Obrazek 1

Obrazek 1

10/31/2014

Zagubiona i bibliotekarz

Sayuri stała wśród tłumu innych uczniów Akademii Athande, przed bramą wjazdową do stolicy Hekimy. Na sobie miała śnieżnobiałą, bufiastą sukienkę, sięgającą jej poniżej kolan z jasno niebieską, elegancką narzutką dopełniającą strój i dodającą mu urokowi. Dziewczyna ukrywając się za wyższymi od siebie rówieśnikami, ze wszystkich sił starała się schować przed wzrokiem trenera. Był to dobrze zbudowany mężczyzna w średnim wieku o wiecznie rozczochranych, krótko przyciętych blond włosach i zielonych oczach, którym nic nigdy nie umyka. Nawet ona.
- Baskerville! - krzyknął mężczyzna, dokładnie lustrując dziewczynę, a szczególnie jej strój - Co to ma być? co ty masz na sobie?
Czarnowłosa nieśmiało wyszła z szeregu, ze spuszczonym wzrokiem wbitym w ziemię. Nie przepadała zbytnio za tym człowiekiem, który przyczepił się do niej od pierwszych zajęć. Zawsze miał do niej jakieś pretensję, a ciągle dając ją na pierwszy ogień, miał niezły ubaw widząc jak zawala wszystkie, nawet najprostsze ćwiczenia.
- Sukienkę, proszę pana. - powiedziała cienkim, cichutkim głosikiem, który przyrównać można by było do pisku myszy.
- Nie żartuj sobie ze mnie. Nie jestem ślepy. - warknął mężczyzna, przewracając oczami - Chcę wiedzieć dlaczego ubrałaś ją na bieg w terenie?
- Bardzo pana przepraszam i proszę o wybaczenie, jednak cóż innego miałam na siebie włożyć? - Dziewczyna była na skraju wytrzymałości. Czuła jak do oczu cisnęły jej się słone łzy, jednak dzielnie powstrzymywała je, wciąż serdecznie się uśmiechając. Nie miała innego wyboru, tak po prostu została wychowana. Oprócz tego nie mogła pozwolić sobie na płacz, gdyż zmyłaby zaklęcie zastępujące jej okulary, które niestety nie jest wodoodporne. Już sobie wyobraża co by to było, gdyby przestała teraz widzieć. Byłaby już kompletnie skończona.
- Żartujesz sobie ze mnie? - Do uszu Sayuri doszedł głośny śmiech trenera, któremu po chwili zawtórowało kilka innych, należących do pupili wychowawcy. - A co ja jestem? Twój prywatny stylista? Jeżeli nie umiesz się sama ubrać, to wracaj do pałacu i służących. Nie obchodzi mnie czy jesteś księżniczką, czy też nie. Tu się to nie liczy i jak dla mnie możesz być nawet królową, a ja mam to głęboko gdzieś. Wszyscy są tu traktowani na równo i nie zamierzam dla ciebie robić jakiegokolwiek wyjątku. Wracaj do szeregu. - dodał i zwrócił się w stronę reszty - Ukryłem w Sage przedmioty oznaczone symbolem akademii. Waszym zadaniem jest zebrać ich jak najwięcej i wypełnić dołączone do nich zadania. Kto nie niczego nie przyniesie, będzie przez tydzień towarzyszył mi w moich porannych biegach. Czy to jest zrozumiałe?
- TAK JEST! - odpowiedziała cała klasa, włącznie z Sayuri.
- To do roboty lenie. Wyspa zmienia swoje miejsce po zachodzie słońca. Kto nie zdąży do tego czasu wrócić, zostaje tu. Życzę miłej zabawy.
Wszyscy, chłopcy i dziewczynie, ruszyli biegiem w stronę miasta, pełni zapału i gotowi do pracy. Na szarym końcu niezbyt szybkim truchtem wlokła się księżniczka Wenrou. Dawała z siebie 100% i było to wszystko na co było ją stać. Ale wciąż za mało. Była najgorsza, najgorsza z najgorszych.
***
Sayuri ledwo szła, zmuszając się do każdego kroku, który był dla niej nie lada wyzwaniem. Był bardzo zmęczona, kompletnie wyczerpana z sił. Doskwierało jej pragnienie, a brzuch ani na chwilę nie dawał zapominać o pustym żołądku dziewczyny. Były to dla niej nowe uczucia. W końcu całe życie wychowywała się w pałacu, gdzie miała wszystko podstawione pod sam nos.
Nie miała pojęcia jak długo już włóczy się po mieście, ani ile dokładnie zostało do zachodu słońca. Nie wiedziała jak duży dystans już przeszła, ani gdzie szukać tych ukrytych przedmiotów. Jedynej rzeczy, która była pewna, to to, że się zgubiła. I to na amen.
Tuż obok niej przebiegła jakaś rudowłosa dziewczyna. Kątem oka zauważyła w jej ręce niewielkie pudełko z namalowanym na nim symbolem akademii. Sayuri nie mogła sobie przypomnieć jej imienia, jednak była pewna, iż jest z nią w jednej klasie. Czarnowłosa zbyt długo patrzyła na róg budynku, za którym zniknęła dziewczyna, przez co nie zauważyła wystającej z ziemi płyty chodnikowej, o którą zaczepiła nogą. Księżniczka była zbyt wyczerpana, aby złapać równowagę i iść dalej. Zamiast tego z głośnym hukiem upadła na chodnik, zdzierając kolana do krwi. Głośno syknęła z bólu i zmęczenia. Nie chciała się pod nosić. Chciała tu już zostać. Poczuła łzy płynące po jej policzkach, a obraz po chwili stracił ostrość i zmienił się w jedną wielką, niewyraźną plamę. Świetnie, jeszcze tylko tego brakowało. Jednak Sayuri przestała się tym przejmować. Było jej już wszystko jedno.
- Sayu... Sayu kochanie. Sayu wstań, proszę cię. Musisz wstać. Za chwilę zachód słońca. Sayu...
W głosie dziewczyny zabrzmiał ciepły, kobiecy głos. Poczuła obejmujące ją w pasie ramiona, które ze wszystkich sił próbowały ją podnieść, jednak były zbyt słabe.
- Ale po co, Kori? Przegrałam. Jestem słaba. Do niczego się nie nadaję, oprócz ładnego wyglądania. Chociaż teraz pewnie nawet i to mi nie zostało. - załkała dziewczyna.
Sayuri często doskwierała samotność, przez co prawie ciągle rozmawiała ze sobą. Nie dokładnie ze sobą, a ze swoją przyjaciółką. Bardzo podobną do niej, czarnowłosą dziewczyną, stworzoną  z jej iluzji. W chwilach takich jak ta, jej podświadomość brała górę i samowolnie tworzyła przy sobie Koroshio.
- Nie mów tak kochanie. Masz jeszcze szansę. Ja w ciebie wierzę.
***
Lavi tego dnia nie miał zajęć, a korzystając z okazji pobytu nad stolicą Hekimy, postanowił odwiedzić tamtejszą bibliotekę. Wizyty w ów przybytku zawsze go zachwycały. Prowadziły do niej złote schody, a białe kolumny oplecione były poprzez złocone pnącza. Napis na bibliotece witał przyjezdnego i życzył mu owocnego czytania. Rudowłosy wprost uwielbiał to miejsce. Mógł godzinami lawirować między półkami wybierając to i rusz lepsze książki, często tracąc przy tym poczucie czasu. Tak też stało się i tego dnia. Kiedy spojrzał w okiennicę, uznał że już czas się zbierać. Zabrał ze sobą jedynie dwie pozycje i już po chwili swobodnym krokiem przemierzał uliczki Sage.
Był niezwykle rad ze spędzonego czasu. Pomysł miał przedni i już teraz nie mógł się doczekać aż trafi do swojego pokoju, bądź nawet na schody przed akademikiem, gdzie będzie mógł zatopić się w lekturze książek. Postanowił jeszcze wstąpić do pobliskiej piekarni i kupić sobie dwa ciastka z czekoladą oraz dwie bułki. Tak na zakąskę. Dopiero, kiedy to zrobił ruszył dalej. Przepłacił trochę, to jasne, ale tym razem wcale się tym nie przejął. 
Uśmiech nie schodził mu z twarzy. No przynajmniej dopóki jej nie zobaczył. Sayuri leżała na bruku, umorusana i wyraźnie płacząca. Wyglądała jak kupka nieszczęścia. Lavi spokojnym wzrokiem ocenił jej stan, po czym ukucnął przy niej i wyciągnął w jej stronę dłoń z ciastkiem z czekoladą.
- Czyżby panienka potrzebowała pomocy? - zapytał z łagodnym uśmiechem i musiał nieźle się pilnować by nie parsknąć śmiechem, gdy dziewczynie zaburczało w brzuszku.
Czarnowłosa gwałtownie podniosła się z ziemi, trącając przy tym chłopaka, któremu cudem udało uratować się smakołyk przed spotkaniem z chodnikiem. Dziewczyna była jednak zbyt wyczerpana, aby móc się utrzymać nawet na siedzącą. Zachwiawszy się, ciężko opadła na ramiona, wciąż jednak niespokojnie rozglądając się dookoła.
- Lavi? - zapytała cichym, lekko zachrypniętym głosem - Lavi to ty? - Patrząc się wprost na chłopaka, wytężała wzrok, aby ujrzeć chodź jego niewyraźny kształt, jednak wszystko co widziała to kolorowe, zlewające się ze sobą plamy.
- A kto? Gwałciciel? - zapytał jej pomagając jej usiąść na bruku i podając jej ciastko do rąk. - Gdzie masz patrzałki? - zainteresował się, bo widział przecież że dziewczyna zawsze brała je ze sobą.
Księżniczka przetarła oczy wierzchem dłoni, ścierając z twarzy łzy. Nic to jednak nie pomogło, a jedynie rozmazało cały jej makijaż.
- Ja-ja... Nie wiem. - wydukała zagubiona, nadgryzając kawałek ciastka - Chhh-yba w którejś z kieszeni. - dodała, po przełknięciu gryza i wpakowała do ust resztę jedzenia. Chłopak pokręcił z niedowierzaniem głową, po czym przyciągnął ją do siebie obejmując ramionami w obrończym geście.
- Już dobrze, nie masz się czym martwić - zapewnił dziewczynę, głaszcząc ją delikatnie po plecach. - Masz ochotę na bułkę? - zapytał zaraz. - Ja wiem, że to może ci się wydawać nędznym jedzeniem... ale aktualnie nie mam nic więcej przy sobie.
Sayuri odrobinę zadrżała, trudno było powiedzieć czy z zimna, czy może emocji. Mimowolnie wtuliła się w jego ciepłe ciało, czując się przez chwilę naprawdę bezpieczna. Ukradkiem sięgnęła ręką do kieszeni i wyciągnęła z niej okulary, które szybko założyła na nos. Ze zdziwieniem, a nawet lekkim strachem odkryła, że wciąż nie może złapać ostrości obrazu, co spowodowane było pękniętym jednym szkłem. Po chwili jednak zobaczyła przed sobą uśmiechniętą twarz rudowłosego i patrzące na nią z troską, zielone oko. Ten widok automatycznie dodał jej trochę otuchy.
- Uhm... Nie chcę ci niszczyć momentu, Sayu i może nie znam się zbytnio na ludziach, ale wydaje mi się, że kiedy taki przystojniak zadaje pytanie, powinno się odpowiedzieć. No szczególnie, że kultura tego wymaga, księżniczko.
- Z wielką ochotą zjadłabym coś więcej, ale czy ty nie będziesz przeze mnie głodny, Lavi? - zapytała cichutko.
- Och dajże spokój. Przecież nic mi się nie stanie - uśmiechnął się do niej lekko, mimowolnie ścierając łzy z jej policzków i podając bułkę. Usiadł obok niej, uznając że jeszcze trochę mogą sobie tutaj posiedzieć i pobiesiadować. Nikt im nie będzie w tym przeszkadzał. - Co tutaj robisz? - zapytał jej po chwili milczenia.
Dziewczyna podciągnęła zakrwawione kolana po samą próbę, starając się zmniejszyć, a najlepiej to w ogóle zniknąć. Wziąwszy do ust bułkę, z radością zaczęła ją powoli przeżuwać.
- Nie jestem do końca pewna. Wiem jedynie, że mam teraz zajęcia w terenie i powinnam czegoś szukać - powiedziała dziewczyna między kolejnymi kęsami. Kątem oka spojrzała na swoje poharatane nogi. Musiała wyglądać naprawdę fatalnie. Podarta, brudna od krwi i kurzu sukienka, która ledwo zakrywała jej bieliznę, a także rozbite okulary. Rozczochrane włosy oraz rozmazany makijaż. Do tego jeszcze poobijane i podrapane nogi. Wyglądała jak kupka nieszczęść, a ktoś kto jej nie zna, nawet przez chwilę nie pomyślałby, że ta dziewczyna może być księżniczką.
Munrou skinął tylko głową, wciąż nie mogąc uwierzyć w to co widział przed sobą. Ta dziewczyna kompletnie nie była przystosowana do współżycia w społeczeństwie. Nic jej nie opowiedział, ani nie skomentował opłakanego wyglądu ani jej bielizny... zdecydowanie nie seksownej, niestety... Potrząsnął lekko głową i pomógł jej wstać, a widząc jak się chwieje zabrał ją na ręce.
- W tak długiej sukni Sayu-chan, zajęcia w terenie to szczyt głupoty niestety - oznajmił w końcu chcąc by dziewczyna się ocknęła. Zaczęła myśleć nad swoimi postępowaniami. W innym wypadku nigdy sobie tu nie znajdzie znajomych, ani nie będzie dobrą uczennicą.
Dziewczyna wzdrygnęła się odrobinę, czując jego dłonie na swoim ciele, a po chwili jeszcze ramiona i pierś. Zdecydowanie nie była przyzwyczajona do takiej bliskości ze strony drugiego człowieka. Nawet jej bratu nie pozwalano jej zbytnio dotykać, a rodzice ograniczali się do co najwyżej jednego uścisku dziennie, na dobranoc, choć i tak to był szczyt marzeń Sayuri. Czarnowłosa jednak nic nie powiedział przez dłuższy czas milcząc, biorąc za pretekst kończenie posiłku. Jednak, kiedy w jej ustach zniknął ostatni kęs kanapki w końcu musiała się odezwać, chociażby jednym zadaniem.
- Wiem - szepnęła cicho - Ktoś mi już zdążył to uświadomić. Tylko ja po prostu nie mam niczego innego - dodała jeszcze ciszej, a jej policzki odrobinę się zarumieniły, co tym razem można było zobaczyć, przez zmyty w niektórych miejscach przez łzy, makijaż.
Lavi spodziewał się takiej odpowiedzi. Taktownie zignorował jej zakłopotanie i urocze rumieńce wkradające się jej na twarz. Musiał przyznać, przed samym sobą, iż dodawały uroku dziewczynie. Jeszcze gdyby tylko zmyć tę tonę makijażu, byłoby wprost idealnie.
- To chyba będziesz musiała wybrać się na zakupy - zauważył spokojnie, idąc dość szybkim krokiem na miejsce spotkania. W końcu Sayuri wciąż miała zajęcia, a dzień powoli zbliżał się ku końcowi. - Polubisz to - zapewnił ją, bo nie znał dziewczyny, która nie znosiłaby chodzenia po sklepach i wybierania ciuchów. -Na pierwsze jednak zabierz przewodnika - zachichotał, nie mogąc powstrzymać się od dania jej przytyku.
- Wiem - mruknęła cicho, bez żadnych zastrzeżeń akceptując fakt, że jest naprawdę i pod każdym względem do niczego - Uhm... Może... Może w takim razie zechciałbyś mi zrobić tą przyjemność i zostać moim przewodnikiem podczas zakupów?
Tak naprawdę trudno jej było to powiedzieć. W końcu prosić chłopaka o coś takiego. Ale nie miała nikogo innego, do kogo mogłaby skierować tą prośbę. Shen? Rozmawiali tak naprawdę tylko raz i na pewno nie zebrałaby w sobie na tyle odwagi. Do wyboru był jeszcze Ryu, ale głupio było jej prosić go o coś takiego, bo wiedziała, że ze względu na jej ojca nie odmówi jej niczego. Nie chciała tego wykorzystywać.
Chłopak potknął się ledwie utrzymując równowagę, po czym spojrzał na nią z lekkim zażenowaniem. Jak niby miał jej odmówić? Zacisnął mocniej wargi przez dłuższą chwilę się nie odzywając. Znajdowali się już nieopodal miejsca spotkania, z czego był nawet rad.
- Wiesz... mężczyźni raczej nie przepadają za zakupami - zauważył delikatnie, po czym postawił ją na ziemi, kiedy znaleźli się na miejscu. - Mogę zrobić dla ciebie wyjątek - dodał z miną męczennika. - Ale w zamian będziesz zmuszona spędzić koło 3 godzin w bibliotece miejskiej Hekimy.
Kiedy jej stopy zetknęły się z twardym gruntem, przez chwilę miała pewne problemy ze złapaniem równowagi, jednak po chwili wszystko miała już pod kontrolą. Do czasu, gdy chłopak powiedział jego warunek.
- Żartujesz sobie, prawda?! - krzyknęła nagle i bez ostrzeżenia, zapominając kompletnie o manierach - Hekima. Biblioteka miejska w Hekimie? Mówisz poważnie?
- Całkowicie poważnie - zapewnił ją. - Czasami jestem zwyczajnie nudnym człowiekiem - uśmiechnął się delikatnie, popychając ją w stronę rówieśników, kiedy trener zaczął się już denerwować. - Idź, zanim spadnie na ciebie kolejny grad złośliwości - mruknął, samemu wyprzedzając grupę i znikając w przejściu, by wrócić do Akademii.
Sayuri chciała jeszcze mu coś powiedzieć, ale nie zdążyła. Przyprowadziwszy ją na miejsce zbiórki, odszedł jak najszybciej się tylko dało. Nie dziwiła mu się i w żadnym wypadku nie miała mu tego za złe.
- Do zobaczenia, Lavi-chan. - powiedziała jeszcze, patrząc na plecy czerwonowłosego, który po chwili zniknął w tłumie.
No trudno. Powie mu to dopiero w Hekimie. Albo po prostu nigdy, bo w końcu czemu miałaby go obchodzić taka głupia rzecz.
Westchnęła cicho. Póki co będzie musiała stawić czołu innemu wyzwaniu.

