wybaczam ci - powiedziała nieco ciszej i z mniejszym entuzjazmem niż kilka chwil wcześniej - Jestem wielce rada, iż znalazła się w tym miejscu jeszcze jedna znajoma mi twarz. Na pewno dzięki tobie będę czuła się tu nieco bardziej swobodnie. - Sayuri spojrzała gdzieś w bok, starając się uciec przed wzrokiem bruneta. Nigdy nie miała problemu w ukrywaniu swych uczuć przed innymi, jednak Ryu był inny. Dzięki swojemu darowi prawie zawsze potrafił wyczytywać jej prawdziwy nastrój. Często było to naprawdę pomocne w ich wspólnych relacjach, ale w tym momencie było to dla niej jak przekleństwo. - Słowa mojego ojca nigdy nie tracą swojej ważności i tak jak powiedział będziesz zawsze mile widziany w Asili, a szczególnie w pałacu.
Amakusa umilkł na chwilę, pozwalając jej cierpieć w milczeniu. Nie znał bowiem słów pociechy, które mógłby jej teraz powiedzieć. Zamiast tego wziął ją pod rękę i poprowadził korytarzem wprost na zielony dziedziniec.
- Twój ojciec panienko był dobrym człowiekiem - oznajmił w końcu. - Należy wierzyć, że teraz znajduje się w lepszym miejscu. On na pewno nie chciałby, by panienka przez niego cierpiała - dodał po dłuższej chwili.
On sam wiedział najlepiej co to znaczy stracić rodzica. Potrafił więc wyobrazić sobie jej cierpienie, wejść w skórę Sayuri.
- Twoje życie nadal się toczy, panienko - dodał spokojnie. - A ty postaraj się je chwycić za rogi i wydusić jak najlepiej tylko się da - uśmiechnął się do niej szerzej.
- Wiem - powiedziała cicho, zaciskając mocno zęby. Nie mogła sobie teraz pozwolić na jakiekolwiek łzy. Nie tutaj. Nie przy tych wszystkich ludziach. Wiedziała jak by się to skończyło, jednak trudno jej było opanować emocje. Musiała się jednak wziąć w garść. - Chociaż nie rozumiem do końca twoich słów i nie jestem do końca pewna co masz na myśli. - dodała po chwili, siląc się na szczerszy uśmiech.
- Hm jakby to ująć inaczej - zastanowił się, po czym ujął jej twarz w dłonie i złączył ich czoła razem, tak że ich nosy stykały się niemalże ze sobą. - Pokażę ci o co mi chodzi panienko - zdecydował szeptem, zamieniając jej myśli na obrazy. Obrazy, w których to ona biegała po polach, łąkach, szczęśliwa. Ona wychodząca na randki, strojąca się przed lustrem i żyjąca. Niczym zwykła nastolatka. Ucząca się w Akademii, poznająca świat, potem zakładająca rodzinę.
Kiedy skończył odsunął się od niej o krok.
- To właśnie oznacza brać życie w swoje ręce, chwycić je za rogi... i dusić niczym cytrynę - uśmiechnął się delikatnie, rozmasowując sobie dłonią serce.
Sayuri dosłownie odleciała zatapiając się w obrazach, które pojawiły się w jej głowie znikąd. Z radością chłonęła każde jego szczegóły, czując to emanujące od nich szczęście. To jest właśnie piękne życie. Prawdziwe życie. Coś, czego mogłaby doświadczyć. Czego od zawsze tak naprawdę pragnęła. Wszystko było tak blisko niej. Wystarczyło wyciągnąć po to rękę i nareszcie zaznać pełnię szczęścia.
Ryu odsunął się od niej, a wraz z nim zniknęły wszystkie piękne chwile. Zadrżała na całym ciele i gwałtownie odskoczyła do tyłu. To życie było tak bardzo kuszące, jednak to nie było jej życie. Na nią czekało inne przeznaczenie.
- Nie godzi się księżniczce, a przyszłej następczyni tronu robić, lub chociażby myśleć o takich rzeczach. - powiedziała po chwili, starając się opanować.
Amakusa pokręcił przecząco głową patrząc jej prosto w oczy.
- Ależ co panienka opowiada - wywrócił oczyma. - Każdy ma prawo marzyć, bo przecież to nasze marzenia napędzają nas w życiu - stwierdził siadając sobie na trawie i spoglądając w bezchmurne niebo. - Kim chciałaby panienka zostać w przyszłości? Co chciałaby panienka robić? - zapytał jej poważnie. - Tylko proszę mi tu nie mówić o tym co powinna panienka zrobić. To nie to samo. My chcemy porozmawiać o prawdziwej Sayuri Baskerville, a nie wystylizowanej księżniczki - mruknął, zanim zdołał się ugryźć w język. -Proszę o wybaczenie. Powiedziałem za dużo - rzucił szybko, tak jak to był wyuczony.
Dziewczyna nie dołączyła do chłopaka. Wciąż stała obok, przyglądając mu się kątem oka. Przez dłuższy czas zastanawiała się nad jego słowami i obrazami, które jej pokazał.  Po chwili spuściła nieznacznie głowę do dołu, po czym delikatnie nią potrząsnęła.
- Nie, Ryu. Jestem, czy tego chcesz, czy nie, Sayuri Baskerville, wystylizowaną księżniczką, która zna swoje miejsce na ziemi. A teraz, jeżeli mi wybaczysz, pójdę już zająć się swoimi szkolnymi obowiązkami. - powiedziała, po czym lekko przed nim dygnąwszy, odwróciła się do niego tyłem - Bardzo miło było znów cię spotkać. - dodała i wolnym krokiem zaczęła się oddalać. Czy uciekała? Tak to chyba można było nazwać. Ale tak było według niej lepiej. Bo w końcu po co zagłębiać się w coś, co i tak nigdy nie będzie częścią jej życia. Jaki jest sens marzyć, kiedy marzenia do końca jej życia pozostaną w sferze snów?
~.~
Amakusa odprowadził tylko dziewczynę wzrokiem, powstrzymując się przed nagłym wstaniem z miejsca i ruszeniem za nią. To prawda, była jego panienką, ale w tej szkole nikt nikogo nie szufladkował. On również powinien wreszcie nauczyć się to robić.
- Takeshi mnie zamorduje - mruknął do samego siebie wreszcie wstając i dość szybkim krokiem zmierzając na zajęcia. Miał nadzieję na łut szczęścia, ale niestety... mężczyzna nie pozwolił mu już pisać testu. Zamiast tego mógł obserwować piszących z kąta. Trudno.... jedna gorsza ocena jeszcze nikogo nie zabiła jak to mówią.

