Czarnowłosa znieruchomiała słysząc jego słowa. Była nimi tak
zszokowana i zaskoczona, że aż widelec wypał jej z rąk, z głuchym
uderzeniem lądując na stole obok talerza. Przez kilka długich chwil z
niedowierzaniem wpatrywała się ona w chłopaka, a gdyby nie jej dobre
wychowanie, to prawdopodobnie miała by jeszcze przy tym szeroko otwarte
usta. Jednak również i jej wzrok długo nie spoczął na Lavim, gdyż nie
wypada dziewczynie tak długo spoglądać na obcego mężczyznę, szczególnie,
gdy jest się już zaręczona.
- Ja... Mam prawo do zadania ci
jakiegoś pytania? - wydukała. Naprawdę nie mogła w to wszystko uwierzyć.
Od małego była zawsze ciekawska i pragnęła zadawać innym pytania,
jednak jej chęć poznania została szybko stłumiona. - Ale ja nie wiem czy
potrafię. Czy to tak wypada? - zapytała, nie będąc nawet świadoma iż
właśnie zadała pytanie.
Rudowłosy chwilę mrugał z niedowierzaniem,
po czym wybuchnął gromkim śmiechem. Śmiał się tak długo, że aż łzy
stanęły mu w oku i musiał je szybko zetrzeć kantem dłoni. Rozbawiony
popatrzył na nią już nieco poważniej.
- Ty tak na serio? - upewnił
się, że dziewczyna nie żartuje, choć właściwie zdawał sobie już sprawę z
tego, że Sayuri jest... dziwna. - Oczywiście, że możesz. Możesz zadać
tyle pytań ile chcesz. Możesz się na mnie złościć, krzyczeć, obrażać.
Możesz wszystko, Sayu-chan - zdrobnił jej imię, opierając brodę na
dłoniach i wpatrując się w nią z rozbawieniem, pomieszanym z
zainteresowaniem.
Sayuri znów szeroko się uśmiechnęła, jednak był
to nieco inny uśmiech, różniący się czymś od poprzednich. Bardziej
ciepły i naturalny. Z ciekawością przysunęła się bliżej do stołu,
starając się zrobić to jak najciszej i zaczęła, jak później uznała,
trochę zbyt uważnie przyglądać się swojemu rozmówcy.
- Dlaczego
opaskę na oku? Czy to cześć twego stroju? A może znak rozpoznawczy? -
zapytała, po chwili uświadamiając sobie jak dużą liczbę pytań zadała
jednocześnie - Wybacz mi za mą nachalność. - dodając po chwili, mając
nadzieję się zrehabilitować. Wyczekując przyjęcia jej przeprosin, z
zaciekawieniem oczekiwała przede wszystkim jego odpowiedzi.
Lavi
spodziewał się wszystkiego. Każdego pytania, tylko nie tego. Odruchowo
odsunął się od niej, zwiększając między nimi dystans. Zacisnął lekko
pięści długo milcząc, bo nie był pewien co jej odpowiedzieć. Normalnie
nie miałby z tym problemu, gładkie kłamstwo mógłby wymyślić na
poczekaniu. Bał się jednak, że z Sayuri będzie troszeczkę inaczej. W
końcu dopiero co ośmieliła się zadać mu pytanie, prawdopodobnie były one
jednymi z pierwszych jakie kiedykolwiek zadała. Nie chciał więc jej do
tego zrażać.
- Przyjmuję twoje przeprosiny, Sayuri - powtórzył po
długim milczeniu i z skrzywił się patrząc gdzieś w bok. - Prawdę mówiąc
opaska stała się moim znakiem rozpoznawczym - zaczął od odpowiedzi na
trzecie pytanie. - Ale nie jest dopełnieniem stroju... noszę ją... bo
tutaj - zakrył dłonią opaskę. - Nic tu nie ma - mruknął cierpko. -
Nic... wybacz, ale nie pokażę ci tego - dodał po chwili. Nie robił tego
nigdy, no chyba że opaska spadła mu niechcący podczas snu. - Nie czuję
się dobrze robiąc to - wyznał, zbierając się na szczerość.
Księżniczka
przez długi czas nie mogła zrozumieć, o co mu chodzi. W końcu jednak
jak grom z jasnego nieba, uderzyła ją odpowiedź, która, gdyby już nie
siedziała, zwaliłaby ją z nóg. Na całym ciele dziewczyny pojawiła się
gęsia skórka, a włoski na jej ramionach stanęły dęba.
Nie
potrafiła tego pojąć. Do jej umysłu do nie docierał fakt, że ktoś mógłby
nie posiadać jakiejkolwiek części ciała. Szczególnie, że znała Lavi'ego
od małego, gdy ten posiadał jeszcze parę oczu. Tak bardzo chciała się
dowiedzieć co mu się stało, zrozumieć to wszystko. Ale nietaktem byłoby
zadanie tego typu pytania. Musiała więc ograniczyć się do minimum.
- Bardzo mi przykro, lecz wybacz mi tą zuchwałość i zechciej jeszcze odpowiedzieć czy to cię boli?
-
Czasem boli - odparł krótko, nie bawiąc się w żadne ceregiele. Nie
kłamał, czasem oczodół swędział go i promieniował tępym bólem. Wtedy
zazwyczaj chodził do brata i spał u niego, czując się w tym przeklętym
gabinecie najbezpieczniej. Dokładnie to samo zrobił dzisiaj. Podrapał
się lekko po głowie. - Ale to nic - zapewnił ją. - Już nie boli tak
bardzo... najgorsze były pierwsze tygodnie - mruknął jeszcze, zaciskając
mocniej szczękę. Pamiętał je jak przez mgłę. Trawiła go wysoka gorączka
i jedyne czego pragnął był stan nieprzytomności.