10/24/2014

Umysł nastawiony na porażkę, droga, która wybrałam, zabrała mi tylko czas.

Umysł nastawiony na porażkę,
droga, która wybrałam,
zabrała mi tylko czas.
Cierpliwie klęczę tutaj, 
nie martw się o mnie, kochanie,
ja tylko umieram.

 Nikt nie zauważyłby, gdyby ktoś taki zniknął, niepotrzebny śmieć na tym odciętym od cywilizacji wysypisku. Nawet cienie zdają się jej unikać. Miejsce takich, jest w psychiatryku.. A mimo to..
- Cichutko... Cichutko.. Nikt tutaj nie zrobi Ci krzywdy... 
Szkarłat zdawał się już obejmować całą jej twarz, gdy tak wgapiała się w ścianę, karcąc się w myślach za te odczucia. Niemal czuła jakie ślady w jej zakrytych miejscach zostawiły wrażenia po tym śnie. Zboczeniec! Zboczeniec! Saphira jest zboczeńcem! Przeniosła dłonie na swoje policzki i uderzyła o nie kilka razy.  
W pokoju panowała grobowa cisza, tylko ona co chwilę ją przerywała. Jej towarzysz jakby rozpłynął się w powietrzu, a tak naprawdę siedział przy jej biurku, odnalazłszy jakieś kartki, kredki i ołówki.
Kiedy przyspieszony oddech dziewczyny uspokoił się, jej uszu dobiegł dźwięk skrobania ołówkiem o kartkę. Zdawało się, że on również zapomniał o jej obecności. Zawzięcie rysował coś na kartce, kreśląc grube i mocne jak i delikatne kreski. Po chwili tej czynności towarzyszyć zaczęła cicha melodia jego zachrypniętego głosu. Cicha, tajemnicza, ale uspokajająca i piękna melodia.
- Jeden, poznaj płaczące dzieci... - zaśpiewał cichutko białowłosy, a jego głos dla niej był.. zupełnie czymś nowym. Ale i pięknym... - Dwa, spal kości płaczących dzieci.... Trzy, płaczące dzieci na mogiłę... - Słowa i melodia dawały całość kołysanki... dość mrocznej kołysanki.
Przełknęła głośno śliną, obejmując się rękoma. Przerażające.. Zacisnęła powieki, słuchając tylko tej pięknej i z jednej strony okropnej melodii.. jednak była niezwykle uspokajająca i.. usypiająca..
- Cisza już, cisza... złowieszcze zwłoki... Prochy rozsypane, tutaj... Garon... - Tak kończyła się kołysanka, jednak chłopak nucił ją jeszcze długo w kółko i jeszcze raz.
Nie śpij, Saph! Usiadła natychmiast, o mało co nie zasypiając. Spojrzała na niego dziwnym wzorkiem.
- Możesz.. mnie nie usypiać..? - zapytała cichutko.
Chłopak na krześle drgnął, prostując się natychmiast. Jednakże nie spojrzał na nią, a wrócił do rysowania.
- Myślałem, ze śpisz - odparł prosto.
- Dlaczego na mnie nie patrzysz? - zapytała dziwnym głosem.
- A powinienem? Odradziłaś mi jakiegokolwiek kontaktu z twoją osobą, co w tejże chwili staram się uczynić.
Jego głos był tak spokojny, że aż irytujący. Ale on po prostu taki był. Nikt nie był w stanie wytrącić go z równowagi. Nikt ani nic w świecie. Miała ochotę krzyknąć. Wrzasnąć, by w końcu na nią spojrzał, by nauczył ją.. jak to jest być dotykaną.. Otworzyła już usta, żeby to zrobić, ale wydobył się z nich dziwny dźwięk, gdy ugryzła się w język. Tłumaczyła to sobie przecież. Nikt nie lubi wariatek.. Tym bardziej nie chce z nimi nawiązywać kontaktów, nawet wzrokowych. Odwróciła głowę w bok i spuściła ją, przenosząc się z powrotem na swoje łóżko. Położyła się na boku tyłem do niego, a łzy spłynęły po jej policzkach. Nie wydawała jednak z siebie żadnego dźwięku.
- Po prostu powiedz. Poproś. Rozkaż mi - powiedział cicho, kreśląc ostry zarys zapadniętych oczu na kartce. - "Spójrz na mnie". Powiedz to. "Dotknij mnie". Jeśli tego właśnie chcesz. To jest proste jak ukrywanie zwłok w kałuży błota. Powiedz to.
W końcu nie wytrzymała..
- Kurwa...! Spójrz na mnie do cholery! - wrzasnęła z płaczem, nadal leżąc jak leżała.
- Hm.
Białowłosy ze stoickim spokojem wyprostował się, odłożył ołówek, po czym z cichym uśmieszkiem obrócił się, siadając na krześle okrakiem i spojrzał na nią.
- Trudne to było? - Uniósł brew.
Powoli usiadła, patrząc na niego z tą załzawioną twarzyczką, którą non stop wycierała rękawem tuniki.
- N-nie.. - wyszeptała cichutko.
Zapragnęła tak bardzo, by znalazł się teraz obok niej.
- Więc jeśli czegoś potrzebujesz, dlaczego zwyczajnie nie poprosisz? Lub nie krzykniesz tych kilku ostrych słów? Nie jest to prostsze niż zabawa w kotka i myszkę? Bądź kotem... nie myszą... - wyszeptał, przechylając się na krześle w przód.
Zakryła twarz rękawami.
- Chodź tu, do mnie.. Naucz mnie.. że dotyk.. nie boli.. proszę.. - cała się trzęsła, nie za bardzo wiedząc, co mówi.
- Pierwszy krok jest twój - powiedział z złośliwym uśmieszkiem, kładąc głowę na ramionach.
- M-mój? - zapytała ze zdziwieniem, a ten jego stoicki spokój doprowadzał ją do szału i totalnej rozpaczy. Powoli podniosła się z łóżka i stawiając ostrożnie bose stopy na panelach, podeszła do niego. Przełknęła głośno ślinę, a jej serce zaczęło bić szybciej.. Niemal czuła się jak w swoim śnie.
Wyciągnął do niej swoją wychudzoną dłoń. Zawahała się nieco, po czym jednak dotknęła jego dłoni opuszkami palców. Białowłosy ujął ją czule i delikatnie, przechylając głowę w stronę lewego ramienia. Akurat, gdy ją tak trzymał, nie reagowała. To była najmniej wrażliwa część jej ciała, choć i tak była spięta.
- No.. p..podeszłam..
- Trzymam cię za dłoń... nie powinnaś uciekać? - Oblizał wargi ze smakiem, wpatrując się w jej oczy.
Jej oddech nieco przyśpieszył. Przełknęła głośno ślinę.
- Nie. Moje dłonie nie są wrażliwe aż tak bardzo na dotyk.
- Nie? - Spytał z zaciekawieniem, a wraz z tym dziwnym pytaniem zacisnął mocniej palce na jej nadgarstku. - Czuję twoje tętno... boisz się? Jest stanowczo za szybkie...
Przymknęła oczy i pociągnęła nosem, przytakując.
- Mam złe doświadczenia.. z dotykiem..
Uśmiech spełznął z jego twarzy.
- Świat jest okrutny dla każdego... - wyszeptał cicho, ze smutkiem. Jego uścisk zelżał. - Nie ma nic wyjątkowego w tym, by przeżyć. Każdy stara się to zrobić. Sztuką jest obrócić wrogość świata przeciwko niemu.
- Wybacz, ale.. ja.. - cofnęła się o krok.. - Jestem za głupia, by zrozumieć Twoje słowa. Przepraszam. Lepiej będzie, jeśli zapomnisz o moim istnieniu, tak jak cała reszta.
- Życie jest zbyt krótkie by zapominać o ludziach, których zdążyło się poznać. Niektórzy są zbyt głupi by to zrozumieć. Wolałbym umrzeć niż zapomnieć o tobie - oznajmił białowłosy, po czym podniósł się z krzesła, podchodząc do okna.
Co to za..dziwne ciepło..? Położyła dłoń na swoim sercu, po czym skrzywiła się. Nie miał zamiaru mnie dotknąć. Czuję ulgę, ale dziwne.. coś dziwnego.. Coś innego..
- Cieszy mnie to - odparła.
- Co to znaczy... cieszyć się...?

10/21/2014

To tylko marzenie, on nigdy taki nie będzie

Nie kłam!
Nie okłamuj mnie teraz!
Teraz Cię skreślam,
wyrzucam tamte wspomnienia
poza początek czegoś nowego!
Wyrzucam tamte wspomnienia..

 Październikowe poranki dawały się we znaki bardzo dokładnie, gdy zamiast jasno robić się przed szóstą, było tak po siódmej. Zimny, jesienny wiatr poruszał zasłonami zawieszonymi nad otwartym na oścież oknem w małym pokoiku, rozwiewając przy okazji czarne włosy stojącej przy nim dziewczyny. Chciała, by ta przyjemna bryza rozbudziła ją w końcu, ignorując dreszcze chłodu. Słońce powoli wychylało się zza horyzontu, rozświetlając okolice. Fioletowe, ukryte za wachlarzem rzęs oczy, zmrużyły się powoli, odgradzając od tego nieprzyjemnego widoku. Uczennica cofnęła się o krok w tył, złapała dłońmi za oby dwie części okna i zamknęła je, oddychając głęboko. Było otwarte całą noc, od kiedy tylko jej współlokator przez nie wyskoczył i nie wrócił. Zrozumiała zbyt dobrze ten niby nic nie znaczący gest, ot taką ucieczkę przed nią. To normalne, zawsze tak było. Ludzie nie lubią dziwaków, wariatek z wymyślonymi przyjaciółmi, fobią przed dotykiem.. To dla nich obce, dlatego nie dopuszczają do siebie myśli o tym, odrzucając i unikając takich osób. To przecież normalne. Nie ma co nad tym ronić łez..
 Czarnowłosa objęła się rękoma, zamykając powieki i powstrzymując słone krople w kącikach. By tylko pozbyć się tego okropnego uczucia, wzięła z szafy czarne legginsy oraz szarą tunikę z kotkiem na piersiach i uszami na kapturze. Gdy znalazła się już w łazience, zamknęła drzwi na klucz i zdjęła z siebie wszystko, przypatrując się nieznajomej w lustrze. Choć z twarzy może i była odrobinę urodziwa, to szpecące klatkę piersiową i brzuch identyczne blizny po gaszonych na jej ciele papierosach, były niemal odrzucające. Starła z policzka wodę, która pojawiła się znikąd, po czym wskoczyła do kabiny, nie chcąc już patrzeć na siebie. Kąpiel zajęła jej krótką chwilę, aż wreszcie wyszła zakapturzona z łazienki. Chciała tylko rzucić się z powrotem do łóżka, jednak znieruchomiała w drzwiach, patrząc na kucającego na jej łóżku białowłosego chłopaka.
Pojawił się znikąd, dosłownie jak duch. Kucał na pościeli, obwiązując lewą dłoń, nadgarstek oraz rękę bandażem. Najwidoczniej coś sobie zrobił... znowu. W końcu wczoraj wyskoczył przez okno, a to już mogło się źle dla niego skończyć. Kto wie co wyprawiał później?
- Dzień dobry, Gwiazdeczko - odezwał się ze stoickim spokojem, bandażując delikatnie krwawiącą dłoń. Nawet na nią nie spojrzał, ale i tak wiedział, że to ona weszła do pokoju. Nigdy nie pomyliłby jej mieszanki płynów do kąpieli.
- D-dzień dobry - odezwała się zachrypniętym głosikiem i pociągnęła nosem. Najprawdopodobniej przeziębiła się, śpiąc przy otwartym oknie. Widziała, że się zranił i zanim ugryzła się w język, zapytała. - Coś sobie zrobiłeś poważnego? Powinieneś iść do pielęgniarki - dodała po chwili.
- To nic, to nic - machnął na nią zdrową dłonią, nawet na nią nie patrząc. - Widziałem ducha światła w kawałku szkła, dlatego próbowałem go uwolnić - wytłumaczył się, choć to co powiedział nie posiadało ani odrobiny sensu. Saphira z każdą chwilą coraz bardziej uważała go za wariata, zresztą nie ona jedyna. Jednakże mieli rację... chłopak miał nierówno pod sufitem. Kiedyś ukradł stolarzowi poziomicę chcąc udowodnić, że sufit w jego schronieniu znajduje się pod odpowiednim kątem. Skończyło się to grobową deską dla stolarza za oddanie mu źle działającego narzędzia, a tak naprawdę to karczma, w której przesiadywał miała już swoje lata i dach po prostu się zapadał. Dla karczmarza również nie skończyło się to wesoło.
Zamrugała nieco zdziwiona. To moje łóżko, pomyślała, ale ponownie ugryzła się w język i usiadła na jego pościeli, kładąc się po chwili na niej, na plecach i wpatrując się w sufit. Uwielbiała nosić tuniki na długi rękaw. Nie miały dekoltu, a więc nie odsłaniały ani jednego kawałka jej ciała. Nie musiała się martwić, że ktoś zobaczy jej blizny. Zamknęła oczy i odetchnęła głęboko, nasłuchując tego, co robił chłopak
- Głupie duszki światła... - mamrotał pod nosem, zaciskając bandaż. - Co one sobie myślą? Ałć...
Sięgnął po nożyczki, chcąc przeciąć opatrunek w odpowiednim miejscu, a wtedy ciszę przerwało... burczenie. Burczenie w jego brzuchu, strasznie głośne zresztą. Przerażone tym dźwiękiem chłopak nie utrzymał równowagi i upadł na łóżko na tyłek, a nożyczki uderzyły w podłogę.
Czarnowłosa westchnęła głęboko, uchylając jedną powiekę i patrząc na niego smutnym wzrokiem. Co mogła zrobić? Po wczoraj nie chciała się do niego zbliżać.. Bała się, po prostu.
Po dosyć krótkiej chwili chłopak uspokoił się, podniósł nożyczki i dokończył przerwaną czynność.
- Ne, gdzie mogę znaleźć w tej klatce coś do zjedzenia? - Spytał, chowając przyrząd do szuflady.
- Gdzieś.. na stołówce - wymamrotała cichutko, kuląc się na boku, tyłem do niego i rozdrapując tynk z ściany. Tak naprawdę rzadko bywała tam. Nie lubiła tłoku ludzi.
- Aż tak bardzo mnie nie lubisz? - Kolejne pytanie padło bardzo niespodziewanie i... trochę ją przeraziło. Ton głosu jej współlokatora stał się bardziej delikatny i uwodzący, a gdy odważyła się przenieść na niego wzrok, wyciągał się na jej posłaniu, uśmiechając się perfidnie.
Na jej policzkach pojawił się nagle szkarłatny rumieniec, co było do niej nie podobne. Dotknęła go palcami, czując większe ciepło, niż na innym miejscu na ciele.
- N-nie prawda! - pisnęła z sapnięciem, przekręcając się z powrotem w stronę ściany, by tylko nie zauważył, co zaledwie ton jego głosu u niej wywołał. Co by to było, gdyby nagle zaczęli tu wyprawiać inny rzeczy.. Czerwień zrobiła się jeszcze intensywniejsza. Zboczeniec! 
- Dlaczego nie mogę się do ciebie zbliżyć, co...?
Poczuła jego gorący oddech na karku... to było jak jakiś sen, przecież nie mógł w ciągu tak krótkiej chwili znaleźć się tuż przy niej.
Czuła swój przyśpieszony oddech i słyszała łomot serca, gdy tak nagle znalazł się przy niej. Jakim cudem.. tak szybko?! 
- Ha.. ah.. - wyrwało się z jej ust, gdyż nic innego nie mogła wydusić. Sparaliżowało ją ze strachu i.. czegoś znacznie innego. Nie potrafiła odwrócić głowy w tył, gdy był tak blisko.. Stanowczo za blisko.
- Nie powiesz chyba, że się boisz, prawda...? - Wyszeptał cicho, po czym zachichotał złośliwie. Chudymi palcami odgarnął z jej twarzy włosy i założył część kosmyków za jej ucho. - Jestem tylko... bardzo samotnym... potworem - powiedział najciszej jak potrafił prosto do jej ucha.
Zaparło jej dech i niemal go odebrało. Sapnęła jeszcze głośniej, co brzmiało bardziej jak niezwykle podniecający jęk. Adrenalina uderzyła w każde miejsce na ciele. Czuła się tak bardzo bezbronna, a mimo to.. jego obecność tak blisko dodawała ekscytacji, pieszczącej jej umysł.
- Cichutko... cichutko... nikt tutaj nie zrobi ci krzywdy... - Poczuła jego gorące wargi na swojej skroni, policzku, szyi... a potem przeraźliwie ostre kły rozrywające jej gardło.
Wrzasnęła głośno, podrywając się do siadu i łapiąc za skórę pod brodą. Rozejrzała się gwałtownie po pokoju. Tadashi siedział na łóżku obok, nadal bawiąc się bandażem. A więc to był sen.. Cholernie straszny i.. wspaniały sen.. Zakryła dłońmi oczy, padając z powrotem na łóżko i przekręcając się ku ścianie, gdzie mogłaby w spokoju rumienić się, dyszeć, bać się, a jednocześnie ekscytować. Chce więcej takich snów! 
- 'Aphie?
- Nie nazywaj mnie tak - warknęła natychmiast, a cała atmosfera w jej sercu po marzeniu w wersji snu, prysła jak bańka mydlana. 