10/31/2014

Zagubiona i bibliotekarz

Sayuri stała wśród tłumu innych uczniów Akademii Athande, przed bramą wjazdową do stolicy Hekimy. Na sobie miała śnieżnobiałą, bufiastą sukienkę, sięgającą jej poniżej kolan z jasno niebieską, elegancką narzutką dopełniającą strój i dodającą mu urokowi. Dziewczyna ukrywając się za wyższymi od siebie rówieśnikami, ze wszystkich sił starała się schować przed wzrokiem trenera. Był to dobrze zbudowany mężczyzna w średnim wieku o wiecznie rozczochranych, krótko przyciętych blond włosach i zielonych oczach, którym nic nigdy nie umyka. Nawet ona.
- Baskerville! - krzyknął mężczyzna, dokładnie lustrując dziewczynę, a szczególnie jej strój - Co to ma być? co ty masz na sobie?
Czarnowłosa nieśmiało wyszła z szeregu, ze spuszczonym wzrokiem wbitym w ziemię. Nie przepadała zbytnio za tym człowiekiem, który przyczepił się do niej od pierwszych zajęć. Zawsze miał do niej jakieś pretensję, a ciągle dając ją na pierwszy ogień, miał niezły ubaw widząc jak zawala wszystkie, nawet najprostsze ćwiczenia.
- Sukienkę, proszę pana. - powiedziała cienkim, cichutkim głosikiem, który przyrównać można by było do pisku myszy.
- Nie żartuj sobie ze mnie. Nie jestem ślepy. - warknął mężczyzna, przewracając oczami - Chcę wiedzieć dlaczego ubrałaś ją na bieg w terenie?
- Bardzo pana przepraszam i proszę o wybaczenie, jednak cóż innego miałam na siebie włożyć? - Dziewczyna była na skraju wytrzymałości. Czuła jak do oczu cisnęły jej się słone łzy, jednak dzielnie powstrzymywała je, wciąż serdecznie się uśmiechając. Nie miała innego wyboru, tak po prostu została wychowana. Oprócz tego nie mogła pozwolić sobie na płacz, gdyż zmyłaby zaklęcie zastępujące jej okulary, które niestety nie jest wodoodporne. Już sobie wyobraża co by to było, gdyby przestała teraz widzieć. Byłaby już kompletnie skończona.
- Żartujesz sobie ze mnie? - Do uszu Sayuri doszedł głośny śmiech trenera, któremu po chwili zawtórowało kilka innych, należących do pupili wychowawcy. - A co ja jestem? Twój prywatny stylista? Jeżeli nie umiesz się sama ubrać, to wracaj do pałacu i służących. Nie obchodzi mnie czy jesteś księżniczką, czy też nie. Tu się to nie liczy i jak dla mnie możesz być nawet królową, a ja mam to głęboko gdzieś. Wszyscy są tu traktowani na równo i nie zamierzam dla ciebie robić jakiegokolwiek wyjątku. Wracaj do szeregu. - dodał i zwrócił się w stronę reszty - Ukryłem w Sage przedmioty oznaczone symbolem akademii. Waszym zadaniem jest zebrać ich jak najwięcej i wypełnić dołączone do nich zadania. Kto nie niczego nie przyniesie, będzie przez tydzień towarzyszył mi w moich porannych biegach. Czy to jest zrozumiałe?
- TAK JEST! - odpowiedziała cała klasa, włącznie z Sayuri.
- To do roboty lenie. Wyspa zmienia swoje miejsce po zachodzie słońca. Kto nie zdąży do tego czasu wrócić, zostaje tu. Życzę miłej zabawy.
Wszyscy, chłopcy i dziewczynie, ruszyli biegiem w stronę miasta, pełni zapału i gotowi do pracy. Na szarym końcu niezbyt szybkim truchtem wlokła się księżniczka Wenrou. Dawała z siebie 100% i było to wszystko na co było ją stać. Ale wciąż za mało. Była najgorsza, najgorsza z najgorszych.
***
Sayuri ledwo szła, zmuszając się do każdego kroku, który był dla niej nie lada wyzwaniem. Był bardzo zmęczona, kompletnie wyczerpana z sił. Doskwierało jej pragnienie, a brzuch ani na chwilę nie dawał zapominać o pustym żołądku dziewczyny. Były to dla niej nowe uczucia. W końcu całe życie wychowywała się w pałacu, gdzie miała wszystko podstawione pod sam nos.
Nie miała pojęcia jak długo już włóczy się po mieście, ani ile dokładnie zostało do zachodu słońca. Nie wiedziała jak duży dystans już przeszła, ani gdzie szukać tych ukrytych przedmiotów. Jedynej rzeczy, która była pewna, to to, że się zgubiła. I to na amen.
Tuż obok niej przebiegła jakaś rudowłosa dziewczyna. Kątem oka zauważyła w jej ręce niewielkie pudełko z namalowanym na nim symbolem akademii. Sayuri nie mogła sobie przypomnieć jej imienia, jednak była pewna, iż jest z nią w jednej klasie. Czarnowłosa zbyt długo patrzyła na róg budynku, za którym zniknęła dziewczyna, przez co nie zauważyła wystającej z ziemi płyty chodnikowej, o którą zaczepiła nogą. Księżniczka była zbyt wyczerpana, aby złapać równowagę i iść dalej. Zamiast tego z głośnym hukiem upadła na chodnik, zdzierając kolana do krwi. Głośno syknęła z bólu i zmęczenia. Nie chciała się pod nosić. Chciała tu już zostać. Poczuła łzy płynące po jej policzkach, a obraz po chwili stracił ostrość i zmienił się w jedną wielką, niewyraźną plamę. Świetnie, jeszcze tylko tego brakowało. Jednak Sayuri przestała się tym przejmować. Było jej już wszystko jedno.
- Sayu... Sayu kochanie. Sayu wstań, proszę cię. Musisz wstać. Za chwilę zachód słońca. Sayu...
W głosie dziewczyny zabrzmiał ciepły, kobiecy głos. Poczuła obejmujące ją w pasie ramiona, które ze wszystkich sił próbowały ją podnieść, jednak były zbyt słabe.
- Ale po co, Kori? Przegrałam. Jestem słaba. Do niczego się nie nadaję, oprócz ładnego wyglądania. Chociaż teraz pewnie nawet i to mi nie zostało. - załkała dziewczyna.
Sayuri często doskwierała samotność, przez co prawie ciągle rozmawiała ze sobą. Nie dokładnie ze sobą, a ze swoją przyjaciółką. Bardzo podobną do niej, czarnowłosą dziewczyną, stworzoną  z jej iluzji. W chwilach takich jak ta, jej podświadomość brała górę i samowolnie tworzyła przy sobie Koroshio.
- Nie mów tak kochanie. Masz jeszcze szansę. Ja w ciebie wierzę.
***
Lavi tego dnia nie miał zajęć, a korzystając z okazji pobytu nad stolicą Hekimy, postanowił odwiedzić tamtejszą bibliotekę. Wizyty w ów przybytku zawsze go zachwycały. Prowadziły do niej złote schody, a białe kolumny oplecione były poprzez złocone pnącza. Napis na bibliotece witał przyjezdnego i życzył mu owocnego czytania. Rudowłosy wprost uwielbiał to miejsce. Mógł godzinami lawirować między półkami wybierając to i rusz lepsze książki, często tracąc przy tym poczucie czasu. Tak też stało się i tego dnia. Kiedy spojrzał w okiennicę, uznał że już czas się zbierać. Zabrał ze sobą jedynie dwie pozycje i już po chwili swobodnym krokiem przemierzał uliczki Sage.
Był niezwykle rad ze spędzonego czasu. Pomysł miał przedni i już teraz nie mógł się doczekać aż trafi do swojego pokoju, bądź nawet na schody przed akademikiem, gdzie będzie mógł zatopić się w lekturze książek. Postanowił jeszcze wstąpić do pobliskiej piekarni i kupić sobie dwa ciastka z czekoladą oraz dwie bułki. Tak na zakąskę. Dopiero, kiedy to zrobił ruszył dalej. Przepłacił trochę, to jasne, ale tym razem wcale się tym nie przejął. 
Uśmiech nie schodził mu z twarzy. No przynajmniej dopóki jej nie zobaczył. Sayuri leżała na bruku, umorusana i wyraźnie płacząca. Wyglądała jak kupka nieszczęścia. Lavi spokojnym wzrokiem ocenił jej stan, po czym ukucnął przy niej i wyciągnął w jej stronę dłoń z ciastkiem z czekoladą.
- Czyżby panienka potrzebowała pomocy? - zapytał z łagodnym uśmiechem i musiał nieźle się pilnować by nie parsknąć śmiechem, gdy dziewczynie zaburczało w brzuszku.
Czarnowłosa gwałtownie podniosła się z ziemi, trącając przy tym chłopaka, któremu cudem udało uratować się smakołyk przed spotkaniem z chodnikiem. Dziewczyna była jednak zbyt wyczerpana, aby móc się utrzymać nawet na siedzącą. Zachwiawszy się, ciężko opadła na ramiona, wciąż jednak niespokojnie rozglądając się dookoła.
- Lavi? - zapytała cichym, lekko zachrypniętym głosem - Lavi to ty? - Patrząc się wprost na chłopaka, wytężała wzrok, aby ujrzeć chodź jego niewyraźny kształt, jednak wszystko co widziała to kolorowe, zlewające się ze sobą plamy.