10/19/2014

Nie żałować w życiu nawet tych najdziwniejszych chwil

Sayuri po raz setny tej nocy przerzuciła się na drugi bok, odwracając tym samym tyłem do ściany. Głuche skrzypnięcie źle wyważonego łóżka, przerwało panującą w pokoju ciszę, zadawało się w tym momencie być najgłośniejszym dźwiękiem, jaki kiedykolwiek słyszała. Nieznacznie wzdrygnęła i ze strachem spojrzała na dwa pozostałe łóżka. Chłopcy jednak nawet nie drgnęli, wciąż śpiąc twardym, spokojnym snem. Zazdrościła im tego. W przeciwieństwie do nich, nie przespała nawet dwóch godzin, całą noc wiercąc się na niewygodnym materacu i wypłakując się w poduszkę.
Tylko czemu płakała? Przecież powinna być szczęśliwa. W końcu udało jej się wyrwać z więzienia, bardziej znanego innym pod nazwą 'pałac królewski'. Nareszcie była wolna. Ale była to tylko złudna wolność. Cały czas była świadoma, że pewnego dnia to wszystko się skończy. Prędzej czy później wszystko wróci do normy. Wróci do zamku i do końca swojego życia będzie musiała grać już rolę idealnej księżniczki. Ale nic już nie będzie takie same. Kogoś tam będzie brakować. Płakała. Z jego powodu taż płakała. Z powodu jego przedwczesnego odejścia i zostawienia jej. Tak bardzo tęskniła za swoim ojcem.
Otarła twarz z łez i sięgnęła po leżące na szafce nocnej okulary. Założywszy je na nos, kątem oka spojrzała na okno, z którego zaczęły wpadać pierwsze promienie słońca. Jak najciszej tylko potrafiła, Sayuri usiadła na łóżku i rozglądnęła się po pokoju. Wiedziała, że i tak już nie zaśnie, a do rozpoczęcia zajęć miała jeszcze bardzo dużo czasu. Może więc dobrze byłoby przeznaczyć go na rozpakowanie się. Jednak wystarczył jeden rzut oka na leżące na podłodze walizki, aby zrezygnowała z tego pomysłu. Tego było zdecydowanie za dużo, a ona zbyt zmęczona, aby móc się do tego zabrać.
Zrezygnowana dziewczyna, wstała z łóżka i cicho podreptała do łazienki, uważając, aby przypadkiem nie obudzić któregoś z jej współlokatorów. Wzięła szybki prysznic, który do końca już ją rozbudził. Założyła na siebie jasnobłękitną sukienkę bez ramion z falbankami, kokardami i koronkowymi różyczkami. Przez chwilę miała pewne problemy z samodzielnym założeniem gorsetu, jednak po długich próbach, w końcu udało jej się go zasznurować. Najwięcej czasu zajęło jej zrobienie  makijażu i ułożenie włosów, które koniec z końcem pozostawiła rozpuszczone. Już miała opuścić łazienkę, kiedy przypomniała sobie o okularach, które wciąż tkwiły na jej twarzy. Długo się wahała, czy zostać w nich i wyjść do ludzi, czy jak zwykle skorzystać z zaklęcia. Nie była jeszcze gotowa, aby pokazać się z okularami innym poza Lavim i Shenem, chodź i to było dla niej wielkim wyzwaniem. Skorzystawszy z zaklęcia, które znała już na pamięć, zostawiła okulary na umywalce i ruszyła w stronę wyjścia. Zamykając za sobą drzwi, jeszcze raz spojrzała na śpiące twarze Shena i Laviego, uśmiechając się na ten widok. Może powinna zapomnieć o tym co ją czeka w przyszłości i skupić się na teraźniejszości. Żeby chociaż przez chwilę być szczęśliwą.

***
Spacerowała po wielkim dziedzińcu, przed głównym budynkiem. Zauroczona pięknem tego miejsca, już dawno straciła rachubę czasu. Szła gdzie ją nogi poniosły, uważnie obserwując wszystko i wszystkich, rejestrując w pamięci każdy najmniejszy fragment. Nie patrzyła nawet na drogę, co w każdej chwili mogło się dla niej źle skończyć.W pewnym momencie jej wzrok natrafił na jakąś postać, kulącą się pod rosnącym nieopodal drzewem liściastym. Zaskoczył ją bardzo ten widok i będąc szczerą, to trochę również przeraził, ale ciekawość wzięła górę i z zainteresowaniem, ale również lekką obawą podeszła bliżej. Postać okazała się być młodym mężczyzną, na oko trochę starszym od Sayuri. Spał, albo przynajmniej taką miała nadzieję. Tak naprawdę nie dopuszczała do siebie innej możliwości, chociaż jego wygląd niestety nie pozwalał jej do końca odgonić od siebie tej myśli. Chłopak był tak blady, że w niektórych miejscach jego skóra wydawała się być niemal przezroczysta. Trudno mu było powiedzieć coś o jego wzroście, gdyż był zwinięty w ciasny kłębek, kurczowo obejmując się ramionami. Jeżeli spędził tu całą noc, o czym coraz bardziej była przekonana dziewczyna, musiał naprawdę nieźle zmarznąć. Jedyne czego była pewna to jego naprawdę wątłej budowy. Odznaczające się pod cienkim odzieniem, wystające kości na pewno świadczyły o wręcz krytycznym niedożywieniu. Co tu dużo mówić, mężczyzna wyglądał fatalnie. Dosłownie jak trup.
Z coraz większą obawą wymalowaną na twarzy, Sayuri niepewnie podeszła bliżej mężczyzny. Z wielką ulgą odkryła, że on wciąż żyje, widząc nieznacznie unoszącą się jego klatkę piersiową. Jednak nie wiedziała co powinna dalej zrobić. Czy powinna go obudzić czy może wezwać jakąś pomoc? Wiedziała jedynie, że nie może go tu zostawić. Po prostu nie byłaby do tego zdolna.
Rozglądnęła się dookoła w poszukiwaniu kogoś dorosłego lub chociażby jakiegoś ucznia. Tak bardzo pragnęła żeby ktokolwiek teraz przeszedł tędy, ale niestety na dziedzińcu była tylko ona i śpiący nieznajomy. Westchnęła zrezygnowana i delikatnie dotknęła ręką, ramienia chłopaka, nie wiedząc tak naprawdę co chce tym osiągnąć.
Tadashi... wstawaj. Księżyc już odszedł. Możesz się obudzić. Spójrz, ktoś chce cię obudzić... może chcą cię okraść? Może chcą cię skrzywdzić? Ktoś tutaj jest.
Scena rodem z dobrego horroru, kiedy ciekawska, mała dziewczynka zagląda do szafy lub próbuje pomóc rannemu nieznajomemu na ulicy, a tu nagle atakuje ją trupia, koścista ręka i zaciska się na jej nadgarstku.
Dłoń białowłosego dość blisko miała do trupiej, jednak gdy dziewczyna natrafiła wzrokiem na ślepia właściciela ów dłoni, przeraziła się jeszcze bardziej. Palący chłód, który ogarnął jej serce na widok jakże pustych i smutnych oczu, nie pozwolił jej ruszyć się z miejsca. I w ten sposób mijała sekunda za sekundą, przeszło minuta, kiedy wpatrywali się w siebie, aż wreszcie silny uścisk kościstych palców zelżał znacząco, po czym całkowicie odpuścił.
Ma czyste sumienie, Szepcie. Niepotrzebnie przerywasz mój sen. 
Chłopak powrócił do swej poprzedniej pozycji, zwijając się w kulkę z chęcią powrotu do snu.
Sayuri wciąż stała w tej samej pozycji, wpatrzona w chłopaka szeroko otwartymi oczami. Wszystkie włoski na jej ciele stały dęba, a na jej drobnych ramionach pojawiła się gęsia skórka. Cała drżała ze strachu, zastanawiając się jedynie dlaczego nie słyszała swojego krzyku. Wiedziała, że ma otwarte usta, jednak nie wydobywał się z nich żaden dźwięk. Była tak przerażona tym, że odebrało jej mowę, a on najzwyczajniej w świecie znów poszedł spać. Tę dziwną ciszę przerywało teraz jedynie ćwierkanie ptaków oraz szum wiatru pomiędzy liśćmi drzew. W głowie chłopaka rozbrzmiewało jeszcze tykanie sekundnika zegara, odliczając czas, w którym nieznajoma nadal przed nim stała. Po kilku minutach, nie trwało to zbyt wiele, z największym w świecie spokojem, podniósł głowę, zamrugał parokrotnie, odgarniając zmarzniętymi dłońmi grzywkę, spojrzał na Sayuri.
- Nadal tutaj stoisz? - Zapytał stoicko, jakby nawet go to delikatnie zdziwiło. Jakby nie był pewny, czy czarnowłosa rzeczywiście przed nim się znajduje. Czy może to kolejny wytwór jego nie do końca zdrowej wyobraźni. - Potrzebujesz czegoś?
Pytania te wyrwały w końcu dziewczynę z ogólnego otępienia i odpędziły strach, który ogarnął całe jej ciało. Gwałtownie zamrugała, jakby ktoś wylał na nią wiadro zimnej wody i nieznacznie się wzdrygając, odsunęła się kilka kroków od chłopaka.
- Nie... Nie, ja... Proszę mi wybaczyć. Nie chciałam ci przerywać snu, ani w jakikolwiek sposób przeszkodzić. - powiedziała cichym, słodkim głosikiem, który jeszcze lekko drżał z przeżytego szoku - Bałam się, że coś ci się stało. - dodała pośpiesznie, chcąc jakoś wytłumaczyć swoje zachowanie.
- Sen na świeżym powietrzu  jest dobry dla zdrowia, zresztą Królewna Śnieżka, której przyszło spać w środku groźnego lasu powinna wiedzieć o tym najlepiej - odparł bezpośrednio nieznajomy mierząc księżniczkę Wenrou wzrokiem. W tym jednym miał racje. Z pewnością była "królewną".
Spojrzała na Tadashi'ego pytającym wzrokiem, nie do końca rozumiejąc, o co mu właściwie chodziło. Rozglądnęła się dookoła, jakby chciała sprawdzić czy chłopak na pewno kierował te słowa właśnie do niej.
- Przepraszam? - zaczęła niepewnie, zwracając swój wzrok na niego - Chyba nie rozumiem o co ci chodzi.
- Uciekłaś od swoich krasnoludków czy po prostu natura obdarzyła cię urodą niewiasty z bajek dla dzieci? - Odpowiadając pytaniem na pytanie, białowłosy ani przez chwilę nie żartował. Ton jego głosu nie posiadał ani krztyny sarkazmu czy ironii, mówił... mówił po prostu całkowicie na poważnie. Mogła uznać go za wariata, co zresztą nie mijało się z prawdą.
Całkowicie ją zamurowało. Nie spodziewała się usłyszeć czegoś takiego. Trudno było jej stwierdzić, czy mówi poważnie, czy też sobie z niej żartuje biorąc ją za pierwszą lepszą frajerkę, która uwierzy w każdą bajeczkę. Jego mina jednak mówiła coś zupełnie innego.
- Chyba niestety muszę cię zmartwić, ale nigdy nie miałam żadnego kontaktu, ani powiązania z żadnym krasnoludkiem - powiedziało nieco spokojniej - Wybacz.
- Wybacz, zapewne masz rację - odparł, po czym westchnął i oparł się o pień drzewa. Swoją drogą, nie bez powodu wybrał to drzewo. Była to stara, lecz piękna wierzba, rodem babcia od Pocahontas. - Jeśliby spytać Lustereczko, wskazałoby inną księżniczkę jako najpiękniejszą w świecie.
Moją Księżniczkę.
- Jednakże wszystkie jesteście piękne, a gdybyście stanęły razem w lustrze, z pewnością pękłoby z zachwytu.
- Na pewno. - powiedziała, aby potwierdzić jego słowa. Nie były one nieprzyjemne czy pełne wyrzutów, ale ciepłe i delikatne, jak by tak właśnie uważała. Bo tak właśnie było.
Na twarzy dziewczyny pojawił się delikatny uśmiech, a policzki spłynęły szkarłatnym rumieńcem, który oczywiście był ledwo widoczny pod zdecydowanie zbyt grubą warstwą makijażu. Nie raz słyszała komplementy na temat swojego wyglądu, jednak mimo to zrobiło jej się bardzo miło. Szczególnie, że chodź raz nie została nazwana "tą najpiękniejszą wśród najpiękniejszych", co dla innych dziewczyn byłoby pewnie niezbyt przyjemne, ale dla niej stanowiło miłą odmianę.
- Przepraszam za moje drobne niedopatrzenie. - powiedziała po chwili, uświadamiając sobie, że nie przestawiła się mu jeszcze - Nazywam się Sayuri Baskerville. Bardzo miło mi cię poznać. - dodała lekko przed nim dygając.
Przechylił lekko głowę na bok.
- Su...ri... - powtórzył nie do końca poprawnie jej imię, zjadając "ay" z całości.
Z pewnością był najdziwniejszym człowiekiem jakiego w życiu spotkała. 
Czy żałowała tego spotkania? Jeszcze nie była pewna.