- A kto? Gwałciciel? - zapytał jej pomagając jej usiąść na bruku i podając jej ciastko do rąk. - Gdzie masz patrzałki? - zainteresował się, bo widział przecież że dziewczyna zawsze brała je ze sobą.
Księżniczka przetarła oczy wierzchem dłoni, ścierając z twarzy łzy. Nic to jednak nie pomogło, a jedynie rozmazało cały jej makijaż.
- Ja-ja... Nie wiem. - wydukała zagubiona, nadgryzając kawałek ciastka - Chhh-yba w którejś z kieszeni. - dodała, po przełknięciu gryza i wpakowała do ust resztę jedzenia. Chłopak pokręcił z niedowierzaniem głową, po czym przyciągnął ją do siebie obejmując ramionami w obrończym geście.
- Już dobrze, nie masz się czym martwić - zapewnił dziewczynę, głaszcząc ją delikatnie po plecach. - Masz ochotę na bułkę? - zapytał zaraz. - Ja wiem, że to może ci się wydawać nędznym jedzeniem... ale aktualnie nie mam nic więcej przy sobie.
Sayuri odrobinę zadrżała, trudno było powiedzieć czy z zimna, czy może emocji. Mimowolnie wtuliła się w jego ciepłe ciało, czując się przez chwilę naprawdę bezpieczna. Ukradkiem sięgnęła ręką do kieszeni i wyciągnęła z niej okulary, które szybko założyła na nos. Ze zdziwieniem, a nawet lekkim strachem odkryła, że wciąż nie może złapać ostrości obrazu, co spowodowane było pękniętym jednym szkłem. Po chwili jednak zobaczyła przed sobą uśmiechniętą twarz rudowłosego i patrzące na nią z troską, zielone oko. Ten widok automatycznie dodał jej trochę otuchy.
- Uhm... Nie chcę ci niszczyć momentu, Sayu i może nie znam się zbytnio na ludziach, ale wydaje mi się, że kiedy taki przystojniak zadaje pytanie, powinno się odpowiedzieć. No szczególnie, że kultura tego wymaga, księżniczko.
- Z wielką ochotą zjadłabym coś więcej, ale czy ty nie będziesz przeze mnie głodny, Lavi? - zapytała cichutko.
- Och dajże spokój. Przecież nic mi się nie stanie - uśmiechnął się do niej lekko, mimowolnie ścierając łzy z jej policzków i podając bułkę. Usiadł obok niej, uznając że jeszcze trochę mogą sobie tutaj posiedzieć i pobiesiadować. Nikt im nie będzie w tym przeszkadzał. - Co tutaj robisz? - zapytał jej po chwili milczenia.
Dziewczyna podciągnęła zakrwawione kolana po samą próbę, starając się zmniejszyć, a najlepiej to w ogóle zniknąć. Wziąwszy do ust bułkę, z radością zaczęła ją powoli przeżuwać.
- Nie jestem do końca pewna. Wiem jedynie, że mam teraz zajęcia w terenie i powinnam czegoś szukać - powiedziała dziewczyna między kolejnymi kęsami. Kątem oka spojrzała na swoje poharatane nogi. Musiała wyglądać naprawdę fatalnie. Podarta, brudna od krwi i kurzu sukienka, która ledwo zakrywała jej bieliznę, a także rozbite okulary. Rozczochrane włosy oraz rozmazany makijaż. Do tego jeszcze poobijane i podrapane nogi. Wyglądała jak kupka nieszczęść, a ktoś kto jej nie zna, nawet przez chwilę nie pomyślałby, że ta dziewczyna może być księżniczką.
Munrou skinął tylko głową, wciąż nie mogąc uwierzyć w to co widział przed sobą. Ta dziewczyna kompletnie nie była przystosowana do współżycia w społeczeństwie. Nic jej nie opowiedział, ani nie skomentował opłakanego wyglądu ani jej bielizny... zdecydowanie nie seksownej, niestety... Potrząsnął lekko głową i pomógł jej wstać, a widząc jak się chwieje zabrał ją na ręce.
- W tak długiej sukni Sayu-chan, zajęcia w terenie to szczyt głupoty niestety - oznajmił w końcu chcąc by dziewczyna się ocknęła. Zaczęła myśleć nad swoimi postępowaniami. W innym wypadku nigdy sobie tu nie znajdzie znajomych, ani nie będzie dobrą uczennicą.
Dziewczyna wzdrygnęła się odrobinę, czując jego dłonie na swoim ciele, a po chwili jeszcze ramiona i pierś. Zdecydowanie nie była przyzwyczajona do takiej bliskości ze strony drugiego człowieka. Nawet jej bratu nie pozwalano jej zbytnio dotykać, a rodzice ograniczali się do co najwyżej jednego uścisku dziennie, na dobranoc, choć i tak to był szczyt marzeń Sayuri. Czarnowłosa jednak nic nie powiedział przez dłuższy czas milcząc, biorąc za pretekst kończenie posiłku. Jednak, kiedy w jej ustach zniknął ostatni kęs kanapki w końcu musiała się odezwać, chociażby jednym zadaniem.
- Wiem - szepnęła cicho - Ktoś mi już zdążył to uświadomić. Tylko ja po prostu nie mam niczego innego - dodała jeszcze ciszej, a jej policzki odrobinę się zarumieniły, co tym razem można było zobaczyć, przez zmyty w niektórych miejscach przez łzy, makijaż.
Lavi spodziewał się takiej odpowiedzi. Taktownie zignorował jej zakłopotanie i urocze rumieńce wkradające się jej na twarz. Musiał przyznać, przed samym sobą, iż dodawały uroku dziewczynie. Jeszcze gdyby tylko zmyć tę tonę makijażu, byłoby wprost idealnie.
- To chyba będziesz musiała wybrać się na zakupy - zauważył spokojnie, idąc dość szybkim krokiem na miejsce spotkania. W końcu Sayuri wciąż miała zajęcia, a dzień powoli zbliżał się ku końcowi. - Polubisz to - zapewnił ją, bo nie znał dziewczyny, która nie znosiłaby chodzenia po sklepach i wybierania ciuchów. -Na pierwsze jednak zabierz przewodnika - zachichotał, nie mogąc powstrzymać się od dania jej przytyku.
- Wiem - mruknęła cicho, bez żadnych zastrzeżeń akceptując fakt, że jest naprawdę i pod każdym względem do niczego - Uhm... Może... Może w takim razie zechciałbyś mi zrobić tą przyjemność i zostać moim przewodnikiem podczas zakupów?
Tak naprawdę trudno jej było to powiedzieć. W końcu prosić chłopaka o coś takiego. Ale nie miała nikogo innego, do kogo mogłaby skierować tą prośbę. Shen? Rozmawiali tak naprawdę tylko raz i na pewno nie zebrałaby w sobie na tyle odwagi. Do wyboru był jeszcze Ryu, ale głupio było jej prosić go o coś takiego, bo wiedziała, że ze względu na jej ojca nie odmówi jej niczego. Nie chciała tego wykorzystywać.
Chłopak potknął się ledwie utrzymując równowagę, po czym spojrzał na nią z lekkim zażenowaniem. Jak niby miał jej odmówić? Zacisnął mocniej wargi przez dłuższą chwilę się nie odzywając. Znajdowali się już nieopodal miejsca spotkania, z czego był nawet rad.
- Wiesz... mężczyźni raczej nie przepadają za zakupami - zauważył delikatnie, po czym postawił ją na ziemi, kiedy znaleźli się na miejscu. - Mogę zrobić dla ciebie wyjątek - dodał z miną męczennika. - Ale w zamian będziesz zmuszona spędzić koło 3 godzin w bibliotece miejskiej Hekimy.
Kiedy jej stopy zetknęły się z twardym gruntem, przez chwilę miała pewne problemy ze złapaniem równowagi, jednak po chwili wszystko miała już pod kontrolą. Do czasu, gdy chłopak powiedział jego warunek.
- Żartujesz sobie, prawda?! - krzyknęła nagle i bez ostrzeżenia, zapominając kompletnie o manierach - Hekima. Biblioteka miejska w Hekimie? Mówisz poważnie?
- Całkowicie poważnie - zapewnił ją. - Czasami jestem zwyczajnie nudnym człowiekiem - uśmiechnął się delikatnie, popychając ją w stronę rówieśników, kiedy trener zaczął się już denerwować. - Idź, zanim spadnie na ciebie kolejny grad złośliwości - mruknął, samemu wyprzedzając grupę i znikając w przejściu, by wrócić do Akademii.
Sayuri chciała jeszcze mu coś powiedzieć, ale nie zdążyła. Przyprowadziwszy ją na miejsce zbiórki, odszedł jak najszybciej się tylko dało. Nie dziwiła mu się i w żadnym wypadku nie miała mu tego za złe.
- Do zobaczenia, Lavi-chan. - powiedziała jeszcze, patrząc na plecy czerwonowłosego, który po chwili zniknął w tłumie.
No trudno. Powie mu to dopiero w Hekimie. Albo po prostu nigdy, bo w końcu czemu miałaby go obchodzić taka głupia rzecz.
Westchnęła cicho. Póki co będzie musiała stawić czołu innemu wyzwaniu.