10/18/2014

Spadające ręczniki

Shen zbudził się gwałtownie i dotarło do niego, co uczynił. Zasnął, nie wykonując polecenia Tyriona, więc... dlaczego by nie zlekceważyć go na całego? Wstał i przeciągnął się, a następnie, odkrywszy, iż jest spocony przez spanie w ubraniu, skierował się do łazienki. Nie zamknął drzwi do końca, dbanie o to mieszkając tylko z Lavim nie miało sensu. Zdjął z siebie wszystko i wszedł pod prysznic, odkręcając wodę. Na początku leciała lodowata, powodując gęsia skórkę, ale później przerodziła się w ciepłą, delikatnie ogrzewając jego ciało. Stał tam dobre dziesięć minut, a później wytarł się niezbyt starannie, obwiązując ręcznik wokół bioder, czego zazwyczaj nie robił, ale takowy kaprys dopadł go tego dnia.
***
Lavi nie oprowadzał już dziewczyny bardziej, uznając że ma dość, bo chociaż dzielnie ukrywała zmęczenie, to jednak nie do końca udało się z ukradkowym ziewaniem. Zaśmiał się pod nosem, po czym wprowadził ją do akademika.
- To jest nasz pokój - wskazał na numer A5, po czym wszedł beztrosko do środka, tak jak to miał w zwyczaju.
Sayuri dostojnym krokiem podążyła za nim. Ledwo przekroczyła próg pokoju, a zaczęła się z ciekawością po nim rozglądać, analizując każdy skrawek. Było to jasne i przestrzenne pomieszczenie. Ściany pomalowane zostały w błękitnym kolorze bezchmurnego nieba. Pod dużym oknem stały ustawione obok siebie biurka, z których jedno z nich było zupełnie puste. Pod ścianami stały trzy łóżka, średniej wielkości, a na jednym z nich leżała sterta walizek i pakunków należących do dziewczyny. Oprócz tego były tam również szafy, regały i półki, z których zawsze jedna była pusta, czekając na swojego właściciela.
- Będziemy tu mieszkać we dwoje? - zapytała dziewczyna po dokładnych oględzinach swojego nowego domu. W jej głosie można było usłyszeć nutkę wątpliwości, a nawet przerażenia. Bez zgadywania można było wiedzieć, że obawia się wspólnego mieszkania w jednym pokoju z chłopakiem. Nigdy jeszcze z nikim nie dzieliła swojej przestrzeni osobistej, a na pewno już nie z mężczyzną. Uważała to za zdecydowanie niestosowne.
Shen parsknął niespodziewanie, słysząc słowa obcej dziewczyny. Z tego co zrozumiał, to miała razem z nimi mieszkać. Po cichu wydostał się z łazienki, prezentując niesfornie ułożone włosy i dobrze umięśnione ciało, ozdobione kropelkami wody. Uśmiechnął się delikatnie, kładąc prawą rękę na biodrze, by przytrzymać ręcznik, który nieco się zsunął podczas ruchu.
- Hej, Lavi! - powiedział wesołym głosem. - Właśnie miałem zapytać, czy uważasz, iż będę bardziej seksowny wychodząc z łazienki, tuż po prysznicu, z ręcznikiem. Zaczynam żałować, że w ogóle wpadłem na ten pomysł - westchnął cicho, cały czas wpatrując się w obcą. - Może mam miauczeć?
Lavi już miał jej odpowiedzieć na to pytanie, gdy zaraz niespodziewanie tuż przed nimi pojawił się Shen, w całkowitym negliżu. Nie licząc ręcznika oczywiście. Rudowłosy omal nie parsknął śmiechem, spoglądając na wyraźnie pobladłą i zszokowaną Sayuri.
- Myślę, że byłbyś o wiele bardziej seksowny bez ręcznika - nie mógł się jednak powstrzymać od chichotu. - Sayuri Baskerville to Shen Miney. Shen to Sayuri nasza nowa współlokatorka. Na dodatek pochodzi z rodziny królewskiej, a jej brat... chce z tobą pogadać. Mówię ci stary ciary ci po plecach przechodzą, a on nawet na ciebie nie warczy - wzdrygnął się, zamykając za sobą drzwi i rzucając buty w kąt pokoju, by zaraz spocząć na swoim łóżku. - Sayu-chan czuj się jak u siebie - posłał jej jeszcze łagodny uśmiech, acz sądził że to takie łatwe znowu nie będzie.
Czarnowłosa stała jak wryta, pustym wzrokiem wpatrującej się w stojącego przed nią chłopaka. Dopiero po dobrej chwili dotarło do niej nazwisko nowo poznanego chłopaka. Dziewczyna natychmiast zgięła się wpół, robiąc głęboki ukłon przed pół nagim księciem, okazując mu tym samym wielki szacunek. Wlepiwszy wzrok w podłogę, starała się pokazać mu jak wielką czuje skruchę, tak długo się na niego gapiąc bez zezwolenia.
- Wybacz mi panie za mój brak szacunku wobec ciebie i zuchwałe zachowanie. - odezwała się po chwili, nie podnosząc głowy - Jest to dla mnie wielki zaszczyt nareszcie poznać cię.
Blondyn podrapał się po brodzie z zastanowieniem, przez co ręcznik wylądował na podłodze, czym zbytnio się nie przejął. Przekrzywił głowę marszcząc brwi, ale w końcu się poddał i zwrócił do Laviego:
- Niezbyt rozumiem, więc zostawiam ją tobie. Miau - mruknął jeszcze, kierując się z powrotem do łazienki, w celu ubrania na siebie czegokolwiek. Toć w bokserkach też wygląda seksownie, nie?
Lavi westchnął przeciągle, już zamierzając otwierać książkę, by zatopić się w lekturze, kiedy Shen zniknął w łazience. Spojrzał teraz na Sayuri, która nie potrafiła ukryć rumieńców.
- Sayu-chan... - zaczął spokojnie. - Normalną reakcją każdej dziewczyny byłoby... - tu wstał odkładając książkę na szafkę i zasłaniając dłońmi oczy. - Kyaaa! - krzyknął. - Zboczeniec! Idiota! Zakryj się! - zademonstrował, po czym pokręcił z rozbawieniem głową. - Shen jest nieco ekstrawagancki i... kompletnie nie przejmuje się swoim statusem - wyjaśnił jej.
Księżniczka lekko wzdrygnęła się, słysząc jakimi słowami rudowłosy określił, może kiedyś, przyszłego króla Astuzi. Po chwili się wyprostowała, jednak wciąż nie odrywała oczu od nagle ciekawie wyglądającej podłogi. Nie widziała co powinna teraz zrobić, a co dopiero powiedzieć.
- Przykro mi, że nie spełniam twoich oczekiwań, Lavi. - odezwała się po chwili, cicho podchodząc do łóżka i znalazłszy na nim trochę miejsca, usiadła. Mebel nie zachęcał zbytnio do spania na nim, szczególnie że mocno zaskrzypiał kiedy na nim usiadła. Materac był dość niewygodny i obawiała się, że będzie miała pewne problemy zaśnięciem, jednak nie zamierzała się skarżyć.

Shen wypełzł z łazienki, wyglądając na padniętego. Dostał się jednakże do drzwi, które otworzył i wydostał się na zewnątrz w celu krótkiej przechadzki po wyspie.
- Idę się przejść - powiedział do współlokatorów, puszczając oko do księżniczki i kiwając głową w stronę Laviego, po czym zatrzasnął drzwi.
Lavi wzruszył lekko ramionami opadając na swoje łóżko, bo co innego miał zrobić? Przecież starał się jak mógł by ułatwić jej pierwsze chwile w Athande, ale łatwe to nie było
- Nie zawiodłaś moich oczekiwań - odparł po dłuższej chwili milczenia, biorąc znów książkę w dłonie i otwierając ją na stronie, którą czytał. - Po prostu wszystko bierzesz zbyt poważnie - dodał, zapalając sobie świecę, by lepiej widzieć literki. - Ale to normalne. Innego życia w końcu nie znasz - uśmiechnął się delikatnie, teraz kompletnie zanurzając się w lekturze książki.
Dziewczyna przez kilka długich minut siedziała bez ruchu, zastanawiając się nad słowami dziewiętnastolatka. Trudno jej było zrozumieć co miał przez to namyśli. Miała nadzieję, że niedługo się dowie.
- Jeżeli pozwolisz, opuszczę cię i skorzystam z łazienki. - powiedziała biorąc do ręki mniejszą z toreb i wolnym krokiem znikając za drzwiami łazienki. Od razu przekręciła zamek i nacisnęła klamkę, aby upewnić się, że porządnie zamknęła. Mimo to wciąż nie była zbytnio przekonana i z powątpiewaniem patrzyła na drzwi. Po dłuższej chwili namysłu, przesunęła stojące pod ścianą krzesło i zastawiła nim drzwi. Więcej zrobić nie mogła.
Sayuri odwróciła się tyłem i ciężko opadła na krzesło. Miała nadzieję chwilę odetchnąć po tym całym dniu. Ciągłym graniu i udawaniu perfekcyjnej księżniczki, miała już dość. Niestety jej plany legły w gruzach kiedy zobaczyła panujący w pomieszczeniu bałagan. Wszystkie włoski na ciele stanęły jej dęba, kiedy uświadomiła sobie, że próbując znaleźć zlew, po prostu nie jest go w stanie zobaczyć.

***
Blondyn wędrował po korytarzach pogwizdując i podrywając dziewczyny po drodze. Jedna wskoczyła mu na plecy, a on udał, iż jej nie zauważył, toteż szedł wciąż przed siebie, a inni chłopcy tylko zerkali nań krzywo i komentowali tą sytuację z niesmakiem. Gdy wkroczył na plac otoczyła go jeszcze większa grupka fanek, a niektórym nawet posłał słodki uśmiech. Pozostałe ściągnęły śmiałą brunetkę, próbującą się utrzymać, obejmując go w pasie. Ruszył dalej, za cel biorąc budynek, w którym mieścił się gabinet jego kochanego dyrektora.
- Widzę, że masz duże powodzenie wśród płci pięknej.
Kiedy chłopak miał właśnie przekroczyć próg wejścia, nie wiadomo kiedy i skąd tuż obok niego pojawił się wysoki mężczyzna o lekko kobiecych rysach twarzy i długich, niebieskich włosach, związanych w koński ogon. Khal uśmiechnął się pogodnie do blondyna, lustrując go spojrzeniem błękitnych oczu, które zdawały się wdzierać prosto do jego duszy i wyciągać wszystkie jego sekrety na światło dzienne.
Shen wzdrygnął się, gdy oczy króla Wenrou spoczęły na nim. Widział go kiedyś, toteż zapamiętał twarz. Nie było to miłe spotkanie, a przynajmniej dla chłopaka. Odnosił wrażenie, że Khal bawi się nim, chociaż wcale nic takiego nie robił, ale teraz był na to przynajmniej w małym stopniu przygotowany.
- Witaj królu - odparł pocierając kark i utrzymując kontakt wzrokowy z pewnym wysiłkiem. - Dziwi cię to? - zapytał, zwracając się doń bezpośrednio, nie uczono go jak zachowywać się w stosunku do osób ważniejszych.
- Nie bardzo. - odparł beznamiętnie, jednak wciąż z wymalowanym na twarzy idealnym uśmiechem - Jestem wielce świadom twoich zdolności flirtu i to mnie właśnie przeraża.
Mężczyzna zrobił kilka kroków w stronę Shena, który mimowolnie zaczął cofał się do tyłu, dopóki nie natrafił na ścianę. W pewnym sensie przygwożdżony do budynku, poczuł na ramieniu delikatny dotyk ręki swojego rozmówcy.
- Słuchaj Shen, jesteś inteligentnym chłopakiem, więc przejdę do konkretów. Zapewne zdążyłeś już poznać swoją nową współlokatorkę, Sayuri. Tak się składa, że to moja siostra. Dlatego gdybyś był tak miły trzymał swoje rączki, nóżki, usta, oczy i co ci dam jeszcze bóg dał, z daleka od niej, bo inaczej sobie inaczej pogadamy - dodał Khal, posyłając mu jeden ze swoich piękniejszych uśmiechów. - Wszelkie flirty, podrywy, fantazje, a nawet jakiekolwiek myśli o niej będą również niemile przeze mnie widziane. Więc bądź rozsądnym księciem i zachowuj się jak należy, bo jeżeli będzie inaczej, to możesz być pewny, że ja się o tym dowiem w ten czy inny sposób. Chyba nie chcesz wylądować na mojej czarnej liście, czyż nie?
- Bóg to akurat dużo mi dał - zaśmiał się cicho Shen, ale zaraz spoważniał. - I tak nie mam z nią szans - stwierdził wzruszając ramionami. - Jest zbyt dobrze wychowana. Będzie dobrze, Lavi nie jest na tyle głupi, by pozwolić wpakować ją do pokoju z jakimś zboczonym blondynem. Nie ufasz mi z powodu tego, że Sheiryu jest moim bratem, czy rzeczywiście chodzi o to, iż jestem tak cudowny?
- To nie ma nic wspólnego z twoim bratem, Shen. - Władca Wenrou uśmiechnął się do chłopaka nieco przyjaźniej, chcąc dodać mu trochę otuchy. Tu nie chodziło o jego brata, ani przez chwilę nie myślał o Sheiryu. Musiał jednak przekonać również do tego i młodego księcia. - To po prostu moja siostra, o którą się martwię. Jest mi najbliższą i najważniejszą osobą na świecie, dlatego nie chcę, żeby stała jej się jakaś krzywda. Poza tym, z twoim przyjacielem, Lavim, też uciąłem sobie taką sympatyczną pogawędkę na ten temat, mimo iż jego bratem jest Tyrion. Dlatego po prostu trzymajcie się od niej na dystans. I gdybyście byli jeszcze tak mili, pilnowali ją dla mnie. Wiem, że mogę na was liczyć.
- Nie jestem aż taki nieodpowiedzialny, umiem się kimś zaopiekować - odpowiedział mrukliwie i wyswobodził się spod ściany, przy okazji uciekając od ręki króla. - Nie musisz się o nic martwić. Ja się tylko ukrywam - dodał na koniec i ruszył w stronę akademii, jednak rezygnując z wizyty u Tyriona.
Po drodze ignorował wszystko i wszystkich, ta rozmowa zaowocowała chęcią zaszycia się w swoim pokoju i zwykłego zaśnięcia, więc wparował tam bez pukania ani czegokolwiek i rzucił się na łóżko, na żadnego ze współlokatorów nie spoglądając.
- Nigdy więcej nawet o niej nie pomyślę - wymamrotał w poduszkę.
- Coś tak widzę, że spotkałeś Khala - zaśmiał się na to Lavi, odkładając ostatecznie książkę na półkę i podchodząc wreszcie do łazienki. Zastanawiało go co też dziewczyna tam tak długo robi. Wiedział, że kąpiel można brać godzinami, ale Sayuri nie wzięła ze sobą niczego co by na takową wyglądało. Ostrożnie zapukał do drzwi. - Sayu-chan, żyjesz tam jeszcze? - zapytał.
Dziewczyna nie spodziewała się nagłego pytania chłopaka. Jego pukanie, które przerwało panującą w środku ciszę, tak ją przestraszyło, że zrzuciła z półki kilka butelek z płynami do kąpieli i szamponami, które akurat układała.
- Wybacz mi Lavi, ale chyba nie rozumiem do końca twojego pytania. Czuję się świetnie, szczególnie, że nareszcie udało mi się odnaleźć zlew - dodała radośnie, odkręcając kurek z wodą. Nareszcie, po długim sprzątaniu, które nie miało końca, Sayuri mogła zając się wieczorną toaletą, zmywając z twarzy makijaż i pozbywając się tak strasznie drażniącego ją zaklęcia.
- A tak doskonale go ukryłem - mruknął Shen.
Lavi spojrzał na przyjaciela i wybuchnął gromkim śmiechem, odsuwając się od drzwi łazienki. Potrzebował dłuższej chwili  żeby się uspokoić. Rozsiadł się wygodnie na podłodze i odgarnął opadające mu na czoło kosmyki włosów.
- Shen, zaczynamy mieszkać z kobietą... ona nas dopiero poustawia - zaśmiał się ponownie. - Wejdziesz do łazienki i nic nie znajdziesz!
W tym samym momencie drzwi się otworzyły, a w progu stanęła dziewczyna w długiej, śnieżnobiałej koszuli nocnej z falbankami, która sięgała jej do kostek. Była niezwykle blada, wręcz trupio blada, która przy jasnym ubraniu wydawała się mieć nieco szarawy odcień. Czarne włosy splecione miała w luźny warkocz i związany błękitną wstążką. Lekko uśmiechniętą twarz dziewczyny, przyozdabiało tysiące piegów, a ciemne niczym noc oczy zakryte były za okularami.
- Proszę wybaczcie, że trwało to tak długo. Łazienka już wolna - powiedziała słodkim, ale odrobinę nieśmiałym głosem. Wolnym krokiem poszła w stronę jednego z trzech łóżek, cicho stąpając bosymi stopami po parkiecie.
Shen przewrócił się na plecy, by móc ujrzeć dziewczynę w skąpej... skąpej?
- To jest koszula nocna? - jęknął boleśnie. Wyobrażał sobie coś z falbankami, sięgającego ledwie połowy ud... ale to księżniczka przecież. Prawdopodobnie tylko on był na tyle nieokrzesany, by niepoważnie podchodzić do swojej pozycji.
Lavi nie bez satysfakcji oglądał rzednącą minę Shena. Spodziewał się tej reakcji. W końcu chłopak najwyraźniej chciał obejrzeć apetyczne ciałko Sayuri, a tu taka klapa. Parsknął śmiechem, opierając się o ścianę i również śledząc wzrokiem dziewczynę.
- Sayu-chan?  - zwrócił się do dziewczyny. - Z tego co wiem będziesz w klasie z Shenem, on ci wszystko pokaże - wkopał przyjaciela.
Czarnowłosa cicho usiadła na łóżko i wsunęła się pod ciepłą pierzynę. Spojrzała najpierw na Laviego, a następnie na Shena i pogodnie się do niego uśmiechnęła.
- Byłoby mi bardzo miło, gdybyś zechciał poświęcić dla mnie chwilę swojego czasu. - powiedziała, naciągając kołdrę pod samą brodę.
- Mi również - westchnął Shen, uśmiechając się w duchu z tego, że akademia jest tak otwarta na każdego. - Moi mili, to był ciężki dzień - krzyknął gestykulując przy tym rękoma. - Wypadałoby się położyć, co?
Przekręcił się, aby leżeć na plecach i zakrył oczy dłonią, światło świecy nieprzyjemnie manifestowało swój protest przeciw snu.
- Dobrej nocy życzę - rzekł na koniec i wyłączył się całkowicie.

10/14/2014

Twinkle, twinkle, Little Star

Świeć Gwiazdeczko mała, świeć.
Zastanawiam się, czym jesteś?
Patrzę się na Twoje magiczne światło,
Obserwujące nas dziś wieczorem.
Zanim sny zabiorą mnie,
Klękam obok mego łóżka i się modlę
Za wszystkie dzieci w ciemności,
do jutra,
świeć się, Gwiazdeczko mała.
Obiecaj mi, że będziesz migoczącą, małą Gwiazdką.
Bo każdy potrzebuje takiej małej Gwiazdki. 