10/24/2014

Umysł nastawiony na porażkę, droga, która wybrałam, zabrała mi tylko czas.

Umysł nastawiony na porażkę,
droga, która wybrałam,
zabrała mi tylko czas.
Cierpliwie klęczę tutaj, 
nie martw się o mnie, kochanie,
ja tylko umieram.

 Nikt nie zauważyłby, gdyby ktoś taki zniknął, niepotrzebny śmieć na tym odciętym od cywilizacji wysypisku. Nawet cienie zdają się jej unikać. Miejsce takich, jest w psychiatryku.. A mimo to..
- Cichutko... Cichutko.. Nikt tutaj nie zrobi Ci krzywdy... 
Szkarłat zdawał się już obejmować całą jej twarz, gdy tak wgapiała się w ścianę, karcąc się w myślach za te odczucia. Niemal czuła jakie ślady w jej zakrytych miejscach zostawiły wrażenia po tym śnie. Zboczeniec! Zboczeniec! Saphira jest zboczeńcem! Przeniosła dłonie na swoje policzki i uderzyła o nie kilka razy.  
W pokoju panowała grobowa cisza, tylko ona co chwilę ją przerywała. Jej towarzysz jakby rozpłynął się w powietrzu, a tak naprawdę siedział przy jej biurku, odnalazłszy jakieś kartki, kredki i ołówki.
Kiedy przyspieszony oddech dziewczyny uspokoił się, jej uszu dobiegł dźwięk skrobania ołówkiem o kartkę. Zdawało się, że on również zapomniał o jej obecności. Zawzięcie rysował coś na kartce, kreśląc grube i mocne jak i delikatne kreski. Po chwili tej czynności towarzyszyć zaczęła cicha melodia jego zachrypniętego głosu. Cicha, tajemnicza, ale uspokajająca i piękna melodia.
- Jeden, poznaj płaczące dzieci... - zaśpiewał cichutko białowłosy, a jego głos dla niej był.. zupełnie czymś nowym. Ale i pięknym... - Dwa, spal kości płaczących dzieci.... Trzy, płaczące dzieci na mogiłę... - Słowa i melodia dawały całość kołysanki... dość mrocznej kołysanki.
Przełknęła głośno śliną, obejmując się rękoma. Przerażające.. Zacisnęła powieki, słuchając tylko tej pięknej i z jednej strony okropnej melodii.. jednak była niezwykle uspokajająca i.. usypiająca..
- Cisza już, cisza... złowieszcze zwłoki... Prochy rozsypane, tutaj... Garon... - Tak kończyła się kołysanka, jednak chłopak nucił ją jeszcze długo w kółko i jeszcze raz.
Nie śpij, Saph! Usiadła natychmiast, o mało co nie zasypiając. Spojrzała na niego dziwnym wzorkiem.
- Możesz.. mnie nie usypiać..? - zapytała cichutko.
Chłopak na krześle drgnął, prostując się natychmiast. Jednakże nie spojrzał na nią, a wrócił do rysowania.
- Myślałem, ze śpisz - odparł prosto.
- Dlaczego na mnie nie patrzysz? - zapytała dziwnym głosem.
- A powinienem? Odradziłaś mi jakiegokolwiek kontaktu z twoją osobą, co w tejże chwili staram się uczynić.
Jego głos był tak spokojny, że aż irytujący. Ale on po prostu taki był. Nikt nie był w stanie wytrącić go z równowagi. Nikt ani nic w świecie. Miała ochotę krzyknąć. Wrzasnąć, by w końcu na nią spojrzał, by nauczył ją.. jak to jest być dotykaną.. Otworzyła już usta, żeby to zrobić, ale wydobył się z nich dziwny dźwięk, gdy ugryzła się w język. Tłumaczyła to sobie przecież. Nikt nie lubi wariatek.. Tym bardziej nie chce z nimi nawiązywać kontaktów, nawet wzrokowych. Odwróciła głowę w bok i spuściła ją, przenosząc się z powrotem na swoje łóżko. Położyła się na boku tyłem do niego, a łzy spłynęły po jej policzkach. Nie wydawała jednak z siebie żadnego dźwięku.
- Po prostu powiedz. Poproś. Rozkaż mi - powiedział cicho, kreśląc ostry zarys zapadniętych oczu na kartce. - "Spójrz na mnie". Powiedz to. "Dotknij mnie". Jeśli tego właśnie chcesz. To jest proste jak ukrywanie zwłok w kałuży błota. Powiedz to.
W końcu nie wytrzymała..
- Kurwa...! Spójrz na mnie do cholery! - wrzasnęła z płaczem, nadal leżąc jak leżała.
- Hm.
Białowłosy ze stoickim spokojem wyprostował się, odłożył ołówek, po czym z cichym uśmieszkiem obrócił się, siadając na krześle okrakiem i spojrzał na nią.
- Trudne to było? - Uniósł brew.
Powoli usiadła, patrząc na niego z tą załzawioną twarzyczką, którą non stop wycierała rękawem tuniki.
- N-nie.. - wyszeptała cichutko.
Zapragnęła tak bardzo, by znalazł się teraz obok niej.
- Więc jeśli czegoś potrzebujesz, dlaczego zwyczajnie nie poprosisz? Lub nie krzykniesz tych kilku ostrych słów? Nie jest to prostsze niż zabawa w kotka i myszkę? Bądź kotem... nie myszą... - wyszeptał, przechylając się na krześle w przód.
Zakryła twarz rękawami.
- Chodź tu, do mnie.. Naucz mnie.. że dotyk.. nie boli.. proszę.. - cała się trzęsła, nie za bardzo wiedząc, co mówi.
- Pierwszy krok jest twój - powiedział z złośliwym uśmieszkiem, kładąc głowę na ramionach.
- M-mój? - zapytała ze zdziwieniem, a ten jego stoicki spokój doprowadzał ją do szału i totalnej rozpaczy. Powoli podniosła się z łóżka i stawiając ostrożnie bose stopy na panelach, podeszła do niego. Przełknęła głośno ślinę, a jej serce zaczęło bić szybciej.. Niemal czuła się jak w swoim śnie.
Wyciągnął do niej swoją wychudzoną dłoń. Zawahała się nieco, po czym jednak dotknęła jego dłoni opuszkami palców. Białowłosy ujął ją czule i delikatnie, przechylając głowę w stronę lewego ramienia. Akurat, gdy ją tak trzymał, nie reagowała. To była najmniej wrażliwa część jej ciała, choć i tak była spięta.
- No.. p..podeszłam..
- Trzymam cię za dłoń... nie powinnaś uciekać? - Oblizał wargi ze smakiem, wpatrując się w jej oczy.
Jej oddech nieco przyśpieszył. Przełknęła głośno ślinę.
- Nie. Moje dłonie nie są wrażliwe aż tak bardzo na dotyk.
- Nie? - Spytał z zaciekawieniem, a wraz z tym dziwnym pytaniem zacisnął mocniej palce na jej nadgarstku. - Czuję twoje tętno... boisz się? Jest stanowczo za szybkie...
Przymknęła oczy i pociągnęła nosem, przytakując.
- Mam złe doświadczenia.. z dotykiem..
Uśmiech spełznął z jego twarzy.
- Świat jest okrutny dla każdego... - wyszeptał cicho, ze smutkiem. Jego uścisk zelżał. - Nie ma nic wyjątkowego w tym, by przeżyć. Każdy stara się to zrobić. Sztuką jest obrócić wrogość świata przeciwko niemu.
- Wybacz, ale.. ja.. - cofnęła się o krok.. - Jestem za głupia, by zrozumieć Twoje słowa. Przepraszam. Lepiej będzie, jeśli zapomnisz o moim istnieniu, tak jak cała reszta.
- Życie jest zbyt krótkie by zapominać o ludziach, których zdążyło się poznać. Niektórzy są zbyt głupi by to zrozumieć. Wolałbym umrzeć niż zapomnieć o tobie - oznajmił białowłosy, po czym podniósł się z krzesła, podchodząc do okna.
Co to za..dziwne ciepło..? Położyła dłoń na swoim sercu, po czym skrzywiła się. Nie miał zamiaru mnie dotknąć. Czuję ulgę, ale dziwne.. coś dziwnego.. Coś innego..
- Cieszy mnie to - odparła.
- Co to znaczy... cieszyć się...?

10/21/2014

To tylko marzenie, on nigdy taki nie będzie

Nie kłam!
Nie okłamuj mnie teraz!
Teraz Cię skreślam,
wyrzucam tamte wspomnienia
poza początek czegoś nowego!
Wyrzucam tamte wspomnienia..