Melodyjne i piękne nucenie ucichło, a białowłosy po raz kolejny przesunął po policzku małej, czarnowłosej gwiazdki na jego kolanach kciukiem. Nie potrafił oderwać od niej wzroku, była... małym skarbem w jego rękach. Nigdy nie czuł czegoś takiego.
- Twinkle, twinkle, little star...
Zamruczała delikatnie, wtulając głowę w jego biodro, gdzie zaciskała także palce jednej z rąk. Wyglądała tak niewinnie, wręcz dziecięco, pogrążona jak zwykle we śnie. A czemu ciągle tylko to robiła? Bo to był jej ratunek przed światem, przed rzeczywistością, która często atakowała ją niczym wąż, kąsała. Po jakimś czasie chłopak jednak wysunął się spod niej i wstał z łóżka... poczuł coś przez okno. Zrobiło mu się niedobrze. Dziewczyna od razu poczuła jego ruch. Uchyliła zmęczone powieki i powoli usiadła, przecierając oczy. Gdy zaczęła szukać go wzrokiem, zatrzaskiwał okno.
- Co się.. stało..? - wymamrotała śpiącym głosikiem i ziewnęła, przeciągając się.
- Nic... jak zwykle spałaś - odpowiedział cicho pod nosem, znów taki... wyciszony, spokojny, zamknięty w sobie.
Zauważyła to natychmiast, więc tylko przeczesała dłonią włosy i westchnęła.
- Przepraszam.. Ja.. Często nie śpię po nocach i.. tak jakoś..
- Nie mazgaj się! 
Krzyknęła przestraszona, spadając z łóżka, gdy nieproszony gość, czytać Jeff, znalazł się obok niej, strasząc ją.
- Jeff, jesteś okropny! - krzyknęła, wpatrując się w miejsce, gdzie dla niej on był.. nie koniecznie dla Tadashiego.
- Oj przepraszam.  
- Uhm...? - Białowłosy patrzył na nią nieco zdziwiony. 
- Ej, patrz. Twój nowy kolega już myśli, że jesteś psychiczna - zachichotał cichutko, przewracając się na łóżku.
Zamrugała nieco, po czym jak gdyby nigdy nic, wstała i otrząsnęła z siebie kurz.
- Przepraszam.. - wyszeptała cichutko.  
- Na pewno wszystko okej? - Podszedł do niej i przechylił zabawnie głowę. - Nie wyglądasz dobrze. Cienie ci dokuczają? 
- C..cienie?! Ni..nie.. - wymamrotała, cofając się o krok. Srebrne ślepia wpatrywały się w nią pusto. Błyszczały w cieniu, lecz... nic specjalnego się w nich nie kryło.
- Na pewno? One lubią dokuczać ludziom - wyszeptał, nieświadomie bardziej przechylając głowę i zbliżając do niej.
Oparła się plecami o ścianę, coraz bardziej przerażona. Wcisnęła się w nią jak najmocniej.
- Proszę.. Nie dotykaj.. mnie.. - wychrypiała, drżąc.
- Dlaczego? - Zapytał, dotykając jej policzka.
Panika wzięła górę. Po jej policzkach spłynęły łzy, a ona złapała go dłonią za dłoń, odsuwając od siebie.
- Nie dotykaj.. nie.. nie! - załkała.
Opuścił dłoń.
To nie jest twoja księżniczka.
- Wybacz.
Płakała cicho, nie mogąc się uspokoić.. Taki nagły atak był dla niej niezwykle uciążliwy i przerażający. Mimo tego... poczuła jego silne, lecz wychudzone palce na swoim karku. Złapał ja i przytulił do swojej twardej piersi, wpatrując się pusto gdzieś w przestrzeń.
- Czy ono bije?
Boże.. Nie.. Nie.. Błagam.. Torturuje mnie.. Robi to, by  sprawić mi ból!
Czuła, jakby zaraz miała zemdleć. Znowu. Zaczęła krzyczeć z płaczem, szarpiąc się na boki.
- Zlituj się i przestań! - wrzasnęła.
Uścisk zelżał, a ona wpadła na ścianę. Chłopak opuścił dłoń, przekrzywiając głowę z beznamiętnym grymasem twarzy.
- Jak widać nie - odpowiedział na własne pytanie. - To smutne.
W jego oczach po raz pierwszy pojawił się jakiś niewyraźny błysk... Odwrócił się, zerkając w stronę okna.
- Chciałbym, żeby zabiło - oznajmił cicho, otwierając okno, po czym...przełożył przez parapet jedną nogę, następnie drugą i wyskoczył na zewnątrz. Jak widać wysokość jaką stanowiło to piętro mu nie przeszkadzała. Twinkle... Twin...kle...

10/11/2014

She's my Little Princess

Nienawidze lekcji.
Są nudne i trudne.
A jeszcze dla osoby, która nie umie czytać..
To katorga.
Zamrugała gwałtownie, wpatrując się tępo w tablice. Zajęcia były bez sensu. Cała ta akademia była do kitu.. Ale z drugiej strony, nie mieszkała już na ulicy. Przynajmniej tyle dobrego.
Westchnęła głęboko, zażenowana całą tą sytuacją i wgapiła się w swój pusty zeszyt. No, skoro czytać nie umie to pisać też nie. Nikt jej nigdy nie nauczył, rodzicielka miała to w głębokim poszanowaniu, a nauczyciele przecież nie będą uczyć szesnastolatki takich banałów. A jak się dowiedzą, to dopiero będzie piekło. Zrobiła minę więźnia, któremu dalej jakąś okropną papkę do zjedzenia, po czym uniosła dłoń w górę.
- Tak, panienko Trancy? - zapytała gruba nauczycielka z wielkim pieprzykiem na czole, które już od początku nie znosiła.
- Źle się czuję, mogę iść do pielęgniarki? - wymamrotała, speszona tym, że wszyscy nagle na nią spojrzeli.
- No skoro musisz - parsknęła niemiło.
Dziewczyna niczym strzała wybiegła z klasy, biegnąc korytarzem, by jak najszybciej znaleźć się w swoim pokoiku. Miała tylko nadzieje, że jej współlokator w końcu się wyprowadzi. Czuła się niezręcznie, gdy mieszkała z facetem. I jeszcze do tego to, że dotknął ją, ledwo wszedł.. Poczuła dreszcze obrzydzenia. Nienawidziła, gdy ktokolwiek choćby na sekundę muskał jej skórę.
Uspokoiła się dopiero wtedy, gdy dotarła do pokoju. Ze zdziwieniem i ulgą stwierdziła, że nikogo w środku nie ma, gdyż drzwi były zamknięte. Wyjęła z kieszeni kluczyk i szybko przekręciła go, wchodząc do środka.
- Co tak szybko wróciłaś?
Niemal krzyknęła, podskakując do góry. No tak, on zawsze tutaj był. Czarnowłosy chłopak leżał rozwalony na łóżku, z rękoma pod głową i wpatrywał się w nią tymi swoimi szkarłatnymi ślepiami z wypalonymi powiekami. Odetchnęła głęboko i rzuciła w niego torbą.
- Przez Ciebie prawie zeszłam na zawał!
- Wyyyybacz. A patrząc prawdzie w oczy, nikt by nie zauważył, gdyby rzeczywiście tak się stało.
Niczym nóż, te słowa wbiły się w jej serce, sprawiając, że łzy natychmiast spłynęły. Spojrzała na łóżko jej współlokatora. Jak zawsze go nie było. Pociągnęła nosem, pragnąc nagle, by tutaj był.
- Marzenie, Saphira - prychnął beznamiętnie Jeff.
Westchnęła głęboko, obejmując się rękoma i siadając na łóżku. Nie miała najmniejszej ochoty na nic, więc po prostu siedziała w miejscu, zajmując się swoimi myślami.
Z tego zamyślenia wyrwało ją skrzypnięcie drzwi. On wrócił. Tadashi wrócił... po tym jak włóczył się po akademii, olewając dzisiejsze zajęcia, gdyż nic z tego planu nie rozumiał, wrócił do pokoju w nadziei, że może... może ona tu będzie. Gdy pojawił się w pokoju, od razu ją dostrzegł. Siedziała sobie na łóżku, skulona, tak niemożliwie urocza i przesłodka. Spała. Znowu. Ale tym razem nie schowała się przed nim pod kołdrą, nie uciekła przed jego obecnością... pewnie myślała, że po prostu nie wróci.
Liczy na to, że się wyniesiesz. Nikt cię tutaj nie chce ani nie potrzebuje.
Ona jest... piękna...
Chłopak odłożył książkę na poduszkę swojego łóżka, wlepiając dwa jarzące srebrne kamyczki w dziewczynę. Tak bardzo zapragnął znaleźć się blisko niej... od kiedy tylko pojawił się tutaj wczoraj, od kiedy tylko ją poznał, a potem się mijali, czuł dziwną... pustkę. A teraz... ona całkowicie zniknęła. 
Jej łóżko cicho skrzypnęło, kiedy białowłosy powoli wsunął się na posłanie. Na kolanach przysunął się do niej, przyglądając się z bliska jej twarzy. Ona jest... moją Małą Księżniczką...
Saphira, skulona na łóżku, przyciskając kolana do piersi, spała głęboko od jakiegoś, krótkiego czasu. Jej włosy, całe poczochrane, rozrzucone były w nieładzie po poduszce, podczas, gdy na jej policzku lśniły świeże łzy. Nie miała na sobie nic, prócz rozpiętej białej koszuli, w której poszła do szkoły. Marszczyła brwi, więc z pewnością śnił jej się jakiś koszmar. No i to była prawda, ale nie było tego aż tak dogłębnie widać. Delikatne, wychudzone palce musnęły czule jej policzek, nie chcąc jej budzić. Czemu ona jest tak piękna?
Drgnęła lekko, poruszając się nieznacznie i przekręcając na drugi bok..
- Zostawcie.. mnie.. - wymamrotała przez sen, piskliwym głosikiem. - Pro..szę..
- Spokojnie... zostawcie ją, Cienie... - wyszeptał, dotykając zimnymi, bladymi wargami jej czoła.
- Ma..mo.. - podkuliła nogi jeszcze bardziej, nieświadomie zaciskając palce na brzegu jego koszuli.
Tego się nie spodziewał... drgnął, niemal gwałtownie się odsuwając. Wystraszył się nieco. Ma..mo...?
To, że się odsunął spowodowało, że się ocknęła. Uchyliła delikatnie, zaspane powieki.
- Co.. się..? - wymamrotała.  
Choć zaspana nic nie widziała, usłyszała głośny huk... białowłosy odsunął się od niej gwałtownie, lecąc z łóżka na podłogę. Upadł silnie na pośladki i nerki, uderzając dodatkowo potylicą w łóżko. Poderwała się gwałtownie do siadu, mocno przestraszona i spojrzała na niego z szeroko otwartymi oczami. Przyszedł.. On.. Przyszedł!  
- Ałć... ał... - masował tył głowy, gdyż ból zaćmił wszystko.
Obudziłeś ją... bój się.
Podniósł niepewnie wzrok na nią, chodź i tak ledwo widział przed grzywkę.
- P...przepraszam... - wydukał ze skruchą.
- Przyszedłeś.. - wyszeptała z idealnie wyczuwalnym szczęściem w głosie, ale zaraz zagryzła wargę i zarumieniła się, speszona.
- T..ty... cieszysz się? - Zdziwił się, a jego głos zabrzmiał całkiem... inaczej.
Jeszcze więcej szkarłatu objęło jej policzki, ale nic nie powiedziała. Szybko zapięła koszulę, by nie widać było jej bielizny, chociaż i tak zdążył ją już pewnie obejrzeć. Jej współlokator podniósł się niepewnie z ziemi, odwracając wzrok.
- P...przepraszam, że... cię obudziłem..
- To nic.. - wyszeptała cichutko. - Po prostu się zdrzemnęłam - przetarła oczy.
Przy okazji zgarnął swoje rzeczy z podłogi i rzucił się z tym wszystkim na swoje posłanie. Chcąc uciec od niej wzrokiem złapał swoją książkę. Zamrugała zdziwiona, widząc jego reakcję. Wszyscy ode mnie..uciekają..
- Czytasz.. książki..? - zapytała cichutko, z nutą zachwytu w głosie.
Przycisnął lekturę do piersi, nie bardzo rozumiejąc ton jej głosu.
- Powiedzmy, że... że czytam... - spuścił wzrok onieśmielony.
- Poczytasz..mi..? - poprosiła, ale starała się nie dać mu do zrozumienia, że ona nie umie.
- U...uhm... ale... ja nie wiem czy potrafię - odpowiedział nieśmiało, pierwszy raz w życiu czując taki... ucisk w żołądku. - Czytać komuś...
Posmutniała gwałtownie i zaświeciła do niego oczkami, robiąc smutną i proszącą minkę.Na jego policzkach pojawiły się ogromne, szkarłatne plamy, zasłaniające nawet jego piegi. Wnet usiadł obok niej, jednak na odpowiednią odległość.

~*~*~*~*~

- "(...) Czy sprowadzono Oślą Skórkę?" zapytał książę. Posłano po nią i wszyscy zaniemówili na widok wysuwającej się spod oślej skóry drobnej, delikatnej ręki. Pierścionek z łatwością dał się wsunąć na wąski paluszek. Księżniczka zrzuciła swe okrycie i ukazała się w całej swej krasie. W tej samej chwili pojawiała się w komnacie Wróżka Bzów w powozie przybranym bzami. Opowiedziała wszystkim historię księżniczki. Nazajutrz świętowano zaślubiny księcia i Oślej Skórki. Jej ojciec, który ożenił się tymczasem z pewną piękną owdowiałą królową, przybył na wesele bardzo szczęśliwy, że odnalazł w końcu ukochaną córkę. I żyli długo i szczęśliwie... koniec.
Podczas, gdy Tadashi czytał tę wspaniałą bajkę, ona zasnęła, opierając głowę na jego ramieniu, kompletnie nieświadomie. Chłopak zamknął książkę i westchnął, opierając się delikatnie o ścianę, a dziewczynę ostrożnie położył na swoich nogach. Pogłaskał ją z czułością po głowie, wpatrując się w jej czułą twarzy.
- Znów nic nie robi tylko śpi... - wychrypiał cichutko.
Zamruczała cicho, wtulając się w jego nogi..
- Da..shi.. - wymamrotała.. - Ksią..żę..
W odpowiedzi przymknął powieki, nadal gładząc ją po głowie... tak jakoś... miło mu się zrobiło. Nigdy nikt tak do niego nie powiedział... nie licząc Szeptów. Ale one nie istniały. Były jedynie wytworem jego chorej wyobraźni, przeżartego rozpaczą sumienia. Chciał się w końcu ich pozbyć...

10/09/2014

Wszystkiego najlepszego Natsu :D

Dzisiaj jest jeden z najpiękniejszych dni w roku, a mianowicie Twoje urodzinki! Z tej okazji w imieniu pozostałych adminek i innych członków bloga życzę ci wszystkiego co najlepsze! Zdrowia, szczęścia i dużo kasy! Spełnienia wszystkich, wszystkich, WSZYSTKICH marzeń, nawet, a może szczególnie tych największych i najbardziej skrytych! Wielu wspaniałych znajomych, prawdziwych przyjaciół i tego jedynego! Żeby wszystko układało się po Twojej myśli! Każdego dnia świeciło Ci słoneczko, a uśmiech nie schodził z Twojej twarzy! Żeby smutki omijały się szerokim łukiem, a szczęście nigdy Cię nie opuszczało! Żebyś wciąż była taką wspaniałą pisarką i osobą! Cieszę się, że Cię poznałam :*
No i oczywiście tradycyjnie wierszyk ;)

Czerp z życia same radości!
Niech los Ci zawsze sprzyja,
A co złe niech Cię omija.
Dużo słodkości, szczęścia w miłości,
Samych luksusów, milion całusów.
Niech odejdą precz gorycze
Z głębi serca Tobie życzę.
O czym myślisz, o czym marzysz
Niech Ci w życiu się przydarzy!
Najszczersze życzenia, marzeń spełnienia
Z okazji urodzin składa, pamiętająca(y) o Tobie ...