 Październikowe poranki dawały się we znaki bardzo dokładnie, gdy zamiast jasno robić się przed szóstą, było tak po siódmej. Zimny, jesienny wiatr poruszał zasłonami zawieszonymi nad otwartym na oścież oknem w małym pokoiku, rozwiewając przy okazji czarne włosy stojącej przy nim dziewczyny. Chciała, by ta przyjemna bryza rozbudziła ją w końcu, ignorując dreszcze chłodu. Słońce powoli wychylało się zza horyzontu, rozświetlając okolice. Fioletowe, ukryte za wachlarzem rzęs oczy, zmrużyły się powoli, odgradzając od tego nieprzyjemnego widoku. Uczennica cofnęła się o krok w tył, złapała dłońmi za oby dwie części okna i zamknęła je, oddychając głęboko. Było otwarte całą noc, od kiedy tylko jej współlokator przez nie wyskoczył i nie wrócił. Zrozumiała zbyt dobrze ten niby nic nie znaczący gest, ot taką ucieczkę przed nią. To normalne, zawsze tak było. Ludzie nie lubią dziwaków, wariatek z wymyślonymi przyjaciółmi, fobią przed dotykiem.. To dla nich obce, dlatego nie dopuszczają do siebie myśli o tym, odrzucając i unikając takich osób. To przecież normalne. Nie ma co nad tym ronić łez..
 Czarnowłosa objęła się rękoma, zamykając powieki i powstrzymując słone krople w kącikach. By tylko pozbyć się tego okropnego uczucia, wzięła z szafy czarne legginsy oraz szarą tunikę z kotkiem na piersiach i uszami na kapturze. Gdy znalazła się już w łazience, zamknęła drzwi na klucz i zdjęła z siebie wszystko, przypatrując się nieznajomej w lustrze. Choć z twarzy może i była odrobinę urodziwa, to szpecące klatkę piersiową i brzuch identyczne blizny po gaszonych na jej ciele papierosach, były niemal odrzucające. Starła z policzka wodę, która pojawiła się znikąd, po czym wskoczyła do kabiny, nie chcąc już patrzeć na siebie. Kąpiel zajęła jej krótką chwilę, aż wreszcie wyszła zakapturzona z łazienki. Chciała tylko rzucić się z powrotem do łóżka, jednak znieruchomiała w drzwiach, patrząc na kucającego na jej łóżku białowłosego chłopaka.
Pojawił się znikąd, dosłownie jak duch. Kucał na pościeli, obwiązując lewą dłoń, nadgarstek oraz rękę bandażem. Najwidoczniej coś sobie zrobił... znowu. W końcu wczoraj wyskoczył przez okno, a to już mogło się źle dla niego skończyć. Kto wie co wyprawiał później?
- Dzień dobry, Gwiazdeczko - odezwał się ze stoickim spokojem, bandażując delikatnie krwawiącą dłoń. Nawet na nią nie spojrzał, ale i tak wiedział, że to ona weszła do pokoju. Nigdy nie pomyliłby jej mieszanki płynów do kąpieli.
- D-dzień dobry - odezwała się zachrypniętym głosikiem i pociągnęła nosem. Najprawdopodobniej przeziębiła się, śpiąc przy otwartym oknie. Widziała, że się zranił i zanim ugryzła się w język, zapytała. - Coś sobie zrobiłeś poważnego? Powinieneś iść do pielęgniarki - dodała po chwili.
- To nic, to nic - machnął na nią zdrową dłonią, nawet na nią nie patrząc. - Widziałem ducha światła w kawałku szkła, dlatego próbowałem go uwolnić - wytłumaczył się, choć to co powiedział nie posiadało ani odrobiny sensu. Saphira z każdą chwilą coraz bardziej uważała go za wariata, zresztą nie ona jedyna. Jednakże mieli rację... chłopak miał nierówno pod sufitem. Kiedyś ukradł stolarzowi poziomicę chcąc udowodnić, że sufit w jego schronieniu znajduje się pod odpowiednim kątem. Skończyło się to grobową deską dla stolarza za oddanie mu źle działającego narzędzia, a tak naprawdę to karczma, w której przesiadywał miała już swoje lata i dach po prostu się zapadał. Dla karczmarza również nie skończyło się to wesoło.
Zamrugała nieco zdziwiona. To moje łóżko, pomyślała, ale ponownie ugryzła się w język i usiadła na jego pościeli, kładąc się po chwili na niej, na plecach i wpatrując się w sufit. Uwielbiała nosić tuniki na długi rękaw. Nie miały dekoltu, a więc nie odsłaniały ani jednego kawałka jej ciała. Nie musiała się martwić, że ktoś zobaczy jej blizny. Zamknęła oczy i odetchnęła głęboko, nasłuchując tego, co robił chłopak
- Głupie duszki światła... - mamrotał pod nosem, zaciskając bandaż. - Co one sobie myślą? Ałć...
Sięgnął po nożyczki, chcąc przeciąć opatrunek w odpowiednim miejscu, a wtedy ciszę przerwało... burczenie. Burczenie w jego brzuchu, strasznie głośne zresztą. Przerażone tym dźwiękiem chłopak nie utrzymał równowagi i upadł na łóżko na tyłek, a nożyczki uderzyły w podłogę.
Czarnowłosa westchnęła głęboko, uchylając jedną powiekę i patrząc na niego smutnym wzrokiem. Co mogła zrobić? Po wczoraj nie chciała się do niego zbliżać.. Bała się, po prostu.
Po dosyć krótkiej chwili chłopak uspokoił się, podniósł nożyczki i dokończył przerwaną czynność.
- Ne, gdzie mogę znaleźć w tej klatce coś do zjedzenia? - Spytał, chowając przyrząd do szuflady.
- Gdzieś.. na stołówce - wymamrotała cichutko, kuląc się na boku, tyłem do niego i rozdrapując tynk z ściany. Tak naprawdę rzadko bywała tam. Nie lubiła tłoku ludzi.
- Aż tak bardzo mnie nie lubisz? - Kolejne pytanie padło bardzo niespodziewanie i... trochę ją przeraziło. Ton głosu jej współlokatora stał się bardziej delikatny i uwodzący, a gdy odważyła się przenieść na niego wzrok, wyciągał się na jej posłaniu, uśmiechając się perfidnie.
Na jej policzkach pojawił się nagle szkarłatny rumieniec, co było do niej nie podobne. Dotknęła go palcami, czując większe ciepło, niż na innym miejscu na ciele.
- N-nie prawda! - pisnęła z sapnięciem, przekręcając się z powrotem w stronę ściany, by tylko nie zauważył, co zaledwie ton jego głosu u niej wywołał. Co by to było, gdyby nagle zaczęli tu wyprawiać inny rzeczy.. Czerwień zrobiła się jeszcze intensywniejsza. Zboczeniec! 
- Dlaczego nie mogę się do ciebie zbliżyć, co...?
Poczuła jego gorący oddech na karku... to było jak jakiś sen, przecież nie mógł w ciągu tak krótkiej chwili znaleźć się tuż przy niej.
Czuła swój przyśpieszony oddech i słyszała łomot serca, gdy tak nagle znalazł się przy niej. Jakim cudem.. tak szybko?! 
- Ha.. ah.. - wyrwało się z jej ust, gdyż nic innego nie mogła wydusić. Sparaliżowało ją ze strachu i.. czegoś znacznie innego. Nie potrafiła odwrócić głowy w tył, gdy był tak blisko.. Stanowczo za blisko.
- Nie powiesz chyba, że się boisz, prawda...? - Wyszeptał cicho, po czym zachichotał złośliwie. Chudymi palcami odgarnął z jej twarzy włosy i założył część kosmyków za jej ucho. - Jestem tylko... bardzo samotnym... potworem - powiedział najciszej jak potrafił prosto do jej ucha.
Zaparło jej dech i niemal go odebrało. Sapnęła jeszcze głośniej, co brzmiało bardziej jak niezwykle podniecający jęk. Adrenalina uderzyła w każde miejsce na ciele. Czuła się tak bardzo bezbronna, a mimo to.. jego obecność tak blisko dodawała ekscytacji, pieszczącej jej umysł.
- Cichutko... cichutko... nikt tutaj nie zrobi ci krzywdy... - Poczuła jego gorące wargi na swojej skroni, policzku, szyi... a potem przeraźliwie ostre kły rozrywające jej gardło.
Wrzasnęła głośno, podrywając się do siadu i łapiąc za skórę pod brodą. Rozejrzała się gwałtownie po pokoju. Tadashi siedział na łóżku obok, nadal bawiąc się bandażem. A więc to był sen.. Cholernie straszny i.. wspaniały sen.. Zakryła dłońmi oczy, padając z powrotem na łóżko i przekręcając się ku ścianie, gdzie mogłaby w spokoju rumienić się, dyszeć, bać się, a jednocześnie ekscytować. Chce więcej takich snów! 
- 'Aphie?
- Nie nazywaj mnie tak - warknęła natychmiast, a cała atmosfera w jej sercu po marzeniu w wersji snu, prysła jak bańka mydlana. 

10/19/2014

Nie żałować w życiu nawet tych najdziwniejszych chwil

Sayuri po raz setny tej nocy przerzuciła się na drugi bok, odwracając tym samym tyłem do ściany. Głuche skrzypnięcie źle wyważonego łóżka, przerwało panującą w pokoju ciszę, zadawało się w tym momencie być najgłośniejszym dźwiękiem, jaki kiedykolwiek słyszała. Nieznacznie wzdrygnęła i ze strachem spojrzała na dwa pozostałe łóżka. Chłopcy jednak nawet nie drgnęli, wciąż śpiąc twardym, spokojnym snem. Zazdrościła im tego. W przeciwieństwie do nich, nie przespała nawet dwóch godzin, całą noc wiercąc się na niewygodnym materacu i wypłakując się w poduszkę.
Tylko czemu płakała? Przecież powinna być szczęśliwa. W końcu udało jej się wyrwać z więzienia, bardziej znanego innym pod nazwą 'pałac królewski'. Nareszcie była wolna. Ale była to tylko złudna wolność. Cały czas była świadoma, że pewnego dnia to wszystko się skończy. Prędzej czy później wszystko wróci do normy. Wróci do zamku i do końca swojego życia będzie musiała grać już rolę idealnej księżniczki. Ale nic już nie będzie takie same. Kogoś tam będzie brakować. Płakała. Z jego powodu taż płakała. Z powodu jego przedwczesnego odejścia i zostawienia jej. Tak bardzo tęskniła za swoim ojcem.
Otarła twarz z łez i sięgnęła po leżące na szafce nocnej okulary. Założywszy je na nos, kątem oka spojrzała na okno, z którego zaczęły wpadać pierwsze promienie słońca. Jak najciszej tylko potrafiła, Sayuri usiadła na łóżku i rozglądnęła się po pokoju. Wiedziała, że i tak już nie zaśnie, a do rozpoczęcia zajęć miała jeszcze bardzo dużo czasu. Może więc dobrze byłoby przeznaczyć go na rozpakowanie się. Jednak wystarczył jeden rzut oka na leżące na podłodze walizki, aby zrezygnowała z tego pomysłu. Tego było zdecydowanie za dużo, a ona zbyt zmęczona, aby móc się do tego zabrać.
Zrezygnowana dziewczyna, wstała z łóżka i cicho podreptała do łazienki, uważając, aby przypadkiem nie obudzić któregoś z jej współlokatorów. Wzięła szybki prysznic, który do końca już ją rozbudził. Założyła na siebie jasnobłękitną sukienkę bez ramion z falbankami, kokardami i koronkowymi różyczkami. Przez chwilę miała pewne problemy z samodzielnym założeniem gorsetu, jednak po długich próbach, w końcu udało jej się go zasznurować. Najwięcej czasu zajęło jej zrobienie  makijażu i ułożenie włosów, które koniec z końcem pozostawiła rozpuszczone. Już miała opuścić łazienkę, kiedy przypomniała sobie o okularach, które wciąż tkwiły na jej twarzy. Długo się wahała, czy zostać w nich i wyjść do ludzi, czy jak zwykle skorzystać z zaklęcia. Nie była jeszcze gotowa, aby pokazać się z okularami innym poza Lavim i Shenem, chodź i to było dla niej wielkim wyzwaniem. Skorzystawszy z zaklęcia, które znała już na pamięć, zostawiła okulary na umywalce i ruszyła w stronę wyjścia. Zamykając za sobą drzwi, jeszcze raz spojrzała na śpiące twarze Shena i Laviego, uśmiechając się na ten widok. Może powinna zapomnieć o tym co ją czeka w przyszłości i skupić się na teraźniejszości. Żeby chociaż przez chwilę być szczęśliwą.