Do tego taki skromny, ale meeeeeeeega słodki torcik. Kiedyś co taki zrobię ;)

10/07/2014

'Ja też mam prawo zadawać pytania?' - księżniczkowe maniery

Czarnowłosa znieruchomiała słysząc jego słowa. Była nimi tak zszokowana i zaskoczona, że aż widelec wypał jej z rąk, z głuchym uderzeniem lądując na stole obok talerza. Przez kilka długich chwil z niedowierzaniem wpatrywała się ona w chłopaka, a gdyby nie jej dobre wychowanie, to prawdopodobnie miała by jeszcze przy tym szeroko otwarte usta. Jednak również i jej wzrok długo nie spoczął na Lavim, gdyż nie wypada dziewczynie tak długo spoglądać na obcego mężczyznę, szczególnie, gdy jest się już zaręczona.
- Ja... Mam prawo do zadania ci jakiegoś pytania? - wydukała. Naprawdę nie mogła w to wszystko uwierzyć. Od małego była zawsze ciekawska i pragnęła zadawać innym pytania, jednak jej chęć poznania została szybko stłumiona. - Ale ja nie wiem czy potrafię. Czy to tak wypada? - zapytała, nie będąc nawet świadoma iż właśnie zadała pytanie.
Rudowłosy chwilę mrugał z niedowierzaniem, po czym wybuchnął gromkim śmiechem. Śmiał się tak długo, że aż łzy stanęły mu w oku i musiał je szybko zetrzeć kantem dłoni. Rozbawiony popatrzył na nią już nieco poważniej.
- Ty tak na serio? - upewnił się, że dziewczyna nie żartuje, choć właściwie zdawał sobie już sprawę z tego, że Sayuri jest... dziwna. - Oczywiście, że możesz. Możesz zadać tyle pytań ile chcesz. Możesz się na mnie złościć, krzyczeć, obrażać. Możesz wszystko, Sayu-chan - zdrobnił jej imię, opierając brodę na dłoniach i wpatrując się w nią z rozbawieniem, pomieszanym z zainteresowaniem.
Sayuri znów szeroko się uśmiechnęła, jednak był to nieco inny uśmiech, różniący się czymś od poprzednich. Bardziej ciepły i naturalny. Z ciekawością przysunęła się bliżej do stołu, starając się zrobić to jak najciszej i zaczęła, jak później uznała, trochę zbyt uważnie przyglądać się swojemu rozmówcy.
- Dlaczego opaskę na oku? Czy to cześć twego stroju? A może znak rozpoznawczy? - zapytała, po chwili uświadamiając sobie jak dużą liczbę pytań zadała jednocześnie - Wybacz mi za mą nachalność. - dodając po chwili, mając nadzieję się zrehabilitować. Wyczekując przyjęcia jej przeprosin, z zaciekawieniem oczekiwała przede wszystkim jego odpowiedzi.
Lavi spodziewał się wszystkiego. Każdego pytania, tylko nie tego. Odruchowo odsunął się od niej, zwiększając między  nimi dystans. Zacisnął lekko pięści długo milcząc, bo nie był pewien co jej odpowiedzieć. Normalnie nie miałby z tym problemu, gładkie kłamstwo mógłby wymyślić na poczekaniu. Bał się jednak, że z Sayuri będzie troszeczkę inaczej. W końcu dopiero co ośmieliła się zadać mu pytanie, prawdopodobnie były one jednymi z pierwszych jakie kiedykolwiek zadała. Nie chciał więc jej do tego zrażać.
- Przyjmuję twoje przeprosiny, Sayuri - powtórzył po długim milczeniu i z skrzywił się patrząc gdzieś w bok. - Prawdę mówiąc opaska stała się moim znakiem rozpoznawczym - zaczął od odpowiedzi na trzecie pytanie. - Ale nie jest dopełnieniem stroju... noszę ją... bo tutaj - zakrył dłonią opaskę. - Nic tu nie ma - mruknął cierpko. - Nic... wybacz, ale nie pokażę ci tego - dodał po chwili. Nie robił tego nigdy, no chyba że opaska spadła mu niechcący podczas snu. - Nie czuję się dobrze robiąc to - wyznał, zbierając się na szczerość.
Księżniczka przez długi czas nie mogła zrozumieć, o co mu chodzi. W końcu jednak jak grom z jasnego nieba, uderzyła ją odpowiedź, która, gdyby już nie siedziała, zwaliłaby ją z nóg. Na całym ciele dziewczyny pojawiła się gęsia skórka, a włoski na jej ramionach stanęły dęba.
Nie potrafiła tego pojąć. Do jej umysłu do nie docierał fakt, że ktoś mógłby nie posiadać jakiejkolwiek części ciała. Szczególnie, że znała Lavi'ego od małego, gdy ten posiadał jeszcze parę oczu. Tak bardzo chciała się dowiedzieć co mu się stało, zrozumieć to wszystko. Ale nietaktem byłoby zadanie tego typu pytania. Musiała więc ograniczyć się do minimum.
- Bardzo mi przykro, lecz wybacz mi tą zuchwałość i zechciej jeszcze odpowiedzieć czy to cię boli?
- Czasem boli - odparł krótko, nie bawiąc się w żadne ceregiele. Nie kłamał, czasem oczodół swędział go i promieniował tępym bólem. Wtedy zazwyczaj chodził do brata i spał u niego, czując się w tym przeklętym gabinecie najbezpieczniej. Dokładnie to samo zrobił dzisiaj. Podrapał się lekko po głowie. - Ale to nic - zapewnił ją. - Już nie boli tak bardzo... najgorsze były pierwsze tygodnie - mruknął jeszcze, zaciskając mocniej szczękę. Pamiętał je jak przez mgłę. Trawiła go wysoka gorączka i jedyne czego pragnął był stan nieprzytomności.
Znów na nią spojrzał. Wyglądała na wyraźnie zszokowaną. Uznał że wystarczy jej tych wrażeń. Gdyby dowiedziała się jak to się stało, z pewnością jej kolacja skończyłaby na podłodze.
- Nie musi ci być przykro - machnął ręką. - Nie mam go już od dobrych trzech lat - uśmiechnął się nieco szerzej. - Można się przyzwyczaić.
Dla Sayuri wszystko co mówił Lavi było bardzo dziwne i prawie nierealne. Dziewczyna żyła w zupełnie innym świecie niż on i rzeczy, o których jej mówił były dla niej całkowicie obce. Przez całe życie wychowywana za murami zamku nie znała prawdziwego życia. Chroniona przed bólem, nieprawością, głodem, a nawet śmiercią, nie wiedziała co to znaczy krzywdzić i cierpieć. Jej świat był dobry i pełen kolorów oraz pozytywnych emocji. Był idealny. Nie doznawszy ze strony nikogo żadnego zła, ani samemu nigdy nikomu nic złego nie czyniąc, była taka jak podczas narodzin. Wciąż dobrym i niewinnym dzieckiem, które nagle i bez żadnego ostrzeżenia zostało wrzucone w sam środek świata dorosłych. Chcąc nie chcąc musiała się zmierzyć z tą rzeczywistością.
- Jestem bardzo rada z powodu, iż nasze drogi znów się skrzyżowały - powiedziała po chwili dziewczyna, wdzięcznie się do niego uśmiechając. Nie wiedziała za bardzo co powinna powiedzieć w tej krępującej dla ich obojga sytuacji. Postanowiła więc zmienić temat i spróbować trochę podnieść chłopaka na duchu. - Nawet nie wiesz jak wielką uczyniłeś mi przyjemność, z wielką chęcią i zapałem oprowadzając mnie po terenach akademii. Chciałabym ci bardzo za to podziękować Lavi. Nie wiem jednak w jaki sposób mogłabym ci się odwdzięczyć. - Czarnowłosa zamyśliła się na chwilę, patrząc na coś znajdującego się za Munrou. Po chwili znów zwróciła swój wzrok na niego, jednak tym razem było w nim coś innego. - Czy mógłbyś zrobić mi tą przysługę i położyć dłonie na stole, jak najbliżej mojej osoby. Oczywiście, jeżeli nie będzie to dla ciebie problemem. - dodała pośpiesznie, nie chcąc się narzucać.
Lavi naprawdę nie rozumiał dlaczego ona cały czas zwraca się do niego takim tonem. Nie mógł się do tego przyzwyczaić. Musiał naprawdę wytężać wszystkie swoje zmysły i skupiać się jedynie na rozmowie, by wyłapać sens jej wypowiedzi. Było to poniekąd męczące, ale nie zamierzał o tym wspominać. Zamiast więc odpowiedzieć, wyciągnął dłonie, kładąc je na stole, tuż obok jej rąk.
- Jest mi niezmiernie miło, że mogę przebywać w twoim towarzystwie, pani - rzucił, przypominając sobie jednak te nieliczne lekcje etykiety, na które wysyłała go jego matka, kiedy był dzieckiem. Był rad, że ojciec postanowił je ukrócić, acz w pamięci coś jednak pozostało. - To dla mnie zaszczyt, móc cię oprowadzać po naszej skromnej akademii. Będzie mi niezwykle przyjemnie, jeśli uraczysz mnie swym towarzystwem, podczas opuszczania murów tej placówki. Jest jeszcze wiele miejsc na tej wyspie, które są warte twej uwagi. Twe oczy o pani, będą zachwycone ich urokiem - zapewnił ją.
Czarnowłosa przez dłuższą chwilę patrzyła na niego oniemiała z wrażenia. Owszem, była przyzwyczajona do takiego języka, jednak słysząc go z jego ust było czymś niezwykłym. Wciąż jednak uśmiechała się, dając tego po sobie poznać.
- Wybacz mi na dosłownie sekundę. - powiedziała po chwili, odwracając się od niego bokiem. Schyliwszy się do ziemi, delikatnie musnęła palcami rosnącego obok jej nogi kwiatka. Po chwili wróciła do niego, z jeszcze szerszym uśmiechem na twarzy. Dziewczyna niepewnie położyła swoje dłonie na jego, ledwo je dotykając, jakby znów bała się, że i to jest niestosowane.
Lavi poczuł na dłoni przyjemne ciepło, które jednak szybko zniknęło zastępując go delikatnym dotykiem czegoś. Sayuri szybko zabrała ręce, pozostawiając siedzącego na jego palcach niewielkiego motylka. Budową przypominał zwykłego owada, którego nie raz widywał na łąkach, jednak skrzydełka tego były całe czarne, jak oczy lub włosy dziewczyny.
Chłopak patrzył na ów owada z fascynacją i lekkim zaskoczeniem. Ostrożnie, jakby obawiając się że zwierzę mu zaraz odfrunie przysunął dłoń do siebie i uniósł ją aż do linii swojego wzroku. Milczał cały czas z delikatnym uśmiechem obserwując stworzenie. Chciał je jeszcze dotknąć, lecz w chwili gdy uniósł drugą dłoń, owad rozpłynął się w powietrzu.
- Jak to zrobiłaś? - zapytał, zanim zdążył ugryźć się w język. Przecież już wiedział, że Sayuri posługuje się iluzją, ale jego pytanie nie dotyczyło takiej odpowiedzi. Pragnął raczej poznać proces tworzenia motylka od kuchni. Usłyszeć od niej po kolei, co też zrobiła. - To było coś niesamowitego, pani - uśmiechnął się do niej nieco szerzej. - Twój dar jest czymś nieprawdopodobnym, a dobrze użyty może przynieść wiele radości prostym ludziom, pani. Jestem przekonany, że będziesz uwielbiana przez tłumy - oznajmił, cały czas ważąc swoje słowa. Nie było mu łatwo z tą mową.
Dziewczyna przez pierwsze chwile była szczęśliwa i naprawdę z siebie dumna, jednak wraz ze zniknięciem motylka, jej radość zmieniła się w smutek. Mimo tego, wciąż nie pozwalała poznać po sobie, iż nie jest zadowolona.
- To naprawdę nie było nic wielkiego, a będąc szczerą, to zamiar był nieco inny. - odezwała się po chwili, opuszczając wzrok i skruszonym wzrokiem wpatrując się w blat stołu - Co komukolwiek przyjdzie to nic niewartym, nie trwałym obrazie - szepnęła. Intensywnie zaczęła się w tym czasie zastanawiać, co zrobiła nie tak. Dlaczego sztuczka jej się nie udała, a owad zamiast pozostać jako wieczny podarunek dla Laviego, rozpłynął się jak najpiękniejszy sen. - To miało być widzenie trwałe.
Munrou zacisnął lekko  pięści nagle wstając z miejsca i chwytając ją za nadgarstek.
- Wybacz o pani me zuchwałe zachowanie - mruknął ciągnąc ją ze sobą do podziemi wyspy. Postanowił, że czas uświadomić Sayuri, iż nawet nietrwały obraz może przynieść radość innym. - W tej chwili znajdujemy się w podziemiach Meruyo. Te korytarze są rozciągnięte po całej jej powierzchni i bardzo łatwo można się w nich pogubić. Polecam zwiedzanie ich z plecakiem pełnym jedzenia.
Funkcja przewodnika po wyspie była nieco silniejsza od niego samego. Czuł się w obowiązku poinformować dziewczynę o tym gdzie się znajdują. Chwycił pochodnię wiszącą na ścianie i zapalił ją jednym machnięciem dłoni.
Poprowadził ją dobrze sobie znanym korytarzem, który dość często przemierzał wraz z pozostałymi uczniami i wykładowcami. Prowadził on bowiem do pomieszczenia, z którego można było przenieść się na powierzchnię Tahorayo. Dokładnie tam, gdzie się aktualnie znajdowała wyspa.
Tyrion braciszku, nie ruszaj wyspy przez jakiś czas. Idziemy z Sayuri na małą wycieczkę. Pozdrów ode mnie Khala.
Lavi uśmiechnął się lekko, kiedy posłał swe myśli w przestrzeń. Wiedział bowiem, że jego brat jest szczególnie wyczulony na owe pomieszczenie i usłyszy jego wołanie, gdziekolwiek by się nie znajdował.
- A teraz moja pani, proszę się nie denerwować - poradził ją, nagle przystając i odkładając pochodnię. Złapał ją mocno w objęcia. Wszedł wraz z dziewczyną na czerwone pole oznaczone literą X. - Pierwsze zejścia są dość nieprzyjemne, ale idzie się do tego przyzwyczaić. Możesz odczuć zawroty głowy - szepnął.  Zamknął oczy i pozwolił urządzeniu zadziałać.
Dziewczyna przez długi czas nie wiedziała co się dzieje. Czuła wiejący, jakby ze wszystkich strony, wiatr, który rujnował jej tak długo układaną przez jej służące fryzurę. Cały świat zaczął wirować, przez co dostała zawrotów głowy. Żołądek podleciał jej do samego gardła, a sałatka zaczęła o sobie przypominać w nagłych odruchach wymiotnych. Wszystko zaczynało tracić ostrość. Po chwili obraz całkowicie jej się rozmazał i zniknął pozostawiając przed oczami dziewczyny ciemność.
Sayuri nie miała pojęcia jak i kiedy znalazła się na ziemi. Kiedy w końcu się ocknęła, nie od razu otworzyła oczy. Przez chwilę nie miała za bardzo na to ochoty, wciąż nie dochodząc jeszcze do siebie, jednak kiedy poczuła trzymające ją czyjeś silne ramiona, odrobinę uchyliła powieki. Wciąż jednak niczego nie widziała. Ze wszystkich stron otaczała ją ciemność.
Lavi nie puszczał jej ani na chwilę. Pamiętał  swoją pierwszą podróż. Zdecydowanie nie należała do najlepszych. Ledwie trzymał się na nogach i obiecywał sobie, że już nigdy więcej tego nie zrobi. Dlatego teraz, trzymał ją mocno w ramionach i głaskał po głowie, a po dobrych dziesięciu minutach odsunął ją od siebie i spojrzał jej w oczy.
- Już dobrze? - zapytał z lekkim uśmiechem, łapiąc ją za rękę i zapalając w drugiej mały płomień, by oświetlić im trochę drogę. - Jesteśmy na terenie Hekimy - oznajmił spokojnie. Nie znajdowali się jednak w stolicy, tylko w mniejszej miejscowości na obrzeżach kraju. - Odwiedzimy moich małych przyjaciół - stwierdził ze śmiechem, prowadząc ją uliczkami miasta do nędznego, nieco rozpadającego się budynku. Uchylił drzwi spoglądając na nią. - Wybacz mi pani takie warunki - skrzywił się nieco, uznając że chyba przegina. Księżniczkę prowadzić do takiego miejsca. Pokręciło go maksymalnie, nie ma co.
Poprowadził ją korytarzem i zapukał do drzwi. Te po chwili się uchyliły i małe dłonie wciągnęły go do środka.
- Lavi przyszedł! - chłopczyk krzyknął budząc pozostałe dzieci. - I to z dziewczyną! - dodał jeszcze malec, kiedy reszta zaczęła gromadzić się z łóżka.
- I to nie byle jaką, ale z prawdziwą księżniczką - zapewnił ich Murnou, kładąc dłonie na ramionach Sayuri.
Czarnowłosa z ciekawością rozglądała się dookoła, chcąc zarejestrować każdy szczegół. Jeszcze nigdy nie była nigdzie poza stolicą jej własnego kraju i akademią, a przecież kiedyś Hekima to miał być właśnie jej nowy dom. Musiała bliżej poznać to państwo poznać, a szczególnie ich mieszkańców, a to spotkanie było prawdopodobnie idealne.
Wzrok dziewczyny w końcu przestał skakać od ściany do ściany, w końcu zatrzymując się na tłoczących się przed nią maluchach. Wszystkie dzieci miały na sobie mocno zniszczone ubrania, a ich uśmiechnięte buzie, jak i rączki były całe brudne. Mimo to wydawało się im to nie przeszkadzać, gdyż przez cały czas się śmiały, radośnie skacząc i tuląc się do rudowłosego.
Sayuri przez długi czas nie wiedziała jak powinna zareagować i co zrobić. Wciąż stojąc w jednym i tym samym miejscu obserwowała biegające dzieci w różnym wieku płci, zastanawiając się co one tu robią, dlaczego jest ich tu tak dużo i dlaczego rodzice nie zadbali o wygląd swoich pociech.
- Pani księżniczko - jedna z dziewczynek pociągnęła dziewczynę za rękę na łóżko i wgramoliła się na jej kolana. - Lavi! Bajkę o smoku powiedz! - poprosiła chłopaka, wszystkie dzieci zaraz przytaknęły wchodząc do swoich łóżek i czekając na opowieść.
- Oj dzisiaj bajkę opowie wam Sayuri - zdecydował szybko chłopak, przystając przy oknie. - To będzie coś niesamowitego - zapewnił ich. Dziewczyna mogła pokazać im obrazy w miarę opowiadania, korzystając ze swoich mocy iluzji. - Sayuri jest lepszą bajarką ode mnie.
- Naprawdę? - dziewczynka na niej siedząca spojrzała na czarnowłosą z zachwytem ale i lekkim niedowierzaniem. Nikt nie mógł pokonać jej Laviego. - Opowiesz nam bajkę, księżniczko?
Baskerville była przerażona słowami chłopaka, jednak nie pozwoliła tego po sobie pokazać. Nigdy jeszcze nie opowiadała nikomu bajki. Owszem, nie raz słyszała najróżniejsze opowieści od swoich służących, a czasem od święta nawet i rodziców, jednak sama nigdy nie próbowała niczego powiedzieć.
- Ale... Ja nie wiem czy potrafię. - zaczęła dziewczyna, starając się jakoś wyjść z tej sytuacji z podniesioną głową.
- Opowiedz bajkę księżniczko. Prosimy... - Mnóstwo par oczu zwróciło się w jej stronę, patrząc na nią błagalnym wzrokiem.
- No dobrze. Spróbuję. - powiedziała cicho. Sayuri nie potrafiła im niczego odmówić. Po prostu nie mogła zawieść tych dzieci. Czuła, że miałaby potem wyrzuty sumienia. - Kiedyś była sobie mała dziewczynka, która...
- A jak miała na imię? - zapytał maluch, który zaklepał sobie najlepsze miejsce do słuchania bajki, usadawiając się na kolanach księżniczki.
- A jak ty masz na imię, kochanie? - Nastolatka ciepło uśmiechnęła się do niej, obejmując ją ramionami i bliżej do siebie przysuwając.
- Arya. - odpowiedziała wesoło, zaczynając bawić się ciemnymi kosmykami swojej nowej opiekunki.
- Wyobraź sobie, że tak właśnie miała na imię. - Od razu zrobiło jej się cieplej na sercu widząc szczęście, które wręcz biło z oczu małej Aryi. Głaszcząc ją po umorusanym policzku, kontynuowała swoją opowieść. - Mała Arya uwielbiała motyle i zazdrościła im skrzydeł. Tak jak one pragnęła wznieść się w przestworza i odlecieć, gdzie ją wiatr poniesie. - Wraz ze słowami Sayuri, pojawiały się wielokolorowe obrazy, które samoistnie tworzyła jej wyobraźnia i pokazywała małym słuchaczom, chcąc się z nimi podzielić wrażeniami. Każdej zmianie ilustracji, towarzyszyły westchnienia i okrzyki zachwytu milusińskich, co sprawiało dziewczynie jeszcze więcej radości. - Pewnego dnia, spacerując jak zawsze po łące, zobaczyła uwięzionego w pajęczej sieci małego motylka. Aryi, która miała dobre serduszko, szkoda zrobiło się biednego motylka i pomogła mu wydostać się. Motylek okazał się być magicznym i odezwawszy się do swojej wybawicielki ludzkim głosem, obiecał spełnić jej życzenie. Łatwo było zgadnąć jakie było życzenie Aryi. Poprosiła go o piękne, motyle skrzydła, dzięki którym mogłaby latać. Jej marzenie się spełniło, a motylek po chwili zniknął. Szczęśliwa dziewczynka od razu wypróbowała swoje skrzydła i pofrunęła w stronę słońce. Teraz już nic ją nie ograniczało. W końcu mogła być wolna i polecieć gdzie tylko dusza zapragnie - zakończyła, a obraz zniknął. Nie wiadomo kiedy księżniczka zapomniała o całym świecie. Przestała cokolwiek udawać, będąc wolną jak Arya z jej opowieści.
Dzieci długo pozostały z otwartymi buziami, po czym wszystkie jak jeden mąż zaczęły jej klaskać i wiwatować, póki nie dosłyszały kroków na korytarzu i głosu ich opiekunki.
- Co się tutaj wyprawia do licha ciężkiego? - stara kobieta wparowała do pokoju i już podnosiła laskę by uderzyć najbliżej siedzące dziecko, ale cios nie dotarł na miejsce, gdyż Lavi był szybszy. Wytrącił jej laskę z dłoni.
- Pani wybaczy. Zdaje mi się, że to nasza wina - oznajmił ze spokojem wymalowanym na twarzy. - Już nie będziemy dłużej zakłócać snu pani wychowanków - uśmiechnął się do niej, po czym powiódł spojrzeniem po maluchach, które od razu wskoczyły pod kołderki.
- A przyjdziesz czasem księżniczko? - zapytała ją Arya.
Lavi puścił do niej w odpowiedzi oczko, po czym obejmując starszą panią ramieniem wyszedł z nią na korytarz by tam kontynuować przeprosiny. Nie do końca prawdziwe, trzeba przyznać. Jednak ważne, że zadziałały. Poczekał tam na Sayuri, a gdy ta do niego dołączyła uśmiechnął się serdecznie.
- Widzisz? Twoje obrazy, nawet jeśli ulotne, mogą dać wiele szczęścia - oznajmił na potwierdzenie swojej teorii. - Wracajmy, dość wrażeń jak na jeden dzień - zdecydował.
Na twarzy siedemnastolatki wymalowane było ogromne szczęście, w końcu takie prawdziwe, bez żadnego wymuszenia. Naprawdę była zadowolona z tego spotkania i nie wiedziała jak podziękować za to wszystko Laviemu.
- Tak - zaczęła cicho, idąc obok chłopaka po ciemnej drodze, oświetlanej jedynie przez płomień chłopaka - Bardzo dziękuję, że zabrałeś mnie na to spotkanie. Sprawiłeś mi tym wielką radość - dodała. Cały jednak czas coś ją dręczyło i chodziło po głowie, nie pozwalając na pełnię szczęścia. - Przepraszam za moją wścibskość, lecz czy mógłbyś mi powiedzieć co te wszystkie dzieci tutaj robią? Czy nie powinny być o tej porze już w swoich domach?
- One nie mają swoich domów Sayu-chan - odparł cicho chłopak, chwytając ją lekko za rękę i przytrzymując, by mieć pewność że mu się nie zgubi. - Straciły swoich rodziców w różnych kolejach życia, a to miejsce... jest jedynym jakie mają - westchnął cicho. - Ale jak widziałaś, żyją nadal i potrafią się z tego życia cieszyć - dodał po chwili milczenia, skręcając w jedną z uliczek, by przejść skrótem do ich miejsca 'zrzutu'. - Odwiedzam je, gdy tylko mogę i czasem przynoszę im słodycze, nowe opowieści. Bardzo to lubią - uśmiechnął się szeroko, już nie dodając że i on to uwielbia.
Sayuri nic na to nie odpowiedziała. Żal ścisnął jej serce. Nie potrafiła opisać co czuła w związku z tym czego się własnie dowiedziała. Nie była w stanie sobie wyobrazić jakie życie muszą mieć te dzieci, lecz mimo to były naprawdę szczęśliwe. Tak bardzo było jej żal ich wszystkich. Nie chciała iść. Pragnęła zostać w nimi i opowiadać im bajki przez całą noc i następny dzień. Opowiadać dopóki nie opowie wszystkich, a potem wymyślać własne.
- Lavi - zaczęła po chwili, przerywając ciszę. Byli już na miejscu. - Zabierzesz mnie tu jeszcze kiedyś?
- Zabiorę - obiecał spokojnie, ciesząc się że nie tylko on teraz czuje radość z tej małej wycieczki. Objął ją mocniej ramionami. - Będzie nieprzyjemnie - przypomniał jej. Ona tylko uśmiechnęła się do niego promiennie. Nie przeszkadzała jej już nieprzyjemna podróż. Spotkanie z dziećmi wszystko jej wynagrodziło, a świadomość powrotu tu dodała jej nowej energii.
Siedemnastolatka przysunęła się bliżej do chłopaka, aby ułatwić mu zadanie. Dodatkowo jeszcze sama, wciąż odrobinę niepewna i ostrożna, przytuliła się do niego.
- Jeszcze raz dziękuję, Lavi-chan.
Munrou nie był pewien co zrobić w tej sytuacji. Jej wypowiedź nieco go rozśmieszyła, a przydomek 'chan', który mu nadała potraktował niczym wisienkę na torcie. Normalnie roześmiałby się w głos, ale zamiast tego, tylko mocniej ją objął i pozwolił im poszybować do akademii. 
Rhomantycznie <3 ~ Manat
Ma się ten urok osobisty xD - Natsu
Ciesz się póki możesz, bo zaraz sobie przypomni o manierach ~ Kor