***
Spacerowała po wielkim dziedzińcu, przed głównym budynkiem. Zauroczona pięknem tego miejsca, już dawno straciła rachubę czasu. Szła gdzie ją nogi poniosły, uważnie obserwując wszystko i wszystkich, rejestrując w pamięci każdy najmniejszy fragment. Nie patrzyła nawet na drogę, co w każdej chwili mogło się dla niej źle skończyć.W pewnym momencie jej wzrok natrafił na jakąś postać, kulącą się pod rosnącym nieopodal drzewem liściastym. Zaskoczył ją bardzo ten widok i będąc szczerą, to trochę również przeraził, ale ciekawość wzięła górę i z zainteresowaniem, ale również lekką obawą podeszła bliżej. Postać okazała się być młodym mężczyzną, na oko trochę starszym od Sayuri. Spał, albo przynajmniej taką miała nadzieję. Tak naprawdę nie dopuszczała do siebie innej możliwości, chociaż jego wygląd niestety nie pozwalał jej do końca odgonić od siebie tej myśli. Chłopak był tak blady, że w niektórych miejscach jego skóra wydawała się być niemal przezroczysta. Trudno mu było powiedzieć coś o jego wzroście, gdyż był zwinięty w ciasny kłębek, kurczowo obejmując się ramionami. Jeżeli spędził tu całą noc, o czym coraz bardziej była przekonana dziewczyna, musiał naprawdę nieźle zmarznąć. Jedyne czego była pewna to jego naprawdę wątłej budowy. Odznaczające się pod cienkim odzieniem, wystające kości na pewno świadczyły o wręcz krytycznym niedożywieniu. Co tu dużo mówić, mężczyzna wyglądał fatalnie. Dosłownie jak trup.
Z coraz większą obawą wymalowaną na twarzy, Sayuri niepewnie podeszła bliżej mężczyzny. Z wielką ulgą odkryła, że on wciąż żyje, widząc nieznacznie unoszącą się jego klatkę piersiową. Jednak nie wiedziała co powinna dalej zrobić. Czy powinna go obudzić czy może wezwać jakąś pomoc? Wiedziała jedynie, że nie może go tu zostawić. Po prostu nie byłaby do tego zdolna.
Rozglądnęła się dookoła w poszukiwaniu kogoś dorosłego lub chociażby jakiegoś ucznia. Tak bardzo pragnęła żeby ktokolwiek teraz przeszedł tędy, ale niestety na dziedzińcu była tylko ona i śpiący nieznajomy. Westchnęła zrezygnowana i delikatnie dotknęła ręką, ramienia chłopaka, nie wiedząc tak naprawdę co chce tym osiągnąć.
Tadashi... wstawaj. Księżyc już odszedł. Możesz się obudzić. Spójrz, ktoś chce cię obudzić... może chcą cię okraść? Może chcą cię skrzywdzić? Ktoś tutaj jest.
Scena rodem z dobrego horroru, kiedy ciekawska, mała dziewczynka zagląda do szafy lub próbuje pomóc rannemu nieznajomemu na ulicy, a tu nagle atakuje ją trupia, koścista ręka i zaciska się na jej nadgarstku.
Dłoń białowłosego dość blisko miała do trupiej, jednak gdy dziewczyna natrafiła wzrokiem na ślepia właściciela ów dłoni, przeraziła się jeszcze bardziej. Palący chłód, który ogarnął jej serce na widok jakże pustych i smutnych oczu, nie pozwolił jej ruszyć się z miejsca. I w ten sposób mijała sekunda za sekundą, przeszło minuta, kiedy wpatrywali się w siebie, aż wreszcie silny uścisk kościstych palców zelżał znacząco, po czym całkowicie odpuścił.
Ma czyste sumienie, Szepcie. Niepotrzebnie przerywasz mój sen. 
Chłopak powrócił do swej poprzedniej pozycji, zwijając się w kulkę z chęcią powrotu do snu.
Sayuri wciąż stała w tej samej pozycji, wpatrzona w chłopaka szeroko otwartymi oczami. Wszystkie włoski na jej ciele stały dęba, a na jej drobnych ramionach pojawiła się gęsia skórka. Cała drżała ze strachu, zastanawiając się jedynie dlaczego nie słyszała swojego krzyku. Wiedziała, że ma otwarte usta, jednak nie wydobywał się z nich żaden dźwięk. Była tak przerażona tym, że odebrało jej mowę, a on najzwyczajniej w świecie znów poszedł spać. Tę dziwną ciszę przerywało teraz jedynie ćwierkanie ptaków oraz szum wiatru pomiędzy liśćmi drzew. W głowie chłopaka rozbrzmiewało jeszcze tykanie sekundnika zegara, odliczając czas, w którym nieznajoma nadal przed nim stała. Po kilku minutach, nie trwało to zbyt wiele, z największym w świecie spokojem, podniósł głowę, zamrugał parokrotnie, odgarniając zmarzniętymi dłońmi grzywkę, spojrzał na Sayuri.
- Nadal tutaj stoisz? - Zapytał stoicko, jakby nawet go to delikatnie zdziwiło. Jakby nie był pewny, czy czarnowłosa rzeczywiście przed nim się znajduje. Czy może to kolejny wytwór jego nie do końca zdrowej wyobraźni. - Potrzebujesz czegoś?
Pytania te wyrwały w końcu dziewczynę z ogólnego otępienia i odpędziły strach, który ogarnął całe jej ciało. Gwałtownie zamrugała, jakby ktoś wylał na nią wiadro zimnej wody i nieznacznie się wzdrygając, odsunęła się kilka kroków od chłopaka.
- Nie... Nie, ja... Proszę mi wybaczyć. Nie chciałam ci przerywać snu, ani w jakikolwiek sposób przeszkodzić. - powiedziała cichym, słodkim głosikiem, który jeszcze lekko drżał z przeżytego szoku - Bałam się, że coś ci się stało. - dodała pośpiesznie, chcąc jakoś wytłumaczyć swoje zachowanie.
- Sen na świeżym powietrzu  jest dobry dla zdrowia, zresztą Królewna Śnieżka, której przyszło spać w środku groźnego lasu powinna wiedzieć o tym najlepiej - odparł bezpośrednio nieznajomy mierząc księżniczkę Wenrou wzrokiem. W tym jednym miał racje. Z pewnością była "królewną".
Spojrzała na Tadashi'ego pytającym wzrokiem, nie do końca rozumiejąc, o co mu właściwie chodziło. Rozglądnęła się dookoła, jakby chciała sprawdzić czy chłopak na pewno kierował te słowa właśnie do niej.
- Przepraszam? - zaczęła niepewnie, zwracając swój wzrok na niego - Chyba nie rozumiem o co ci chodzi.
- Uciekłaś od swoich krasnoludków czy po prostu natura obdarzyła cię urodą niewiasty z bajek dla dzieci? - Odpowiadając pytaniem na pytanie, białowłosy ani przez chwilę nie żartował. Ton jego głosu nie posiadał ani krztyny sarkazmu czy ironii, mówił... mówił po prostu całkowicie na poważnie. Mogła uznać go za wariata, co zresztą nie mijało się z prawdą.
Całkowicie ją zamurowało. Nie spodziewała się usłyszeć czegoś takiego. Trudno było jej stwierdzić, czy mówi poważnie, czy też sobie z niej żartuje biorąc ją za pierwszą lepszą frajerkę, która uwierzy w każdą bajeczkę. Jego mina jednak mówiła coś zupełnie innego.
- Chyba niestety muszę cię zmartwić, ale nigdy nie miałam żadnego kontaktu, ani powiązania z żadnym krasnoludkiem - powiedziało nieco spokojniej - Wybacz.
- Wybacz, zapewne masz rację - odparł, po czym westchnął i oparł się o pień drzewa. Swoją drogą, nie bez powodu wybrał to drzewo. Była to stara, lecz piękna wierzba, rodem babcia od Pocahontas. - Jeśliby spytać Lustereczko, wskazałoby inną księżniczkę jako najpiękniejszą w świecie.
Moją Księżniczkę.
- Jednakże wszystkie jesteście piękne, a gdybyście stanęły razem w lustrze, z pewnością pękłoby z zachwytu.
- Na pewno. - powiedziała, aby potwierdzić jego słowa. Nie były one nieprzyjemne czy pełne wyrzutów, ale ciepłe i delikatne, jak by tak właśnie uważała. Bo tak właśnie było.
Na twarzy dziewczyny pojawił się delikatny uśmiech, a policzki spłynęły szkarłatnym rumieńcem, który oczywiście był ledwo widoczny pod zdecydowanie zbyt grubą warstwą makijażu. Nie raz słyszała komplementy na temat swojego wyglądu, jednak mimo to zrobiło jej się bardzo miło. Szczególnie, że chodź raz nie została nazwana "tą najpiękniejszą wśród najpiękniejszych", co dla innych dziewczyn byłoby pewnie niezbyt przyjemne, ale dla niej stanowiło miłą odmianę.
- Przepraszam za moje drobne niedopatrzenie. - powiedziała po chwili, uświadamiając sobie, że nie przestawiła się mu jeszcze - Nazywam się Sayuri Baskerville. Bardzo miło mi cię poznać. - dodała lekko przed nim dygając.
Przechylił lekko głowę na bok.
- Su...ri... - powtórzył nie do końca poprawnie jej imię, zjadając "ay" z całości.
Z pewnością był najdziwniejszym człowiekiem jakiego w życiu spotkała. 
Czy żałowała tego spotkania? Jeszcze nie była pewna.