10/05/2014

Czasami życie księżniczki nie jest idealne

Tyrion okrył brata kocem i pokręcił z niedowierzaniem głową. Lavi rzadko kiedy do niego przychodził, jakby pilnując by nikt ich ze sobą nie powiązał. Tego dnia jednak przyszedł i nie wiedząc nawet kiedy zasnął na stojącej w kącie kanapie. Musiał być nieźle zmęczony. 
Tyrion nie zastanawiał się długo nad powodem zmęczenia brata. Lepiej było nie wiedzieć co ten robił gdy schodził z jego oczu. Odetchnął głęboko, odrzucając najczarniejsze myśli w kąt umysłu i usiadł przy biurku. Z wyraźną niechęcią spojrzał na wciąż rosnącą górę papierów. 
- To najgorsza część tej roboty - mruknął do siebie, zabierając się za pierwszą górę papierów. Kiedy już był w połowie, nagle w pomieszczeniu pojawił się Khal wraz ze swoją siostrą, rozrzucając mu dokumenty na podłogę. Tyrion zmarszczył brwi, podpierając brodę na dłoni i patrząc na kumpla spode łba. - I kto to teraz posprząta, co? Ile razy mam cię prosić, żebyś wchodził drzwiami? Teleportuj się pod drzwi - burknął, kompletnie zapominając o niedawnym awansie jego przyjaciela.
- Ciebie też dobrze widzieć Tyrion. - Mężczyzna uśmiechnął się pogodnie do kolegi z ławki. W ogóle nie zwrócił na jego ton głosu. - Wybacz, chociaż i tak uważam, że większość tego bałaganu to nie przeze mnie. - dodał śmiejąc się dźwięcznie, próbując tym samym złagodzić trochę gniew dyrektora akademii. - A no właśnie. Pamiętasz może moją siostrę, Sayuri?
Khal popchnął do przodu stojącą za nim dziewczynę. Była to chyba najpiękniejsza osóbka jaką kiedykolwiek widział. Gęste, lekko pofalowane, czarne włosy, sięgające jej do pasa, delikatnie opadały na nagie ramiona dziewczyny, okalając delikatne rysy jej twarzy. Tego samego koloru, bystre oczy, otoczone obwódką długich rzęs wyróżniały się na idealnie alabastrowej skórze. Szczupła, ale nieco wątła sylwetka dziewczyny nadawała jej delikatności i wyglądu najrzadszego kwiatu. Nieśmiało uśmiechnęła się, prezentując tym pełne usta i równe, białe zęby. Zdawała się być taka idealna, że wręcz nieprawdziwa, jakby wyrwana z czyjeś fantazji.
- Miło mi cię znów zobaczyć, Tyrionie Munrou. - powiedziała, lekko przy tym dygając. Jej głos był niczym, najpiękniejsza melodia. Cichy, jednak czysty i pełen pewności siebie.
Mężczyzna przez chwilę tylko ich obserwował znudzonym spojrzeniem, zastanawiając się, w którą stronę pofrunęły papiery, które już przerobił. Zreflektował się jednak, gdy tylko usłyszał jej głos. Wstał z miejsca i obdarzył ją delikatnym uśmiechem.
- Ciebie również Sayu-chan - odparł, obchodząc biurko by porwać dziewczynę w objęcia, jak to miał w zwyczaju robić, kiedy ta była jeszcze małym brzdącem. - Wyrosłaś - zauważył niezbyt inteligentnie, kiedy już ją puścił i usiadł sobie na biurku. - Jak mogę wam pomóc? - zapytał przenosząc wzrok z Sayuri na Khala, choć w sumie już domyślał się w czym jest problem. Zaproponowałby im coś do picia, ale obawiał się, że w tej chwili nie mieliby gdzie usiąść, toteż tylko podrapał się z zażenowaniem po głowie. - Sayu-chan, uczyłaś się do tej pory na dworze, prawda? - chciał wiedzieć, zbierając papiery z biurka i kładąc na nim jedynie krótki test. - Siadaj - polecił jej. - Musimy sprawdzić, czy swobodnie możemy cię wrzucić do wyższej klasy.
Czarnowłosa odrobinę była speszona całą tą sytuacją. Nie była przyzwyczajona do takiego okazywania uczuć osobom spoza kręgu rodzinnego, a już szczególnie takich powitań. Na jej twarzy pojawiły się lekkie rumieńce, które jednak pod grubą warstwą pudru był prawie niewidoczny.
- To nie mogę już bez żadnego konkretnego powodu odwiedzić swojego najlepszego przyjaciela? - zapytał oburzony król Wenrou, kiedy w końcu przestał się śmiać z zachowania swojej siostry - No dobra, nie będę robił żadnych podchodów. Znasz naszą sytuację rodzinną, ale nie będę się w tym zagłębiać. Po prostu ze względu na stare dobre czasy przyjmij moją siostrzyczkę do akademii. Nie dlatego, że tak ci każę, tylko, dlatego, że cię o to proszę. - zakończył opierając się plecami o ścianę.
W tym czasie Sayuri posłusznie, bez żadnego sprzeciwu usiadła przy biurku i rozpoczęła wypełnianie testu. Szybko kreśliła na papierze piórem eleganckie literki z różnymi zawijasami, starając się jak najdokładniej odpowiadać na pytania.
- Czy to naprawdę jest potrzebne? - dodał po chwili Khal, nachylając się nad biurkiem.
- Nie przeszkadzaj - poradził mu spokojnie Tyrion, łapiąc go za łokieć i odciągając go od biurka. Poprowadził go na drugi kąt pomieszczenia wyciągając jeszcze z szafy krzesło. Postawił je przed nim. - Sam powiedziałeś, że mnie prosisz, a ja wszystkich kandydatów traktuję tak samo - dodał z delikatnym uśmiechem. - Twoja siostra nie stanowi tu wyjątku - sam podparł ścianę. - Po prostu muszę sprawdzić, czy mogę ją posłać do klasy B. Nie wpuszczę jej tam, jeśli nie będzie miała opanowanej wiedzy podstawowej - wyjaśnił mu jak dziecku, choć przecież jego przyjaciel powinien zdawać sobie z tego sprawę. Przycupnął sobie na oparciu kanapy, uważając by nie ruszyć przypadkiem Laviego. - Tylko... - skrzywił się lekko. - Będzie mały problem... mam miejsce dla niej w pokoju 3-osobowym - mruknął. - Przychodzisz w momencie, kiedy prawie wszystkie pokoje mam zajęte. To nie jest początek roku - wyjaśnił. - Będzie musiała się pomęczyć w męskim gronie - nie ukrywał, że trochę go to bawiło. Już nie mógł doczekać się miny brata. Uwielbiał stawiać mu kłody pod nogi, kiedy te były takie niewinne. Roześmiał się lekko widząc minę Khala. Tak jak sądził mężczyzna miał opory przed zostawieniem swojej małej siostrzyczki w gronie męskim.
- Jak tylko zwolni się miejsce w damskim pokoju, to ją tam przeniosę - obiecał wciąż się śmiejąc pod nosem.
Młody władca siedział kompletnie bezruchu, wciąż nie mogąc przyswoić do końca przekazanej mu przez Tyriona informacji. Przez chwilę przyglądał się podejrzanie przyjacielowi, aż w końcu wybuchł głośnym, niekontrolowanym śmiechem.
- Ach Tyrion - zaczął, kiedy w końcu udało mu się opanował salwy śmiechu. - Przyznam się bez bicia, kiedyś w to wątpiłem, ale ty to jednak stary masz poczucie humoru.

- Cieszę się, że wreszcie w to uwierzyłeś - zawtórował mu Tyrion, wstając z miejsca i podchodząc do Sayuri. Zajrzał jej przez ramię, kiwając powoli głową. - Tak, myślę że nie będzie problemu z twoim pójściem do klasy B - uśmiechnął się lekko, kucając obok niej i szukając w biurku jedynego wolnego klucza. - Proszę A5. Będziesz w dobrych rękach - oznajmił wesoło, po czym wrócił do kanapy i potrząsnął lekko bratem. - Wstawaj Lavi - mruknął tylko.
Rudowłosy niechętnie się obudził, przeciągnął się siadając i nieco nie rozumiejąc tej nagłej pobudki. Ziewnął mocno i jeszcze rozczochrał swoje włosy wstając.
- Jestem ci do czegoś potrzebny? - zapytał brata, kątem oka obserwując wciąż siedzącą przy biurku piękność. Oblizał lekko wargi z trudem odwracając od niej wzrok. - Masz nową uczennicę? - zapytał spoglądając teraz na Khala i wyszczerzając się do niego. - Cześć Khal - przywitał się z nim wesoło. 
- Lavi to jest Sayuri - Tyrion wskazał dłonią dziewczynę. - Siostra Khala, widzieliście się kiedyś...
- Ta mała wariatka? - niemal się zakrztusić teraz już doszczętnie wlepiając swoje spojrzenie w dziewczynę. Wsunął dłonie w kieszenie spodni i pokiwał lekko głową. - Nie poznałbym...
- Czekaj. Ty nie żartowałeś prawda? - zapytał panicznie Khal, piorunując wcześniej młodego Monrou'a za 'piękny' rzeczownik jaki przypisał jego kochanemu oczku w głowie - Błagam Tyrion, powiedz, że to jeden z twoich głupich dowcipów, których nikt oprócz ciebie samego nie rozumie. - Baskerville gwałtownie podniósł się z krzesła, które z hukiem uderzyło o podłogę, i natychmiast doskoczył do dyrektora patrząc na niego błagalnym wzrokiem.
Tymczasem Saruyi słysząc znane jej imię dawnego przyjaciela z piaskownicy, z ciekawością przyglądała się już siedzącemu na kanapie chłopakowi. Starała się to jednak najdyskretniej jak tylko potrafiła, nie chcąc złamać żadnej z zasad wpajanych jej od dzieciństwa.
- Chyba nie mam innego wyjścia, jak się na to zgodzić. - powiedział po chwili zrezygnowany Khal - Ale mam dwa... nie... trzy warunki! - powiedział stanowczo i zaczął wyliczać na palcach - Po pierwsze, jak najszybciej się tylko da, znajdziesz mojej siostrzyczce pokój, w którym liczba chłopców wynosi 0. Po drugie, pozwolisz mi porozmawiać z tymi szczęśliwcami na osobności, jeszcze przed w prowadzeniem się do nich Sayuri. No i po trzecie i najważniejsze, broń Boże, żeby Viserys się o tym dowiedział.

Tyrion pomasował się po skroniach słysząc te jego warunki. Pokiwał tylko głową na znak, że chociaż połowicznie się z nimi zgadza. Położył dłonie na ramionach swojego brata i lekko je ścisnął.
- No więc jeden współlokator jest tutaj - odparł spokojnie, kompletnie nie przejmując się zaskoczonym spojrzeniem Laviego. - Drugi jest nieszkodliwy. Shen Miney, mała płotka - machnął tylko dłonią. - Proszę, możecie wyjść na korytarz porozmawiać - popchnął nieco Laviego, by ten wreszcie wstał.
Chłopak z ciężkim westchnieniem ruszył za Khalem, obrzucając jeszcze dziewczynę łagodnym uśmiechem. Na korytarzu oparł się o ścianę, krzyżując ręce na piersi.
- Nic jej nie będzie - oznajmił spokojnie, czując to piorunujące spojrzenie młodego władcy wbijające się w niego niczym świder. - Nie jesteśmy przestępcami - dodał zaraz.
Baskerville jednak wcale nie wyglądał na złego czy rozgniewanego, wręcz przeciwnie, wręcz bił od niego spokój i łagodność. Podszedł bliżej do chłopaka i położył mu rękę na ramię, delikatnie się przy tym uśmiechając.
- Bardzo mnie to cieszy Lavi, jednak aby sumienie mnie nie trawiło, muszę z tobą o tym porozmawiać. Wiem, że jesteś rozsądnym i zdolnym chłopakiem, na którego czeka wspaniała przyszłość. Ale tknij Sayuri choć małym palcem, patrz na nią zbyt długo lub miej o niej jakiekolwiek fantazje, a daję ci słowo władcy Wnerou, że nie będziesz miał już żadnej przyszłości - powiedział, ani na chwilę nie przestając się do niego przyjaźnie uśmiechać, co było jeszcze gorsze, niż gdyby na niego krzyczał i próbował zabić wzrokiem - Ufam ci, więc nie zawiedź mojego zaufania. - dodał i zniknął za drzwiami gabinetu.
Lavi chwilę jeszcze stał przy tej ścianie próbując dociec co się przed chwilą stało. Serce waliło mu jak młotem, więc odruchowo je rozmasował. Był niemalże pewien że nieco pobladł. Odchrząknął nieco wchodząc wreszcie do gabinetu. Obrzucił swojego brata chłodnym spojrzeniem.
- I że to niby moi kumple nie mają piątej klepki, tak? - zmrużył nieco oczy. Tyrion obdarzył go rozbrajającym uśmiechem przystając przy Sayuri.
- Proszę, twój nowy plan lekcji i klucz od pokoju - podał jej wszystko. - Twoje rzeczy na pewno już tam są - dodał jeszcze. - Lavi bądź tak miły i oprowadź Sayuri po wyspie....  - rzucił, a widząc błysk radości w oku brata, zaraz się zreflektował. - ... i nie miałem tu na myśli podziemnych korytarzy - warknął, psując tym samym frajdę chłopakowi.
- Pani pozwoli - rudowłosy podszedł do dziewczyny i z czarującym uśmiechem podał jej dłoń, pomagając wstać. W końcu miał do czynienia z księżniczką. Nie można było obchodzić się z nią tak samo jak z innymi dziewczynami, a przynajmniej nie będąc pod czujnym okiem jej brata. Złapał ją pewnie za rękę i wyprowadził z gabinetu, dopiero za zakrętem puszczając ją.
- Sayuri to jest główny budynek, w którym mamy lekcje. Znajdujemy się na pierwszym piętrze - zaczął jej wszystko tłumaczyć. Miał w tym wprawę, gdyż często robił za przewodnika. Sayuri wyglądała na nieco spłoszoną, co wcale go nie zdziwiło. W końcu nikogo tu nie znała... może jego, ale na pewno go nie pamiętała. Zresztą ostatni raz widzieli się 10 lat temu i od tamtej pory zdążył się zmienić. Wydorośleć. Z płaczliwego dzieciaka, którego wszędzie było pełno, zmienił się w mężczyznę dobrze zbudowanego. Jego cera nie była już taka jasna, a wszystko to za sprawą słońca. Często przebywał na dworze, badając różne zakątki Tahorayo, przez co zahartował się.
Czarnowłosa tylko przez cały czas delikatnie przytakiwała głową, wciąż promiennie się uśmiechając. Ciekawskim spojrzeniem pochłaniała każdy zakamarek budynku, chcąc zapisać w swojej pamięci każdy, najmniejszy nawet szczegół. Jednak poza tym właściwie jej mimika nie zmieniła się nawet na chwilę, odkąd pojawiła się na wyspie. Zdawała się być serdeczna i radosna, ale równocześnie zimna i pozbawiona emocji. Poza tym przez cały czas nie odezwała się ani razu, nie licząc krótkiego powitania Tyriona. Dziewczyna przez swój perfekcyjny wygląd i niecodzienne zachowanie zdawała się być naprawdę nieprawdziwa, jakby tylko przywidziała się Laviemu. W porównaniu do niej, duchy, które spotykał chłopak w podziemnych korytarzach Akademii były o wiele żywsze i bardziej realne.
- Tutaj znajduje się biblioteka. Lepiej uważać na pannę Marię. Wciąż jest niezamężna i wręcz nie znosi towarzystwa... poza książkami rzecz jasna - rudowłosy nie zwykł rozmawiać z posągami, więc przystał teraz przy ścianie obserwując ją tylko spojrzeniem. Dmuchnął sobie w grzywkę opadającą mu na oko. - Dlaczego zdecydowałaś się dołączyć do Athande? - zapytał jej w końcu, chcąc choć wydobyć z niej jedno zdanie. Nic wielkiego.
Również i teraz mina Sayuri nie zmieniła się, a ona sama wydawała się być nim ani trochę nie wzruszona. Prawda jednak była nieco inna. W jej ciemnych oczach przez ułamek sekundy dało się dostrzec błysk podniecenia i ekscytacji. Była naprawdę szczęśliwa, że zadano jej to pytanie, a tak naprawdę cieszyła się z każdego. Czuła się wtedy  ważna, że kogoś w końcu interesuje jej zdanie i zachce je uszanować. Dziewczyna nie miała nigdy zbyt dużego pola popisu co do rozmowy. Nie mówimy tu o długich lekcjach poprawnego wysławiania się, pięknego języka oraz sztuki konwersacji, tylko takiej prawdziwej, nie udawanej.
- Sądzę, że... - zaczęła, jednak od razu ugryzła się w język. Popełniła jedną z największych gaf jakie tylko mogła. Była kobietą, które w tych czasach nie miały prawa sądzić, uważać, czy myśleć. Miały tylko pięknie wyglądać, umilać mężczyzną czas i dawać im potomstwo. - Mój dar, choć mały i niezbyt przydatny, jak każdy wymaga pomocy w poskromieniu go i panowaniu nad nim. Akademia Athande to jedyne miejsce, w którym można mi w tym pomóc. - powiedziała śpiewnym, cichym głosem - Oprócz tego jest to ostatnia dla mnie szansa, dla poznania świata poza zamkowymi murami. - I odwleczenia nieuniknionego. - dodała po chwili w myślach, jednak od razu skarciła się za tak zuchwałą myśl.
- Jaki jest twój dar? - zainteresował się zaraz Lavi, przestępując z nogi na nogę i wyprowadzając ją z biblioteki. Poprowadził ją teraz po dziedzińcu, by w końcu zasiąść przy jednym stoliku, gdyż zbliżała się pora kolacji. - Sayu, to ty jeszcze nie widziałaś nic poza murami zamkowymi? - uniósł lekko brew. - Będziemy musieli to zmienić - wyszczerzył się do niej chwytając jedną bułkę i rozrywając ją na wpół by pomaczać ją w zupie mlecznej. - A! Posiłek pojawi się przed tobą, gdy pomyślisz co chcesz zjeść. Tamta pani - wskazał na jedną z grupy obsługujących ich kucharek. - Tworzy potrawy w mgnieniu oka. Jest niesamowita - dodał kiwając do kobiety, która zaraz się zarumieniła.
Sayuri była taka zadowolona. Nikt jeszcze, oprócz członków jej rodziny i najbliższej służącej, nie zadał jej aż tylu pytań w ciągu jednej rozmowy, a już na pewno nikt w ciągu tak krótkiego odstępu czasowego. Szczególnie nikt nie wypytywał jej zbytnio o jej umiejętności, a był to jeden z tematów, który najchętniej by poruszała, gdyby tylko mogła. Jej radość jednak zostało odrobinę przytłumiona, widząc nieco inną 'etykietę' niż dobrze jej znana, którą  rudowłosy posługiwał się podczas posiłku.
- Widzę duchową energię znajdującą się w każdym żywym organizmie oraz martwych przedmiotach, która za pewne dla ciebie jest bardziej znana pod pojęciem Aury. Potrafię ją w sobie kumulować, a następnie zamieniać i wypuszczać pod postacią widzeń oszukujących ludzkie zmyły, nazywane po prostu iluzją. - zakończyła, uśmiechając się do niego nieco szerzej. W tym samym momencie pojawił się przed nią niewielki półmisek z sałatką złożoną z najróżniejszego bukietu warzyw, który został pięknie przyozdobiony.
- A jesteś w stanie na przykład wyczytać z mojej aury to czego boję się najbardziej, a potem stworzyć z tego iluzję? - zainteresował się, uznając jej dar za ciekawy, a nawet i przydatny. Spojrzał na jej talerz z delikatnym uśmiechem, maczając znów bułkę w swojej zupie. Ugryzł ją lekko i nie odzywał się póki jej nie połknął. - Mój dar jest kompletnie nieprzydatny - rzucił luźno. - Tworze ogień, ale teraz jestem na etapie nauki jak go gasić. Chcę posiąść taką władzę nad ogniem, by potrafić go gasić. Być może wtedy będę bardziej przydatny - wzruszył ramionami.
Sayuri nie odpowiedziała na pytanie. Zamiast tego zaczęła powoli jeść swój posiłek, pamiętając o każdej zasadzie suar vivre, które miała już tak dobrze wpojone, że wszystko robiła wręcz automatycznie. Dziewczyna nie widziała co odpowiedzieć. Nie chciała wydać się chłopakowi bezradna i nie do końca świadoma swoich możliwości, ale z drugiej strony brzydziła się kłamstwem i nie chciała go oszukiwać. Nie mogła jednak zignorować jego pytania. Byłoby to bardzo niegrzeczne z jej strony.
- Właśnie po to tu jestem. - zaczęła po chwili, przełykając kilka kęsów sałatki - Aby się tego dowiedzieć i w miarę możliwości nauczyć.
Munrou skinął lekko głową, odchylając się teraz na krześle. Nie dojadł zupy, ale odsunął na chwilę talerz na bok,  i oparł głowę na łokciu chwilę obserwując jej perfekcyjną etykietę. W porównaniu z nią, zachowywał się niczym dzikus. Cóż zrobić, nigdy nie otrzymał lekcji etykiety. Ich ojciec bowiem uznawał, że jest to tylko niepotrzebne zawracanie głów bzdurami. Mimo to sam dobrze znał jej zasady. Przez myśl przeszło mu, że Tyrion musi czuć się nie na miejscu na tych wszystkich bankietach królewskich.
- To dobrze - odparł w końcu z wyraźną ulgą, świdrując ją spojrzeniem swojego zielonego oka. - Przynajmniej mam pewność, że na pobudkę nie będzie mnie czekał koszmar - zachichotał, nalewając sobie trochę wina do kieliszka i bez pytania wlewając go i jej. - Ne, zawsze nakładasz na twarz tyle pudru? - zapytał jej po dłuższej chwili, zanim zdążył ugryźć się w język. - Przepraszam - palnął. - Ale ten puder ujmuje ci uroku...
Gdyby tylko Sayuri mogła, zarumieniłaby się w tym momencie. Trudno było jej określić, czy została właśnie przez Laviego obrażona, czy też był to komplement. Mimo to, zrobiło jej się jednak trochę przyjemnie i ciepło na sercu. W swoim życiu słyszała wiele pochwał na temat swojego wyglądu, jednak wszystkie były takie same i nawiązujące jedynie do jej nieprawdziwego wyglądu, perfekcyjnej dziewczyny.
- Przyjmuję twoje przeprosiny, Lavi. - odpowiedział spokojnie, dodając do tego swój olśniewający uśmiech. - Nie zawsze, a będąc do końca szczerą to nigdy, gdyż to nie ja zajmuję się swoim makijażem.
- Poważnie? - Chłopak aż wstał o mało co nie przewracając zupy. Wpatrywał się w nią teraz jak w obrazek. Nie sądził by takie kobiety jeszcze istniały na tym świecie. Odchrząknął nieco, widząc na sobie zdziwiony wzrok zebranych. - Osa - usprawiedliwił się im z czarującym uśmiechem, znów siadając na swoim miejscu. - Ale wiesz, że tutaj nikt cię nie będzie malował, co nie? - upewnił się, że dziewczyna jest tego świadoma. - I że łazienkę mamy wspólną? No i, że ubieramy się samemu... ogólnie to jesteśmy tu samodzielni - uśmiechnął się delikatnie.
- Jestem tego w pełni świadoma, Lavi - zaczęła spokojnie dziewczyna. Bo taka właśnie była przez cały czas, przez całe życie. Grzeczna, spokojna i posłuszna, nigdy nie wyrywająca się przed szereg. - Jednak dziękują ci za twoją troskę i poinformowanie mnie o tym fakcie - dodała, po czym spokojnie powróciła do swojego na wpół zjedzonego posiłku.
Lavi zamrugał kilkakrotnie. Nie spodziewał się takiej odpowiedzi, a jego ekspresja teraz musiała być wyjątkowo śmieszna. Upił łyk czerwonego wina i odetchnął głęboko, pocierając dłonią oko. Zapowiadało się na długą znajomość i to dość... dziwną. W tej chwili cieszył się, że jako osoba należąca do klasy badaczy, będzie spędzał parę nocy w miesiącu poza pokojem. Będzie regenerował baterię by rozmawiać dalej z księżniczką.
- Twoja kolej, Sayuri - stwierdził w końcu. - Pytaj o co chcesz. Na pewno jesteś ciekawa jak tu funkcjonujemy, a może masz trochę pytań natury osobistej... - zaproponował. - Albo chciałabyś coś jeszcze zobaczyć.
Szkielet Smoka Zaczarowane Szablony