10/18/2014

Spadające ręczniki

Shen zbudził się gwałtownie i dotarło do niego, co uczynił. Zasnął, nie wykonując polecenia Tyriona, więc... dlaczego by nie zlekceważyć go na całego? Wstał i przeciągnął się, a następnie, odkrywszy, iż jest spocony przez spanie w ubraniu, skierował się do łazienki. Nie zamknął drzwi do końca, dbanie o to mieszkając tylko z Lavim nie miało sensu. Zdjął z siebie wszystko i wszedł pod prysznic, odkręcając wodę. Na początku leciała lodowata, powodując gęsia skórkę, ale później przerodziła się w ciepłą, delikatnie ogrzewając jego ciało. Stał tam dobre dziesięć minut, a później wytarł się niezbyt starannie, obwiązując ręcznik wokół bioder, czego zazwyczaj nie robił, ale takowy kaprys dopadł go tego dnia.
***
Lavi nie oprowadzał już dziewczyny bardziej, uznając że ma dość, bo chociaż dzielnie ukrywała zmęczenie, to jednak nie do końca udało się z ukradkowym ziewaniem. Zaśmiał się pod nosem, po czym wprowadził ją do akademika.
- To jest nasz pokój - wskazał na numer A5, po czym wszedł beztrosko do środka, tak jak to miał w zwyczaju.
Sayuri dostojnym krokiem podążyła za nim. Ledwo przekroczyła próg pokoju, a zaczęła się z ciekawością po nim rozglądać, analizując każdy skrawek. Było to jasne i przestrzenne pomieszczenie. Ściany pomalowane zostały w błękitnym kolorze bezchmurnego nieba. Pod dużym oknem stały ustawione obok siebie biurka, z których jedno z nich było zupełnie puste. Pod ścianami stały trzy łóżka, średniej wielkości, a na jednym z nich leżała sterta walizek i pakunków należących do dziewczyny. Oprócz tego były tam również szafy, regały i półki, z których zawsze jedna była pusta, czekając na swojego właściciela.
- Będziemy tu mieszkać we dwoje? - zapytała dziewczyna po dokładnych oględzinach swojego nowego domu. W jej głosie można było usłyszeć nutkę wątpliwości, a nawet przerażenia. Bez zgadywania można było wiedzieć, że obawia się wspólnego mieszkania w jednym pokoju z chłopakiem. Nigdy jeszcze z nikim nie dzieliła swojej przestrzeni osobistej, a na pewno już nie z mężczyzną. Uważała to za zdecydowanie niestosowne.
Shen parsknął niespodziewanie, słysząc słowa obcej dziewczyny. Z tego co zrozumiał, to miała razem z nimi mieszkać. Po cichu wydostał się z łazienki, prezentując niesfornie ułożone włosy i dobrze umięśnione ciało, ozdobione kropelkami wody. Uśmiechnął się delikatnie, kładąc prawą rękę na biodrze, by przytrzymać ręcznik, który nieco się zsunął podczas ruchu.
- Hej, Lavi! - powiedział wesołym głosem. - Właśnie miałem zapytać, czy uważasz, iż będę bardziej seksowny wychodząc z łazienki, tuż po prysznicu, z ręcznikiem. Zaczynam żałować, że w ogóle wpadłem na ten pomysł - westchnął cicho, cały czas wpatrując się w obcą. - Może mam miauczeć?
Lavi już miał jej odpowiedzieć na to pytanie, gdy zaraz niespodziewanie tuż przed nimi pojawił się Shen, w całkowitym negliżu. Nie licząc ręcznika oczywiście. Rudowłosy omal nie parsknął śmiechem, spoglądając na wyraźnie pobladłą i zszokowaną Sayuri.
- Myślę, że byłbyś o wiele bardziej seksowny bez ręcznika - nie mógł się jednak powstrzymać od chichotu. - Sayuri Baskerville to Shen Miney. Shen to Sayuri nasza nowa współlokatorka. Na dodatek pochodzi z rodziny królewskiej, a jej brat... chce z tobą pogadać. Mówię ci stary ciary ci po plecach przechodzą, a on nawet na ciebie nie warczy - wzdrygnął się, zamykając za sobą drzwi i rzucając buty w kąt pokoju, by zaraz spocząć na swoim łóżku. - Sayu-chan czuj się jak u siebie - posłał jej jeszcze łagodny uśmiech, acz sądził że to takie łatwe znowu nie będzie.
Czarnowłosa stała jak wryta, pustym wzrokiem wpatrującej się w stojącego przed nią chłopaka. Dopiero po dobrej chwili dotarło do niej nazwisko nowo poznanego chłopaka. Dziewczyna natychmiast zgięła się wpół, robiąc głęboki ukłon przed pół nagim księciem, okazując mu tym samym wielki szacunek. Wlepiwszy wzrok w podłogę, starała się pokazać mu jak wielką czuje skruchę, tak długo się na niego gapiąc bez zezwolenia.
- Wybacz mi panie za mój brak szacunku wobec ciebie i zuchwałe zachowanie. - odezwała się po chwili, nie podnosząc głowy - Jest to dla mnie wielki zaszczyt nareszcie poznać cię.
Blondyn podrapał się po brodzie z zastanowieniem, przez co ręcznik wylądował na podłodze, czym zbytnio się nie przejął. Przekrzywił głowę marszcząc brwi, ale w końcu się poddał i zwrócił do Laviego:
- Niezbyt rozumiem, więc zostawiam ją tobie. Miau - mruknął jeszcze, kierując się z powrotem do łazienki, w celu ubrania na siebie czegokolwiek. Toć w bokserkach też wygląda seksownie, nie?
Lavi westchnął przeciągle, już zamierzając otwierać książkę, by zatopić się w lekturze, kiedy Shen zniknął w łazience. Spojrzał teraz na Sayuri, która nie potrafiła ukryć rumieńców.
- Sayu-chan... - zaczął spokojnie. - Normalną reakcją każdej dziewczyny byłoby... - tu wstał odkładając książkę na szafkę i zasłaniając dłońmi oczy. - Kyaaa! - krzyknął. - Zboczeniec! Idiota! Zakryj się! - zademonstrował, po czym pokręcił z rozbawieniem głową. - Shen jest nieco ekstrawagancki i... kompletnie nie przejmuje się swoim statusem - wyjaśnił jej.
Księżniczka lekko wzdrygnęła się, słysząc jakimi słowami rudowłosy określił, może kiedyś, przyszłego króla Astuzi. Po chwili się wyprostowała, jednak wciąż nie odrywała oczu od nagle ciekawie wyglądającej podłogi. Nie widziała co powinna teraz zrobić, a co dopiero powiedzieć.
- Przykro mi, że nie spełniam twoich oczekiwań, Lavi. - odezwała się po chwili, cicho podchodząc do łóżka i znalazłszy na nim trochę miejsca, usiadła. Mebel nie zachęcał zbytnio do spania na nim, szczególnie że mocno zaskrzypiał kiedy na nim usiadła. Materac był dość niewygodny i obawiała się, że będzie miała pewne problemy zaśnięciem, jednak nie zamierzała się skarżyć.

Shen wypełzł z łazienki, wyglądając na padniętego. Dostał się jednakże do drzwi, które otworzył i wydostał się na zewnątrz w celu krótkiej przechadzki po wyspie.
- Idę się przejść - powiedział do współlokatorów, puszczając oko do księżniczki i kiwając głową w stronę Laviego, po czym zatrzasnął drzwi.
Lavi wzruszył lekko ramionami opadając na swoje łóżko, bo co innego miał zrobić? Przecież starał się jak mógł by ułatwić jej pierwsze chwile w Athande, ale łatwe to nie było
- Nie zawiodłaś moich oczekiwań - odparł po dłuższej chwili milczenia, biorąc znów książkę w dłonie i otwierając ją na stronie, którą czytał. - Po prostu wszystko bierzesz zbyt poważnie - dodał, zapalając sobie świecę, by lepiej widzieć literki. - Ale to normalne. Innego życia w końcu nie znasz - uśmiechnął się delikatnie, teraz kompletnie zanurzając się w lekturze książki.
Dziewczyna przez kilka długich minut siedziała bez ruchu, zastanawiając się nad słowami dziewiętnastolatka. Trudno jej było zrozumieć co miał przez to namyśli. Miała nadzieję, że niedługo się dowie.
- Jeżeli pozwolisz, opuszczę cię i skorzystam z łazienki. - powiedziała biorąc do ręki mniejszą z toreb i wolnym krokiem znikając za drzwiami łazienki. Od razu przekręciła zamek i nacisnęła klamkę, aby upewnić się, że porządnie zamknęła. Mimo to wciąż nie była zbytnio przekonana i z powątpiewaniem patrzyła na drzwi. Po dłuższej chwili namysłu, przesunęła stojące pod ścianą krzesło i zastawiła nim drzwi. Więcej zrobić nie mogła.
Sayuri odwróciła się tyłem i ciężko opadła na krzesło. Miała nadzieję chwilę odetchnąć po tym całym dniu. Ciągłym graniu i udawaniu perfekcyjnej księżniczki, miała już dość. Niestety jej plany legły w gruzach kiedy zobaczyła panujący w pomieszczeniu bałagan. Wszystkie włoski na ciele stanęły jej dęba, kiedy uświadomiła sobie, że próbując znaleźć zlew, po prostu nie jest go w stanie zobaczyć.

***
Blondyn wędrował po korytarzach pogwizdując i podrywając dziewczyny po drodze. Jedna wskoczyła mu na plecy, a on udał, iż jej nie zauważył, toteż szedł wciąż przed siebie, a inni chłopcy tylko zerkali nań krzywo i komentowali tą sytuację z niesmakiem. Gdy wkroczył na plac otoczyła go jeszcze większa grupka fanek, a niektórym nawet posłał słodki uśmiech. Pozostałe ściągnęły śmiałą brunetkę, próbującą się utrzymać, obejmując go w pasie. Ruszył dalej, za cel biorąc budynek, w którym mieścił się gabinet jego kochanego dyrektora.
- Widzę, że masz duże powodzenie wśród płci pięknej.
Kiedy chłopak miał właśnie przekroczyć próg wejścia, nie wiadomo kiedy i skąd tuż obok niego pojawił się wysoki mężczyzna o lekko kobiecych rysach twarzy i długich, niebieskich włosach, związanych w koński ogon. Khal uśmiechnął się pogodnie do blondyna, lustrując go spojrzeniem błękitnych oczu, które zdawały się wdzierać prosto do jego duszy i wyciągać wszystkie jego sekrety na światło dzienne.
Shen wzdrygnął się, gdy oczy króla Wenrou spoczęły na nim. Widział go kiedyś, toteż zapamiętał twarz. Nie było to miłe spotkanie, a przynajmniej dla chłopaka. Odnosił wrażenie, że Khal bawi się nim, chociaż wcale nic takiego nie robił, ale teraz był na to przynajmniej w małym stopniu przygotowany.
- Witaj królu - odparł pocierając kark i utrzymując kontakt wzrokowy z pewnym wysiłkiem. - Dziwi cię to? - zapytał, zwracając się doń bezpośrednio, nie uczono go jak zachowywać się w stosunku do osób ważniejszych.
- Nie bardzo. - odparł beznamiętnie, jednak wciąż z wymalowanym na twarzy idealnym uśmiechem - Jestem wielce świadom twoich zdolności flirtu i to mnie właśnie przeraża.
Mężczyzna zrobił kilka kroków w stronę Shena, który mimowolnie zaczął cofał się do tyłu, dopóki nie natrafił na ścianę. W pewnym sensie przygwożdżony do budynku, poczuł na ramieniu delikatny dotyk ręki swojego rozmówcy.
- Słuchaj Shen, jesteś inteligentnym chłopakiem, więc przejdę do konkretów. Zapewne zdążyłeś już poznać swoją nową współlokatorkę, Sayuri. Tak się składa, że to moja siostra. Dlatego gdybyś był tak miły trzymał swoje rączki, nóżki, usta, oczy i co ci dam jeszcze bóg dał, z daleka od niej, bo inaczej sobie inaczej pogadamy - dodał Khal, posyłając mu jeden ze swoich piękniejszych uśmiechów. - Wszelkie flirty, podrywy, fantazje, a nawet jakiekolwiek myśli o niej będą również niemile przeze mnie widziane. Więc bądź rozsądnym księciem i zachowuj się jak należy, bo jeżeli będzie inaczej, to możesz być pewny, że ja się o tym dowiem w ten czy inny sposób. Chyba nie chcesz wylądować na mojej czarnej liście, czyż nie?
- Bóg to akurat dużo mi dał - zaśmiał się cicho Shen, ale zaraz spoważniał. - I tak nie mam z nią szans - stwierdził wzruszając ramionami. - Jest zbyt dobrze wychowana. Będzie dobrze, Lavi nie jest na tyle głupi, by pozwolić wpakować ją do pokoju z jakimś zboczonym blondynem. Nie ufasz mi z powodu tego, że Sheiryu jest moim bratem, czy rzeczywiście chodzi o to, iż jestem tak cudowny?
- To nie ma nic wspólnego z twoim bratem, Shen. - Władca Wenrou uśmiechnął się do chłopaka nieco przyjaźniej, chcąc dodać mu trochę otuchy. Tu nie chodziło o jego brata, ani przez chwilę nie myślał o Sheiryu. Musiał jednak przekonać również do tego i młodego księcia. - To po prostu moja siostra, o którą się martwię. Jest mi najbliższą i najważniejszą osobą na świecie, dlatego nie chcę, żeby stała jej się jakaś krzywda. Poza tym, z twoim przyjacielem, Lavim, też uciąłem sobie taką sympatyczną pogawędkę na ten temat, mimo iż jego bratem jest Tyrion. Dlatego po prostu trzymajcie się od niej na dystans. I gdybyście byli jeszcze tak mili, pilnowali ją dla mnie. Wiem, że mogę na was liczyć.
- Nie jestem aż taki nieodpowiedzialny, umiem się kimś zaopiekować - odpowiedział mrukliwie i wyswobodził się spod ściany, przy okazji uciekając od ręki króla. - Nie musisz się o nic martwić. Ja się tylko ukrywam - dodał na koniec i ruszył w stronę akademii, jednak rezygnując z wizyty u Tyriona.
Po drodze ignorował wszystko i wszystkich, ta rozmowa zaowocowała chęcią zaszycia się w swoim pokoju i zwykłego zaśnięcia, więc wparował tam bez pukania ani czegokolwiek i rzucił się na łóżko, na żadnego ze współlokatorów nie spoglądając.
- Nigdy więcej nawet o niej nie pomyślę - wymamrotał w poduszkę.
- Coś tak widzę, że spotkałeś Khala - zaśmiał się na to Lavi, odkładając ostatecznie książkę na półkę i podchodząc wreszcie do łazienki. Zastanawiało go co też dziewczyna tam tak długo robi. Wiedział, że kąpiel można brać godzinami, ale Sayuri nie wzięła ze sobą niczego co by na takową wyglądało. Ostrożnie zapukał do drzwi. - Sayu-chan, żyjesz tam jeszcze? - zapytał.
Dziewczyna nie spodziewała się nagłego pytania chłopaka. Jego pukanie, które przerwało panującą w środku ciszę, tak ją przestraszyło, że zrzuciła z półki kilka butelek z płynami do kąpieli i szamponami, które akurat układała.
- Wybacz mi Lavi, ale chyba nie rozumiem do końca twojego pytania. Czuję się świetnie, szczególnie, że nareszcie udało mi się odnaleźć zlew - dodała radośnie, odkręcając kurek z wodą. Nareszcie, po długim sprzątaniu, które nie miało końca, Sayuri mogła zając się wieczorną toaletą, zmywając z twarzy makijaż i pozbywając się tak strasznie drażniącego ją zaklęcia.
- A tak doskonale go ukryłem - mruknął Shen.
Lavi spojrzał na przyjaciela i wybuchnął gromkim śmiechem, odsuwając się od drzwi łazienki. Potrzebował dłuższej chwili  żeby się uspokoić. Rozsiadł się wygodnie na podłodze i odgarnął opadające mu na czoło kosmyki włosów.
- Shen, zaczynamy mieszkać z kobietą... ona nas dopiero poustawia - zaśmiał się ponownie. - Wejdziesz do łazienki i nic nie znajdziesz!
W tym samym momencie drzwi się otworzyły, a w progu stanęła dziewczyna w długiej, śnieżnobiałej koszuli nocnej z falbankami, która sięgała jej do kostek. Była niezwykle blada, wręcz trupio blada, która przy jasnym ubraniu wydawała się mieć nieco szarawy odcień. Czarne włosy splecione miała w luźny warkocz i związany błękitną wstążką. Lekko uśmiechniętą twarz dziewczyny, przyozdabiało tysiące piegów, a ciemne niczym noc oczy zakryte były za okularami.
- Proszę wybaczcie, że trwało to tak długo. Łazienka już wolna - powiedziała słodkim, ale odrobinę nieśmiałym głosem. Wolnym krokiem poszła w stronę jednego z trzech łóżek, cicho stąpając bosymi stopami po parkiecie.
Shen przewrócił się na plecy, by móc ujrzeć dziewczynę w skąpej... skąpej?
- To jest koszula nocna? - jęknął boleśnie. Wyobrażał sobie coś z falbankami, sięgającego ledwie połowy ud... ale to księżniczka przecież. Prawdopodobnie tylko on był na tyle nieokrzesany, by niepoważnie podchodzić do swojej pozycji.
Lavi nie bez satysfakcji oglądał rzednącą minę Shena. Spodziewał się tej reakcji. W końcu chłopak najwyraźniej chciał obejrzeć apetyczne ciałko Sayuri, a tu taka klapa. Parsknął śmiechem, opierając się o ścianę i również śledząc wzrokiem dziewczynę.
- Sayu-chan?  - zwrócił się do dziewczyny. - Z tego co wiem będziesz w klasie z Shenem, on ci wszystko pokaże - wkopał przyjaciela.
Czarnowłosa cicho usiadła na łóżko i wsunęła się pod ciepłą pierzynę. Spojrzała najpierw na Laviego, a następnie na Shena i pogodnie się do niego uśmiechnęła.
- Byłoby mi bardzo miło, gdybyś zechciał poświęcić dla mnie chwilę swojego czasu. - powiedziała, naciągając kołdrę pod samą brodę.
- Mi również - westchnął Shen, uśmiechając się w duchu z tego, że akademia jest tak otwarta na każdego. - Moi mili, to był ciężki dzień - krzyknął gestykulując przy tym rękoma. - Wypadałoby się położyć, co?
Przekręcił się, aby leżeć na plecach i zakrył oczy dłonią, światło świecy nieprzyjemnie manifestowało swój protest przeciw snu.
- Dobrej nocy życzę - rzekł na koniec i wyłączył się całkowicie.
Szkielet Smoka Zaczarowane Szablony