Znów na nią
spojrzał. Wyglądała na wyraźnie zszokowaną. Uznał że wystarczy jej tych
wrażeń. Gdyby dowiedziała się jak to się stało, z pewnością jej kolacja
skończyłaby na podłodze.
- Nie musi ci być przykro - machnął ręką.
- Nie mam go już od dobrych trzech lat - uśmiechnął się nieco szerzej. -
Można się przyzwyczaić.
Dla Sayuri wszystko co mówił Lavi było
bardzo dziwne i prawie nierealne. Dziewczyna żyła w zupełnie innym
świecie niż on i rzeczy, o których jej mówił były dla niej całkowicie
obce. Przez całe życie wychowywana za murami zamku nie znała prawdziwego
życia. Chroniona przed bólem, nieprawością, głodem, a nawet śmiercią,
nie wiedziała co to znaczy krzywdzić i cierpieć. Jej świat był dobry i
pełen kolorów oraz pozytywnych emocji. Był idealny. Nie doznawszy ze
strony nikogo żadnego zła, ani samemu nigdy nikomu nic złego nie
czyniąc, była taka jak podczas narodzin. Wciąż dobrym i niewinnym
dzieckiem, które nagle i bez żadnego ostrzeżenia zostało wrzucone w sam
środek świata dorosłych. Chcąc nie chcąc musiała się zmierzyć z tą
rzeczywistością.
- Jestem bardzo rada z powodu, iż nasze drogi
znów się skrzyżowały - powiedziała po chwili dziewczyna, wdzięcznie się
do niego uśmiechając. Nie wiedziała za bardzo co powinna powiedzieć w
tej krępującej dla ich obojga sytuacji. Postanowiła więc zmienić temat i
spróbować trochę podnieść chłopaka na duchu. - Nawet nie wiesz jak
wielką uczyniłeś mi przyjemność, z wielką chęcią i zapałem oprowadzając
mnie po terenach akademii. Chciałabym ci bardzo za to podziękować Lavi.
Nie wiem jednak w jaki sposób mogłabym ci się odwdzięczyć. - Czarnowłosa
zamyśliła się na chwilę, patrząc na coś znajdującego się za Munrou. Po
chwili znów zwróciła swój wzrok na niego, jednak tym razem było w nim
coś innego. - Czy mógłbyś zrobić mi tą przysługę i położyć dłonie na
stole, jak najbliżej mojej osoby. Oczywiście, jeżeli nie będzie to dla
ciebie problemem. - dodała pośpiesznie, nie chcąc się narzucać.
Lavi
naprawdę nie rozumiał dlaczego ona cały czas zwraca się do niego takim
tonem. Nie mógł się do tego przyzwyczaić. Musiał naprawdę wytężać
wszystkie swoje zmysły i skupiać się jedynie na rozmowie, by wyłapać
sens jej wypowiedzi. Było to poniekąd męczące, ale nie zamierzał o tym
wspominać. Zamiast więc odpowiedzieć, wyciągnął dłonie, kładąc je na
stole, tuż obok jej rąk.
- Jest mi niezmiernie miło, że mogę
przebywać w twoim towarzystwie, pani - rzucił, przypominając sobie
jednak te nieliczne lekcje etykiety, na które wysyłała go jego matka,
kiedy był dzieckiem. Był rad, że ojciec postanowił je ukrócić, acz w
pamięci coś jednak pozostało. - To dla mnie zaszczyt, móc cię oprowadzać
po naszej skromnej akademii. Będzie mi niezwykle przyjemnie, jeśli
uraczysz mnie swym towarzystwem, podczas opuszczania murów tej placówki.
Jest jeszcze wiele miejsc na tej wyspie, które są warte twej uwagi. Twe
oczy o pani, będą zachwycone ich urokiem - zapewnił ją.
Czarnowłosa
przez dłuższą chwilę patrzyła na niego oniemiała z wrażenia. Owszem,
była przyzwyczajona do takiego języka, jednak słysząc go z jego ust było
czymś niezwykłym. Wciąż jednak uśmiechała się, dając tego po sobie
poznać.
- Wybacz mi na dosłownie sekundę. - powiedziała po chwili,
odwracając się od niego bokiem. Schyliwszy się do ziemi, delikatnie
musnęła palcami rosnącego obok jej nogi kwiatka. Po chwili wróciła do
niego, z jeszcze szerszym uśmiechem na twarzy. Dziewczyna niepewnie
położyła swoje dłonie na jego, ledwo je dotykając, jakby znów bała się,
że i to jest niestosowane.
Lavi poczuł na dłoni przyjemne ciepło,
które jednak szybko zniknęło zastępując go delikatnym dotykiem czegoś.
Sayuri szybko zabrała ręce, pozostawiając siedzącego na jego palcach
niewielkiego motylka. Budową przypominał zwykłego owada, którego nie raz
widywał na łąkach, jednak skrzydełka tego były całe czarne, jak oczy
lub włosy dziewczyny.
Chłopak patrzył na ów owada z fascynacją i
lekkim zaskoczeniem. Ostrożnie, jakby obawiając się że zwierzę mu zaraz
odfrunie przysunął dłoń do siebie i uniósł ją aż do linii swojego
wzroku. Milczał cały czas z delikatnym uśmiechem obserwując stworzenie.
Chciał je jeszcze dotknąć, lecz w chwili gdy uniósł drugą dłoń, owad
rozpłynął się w powietrzu.
- Jak to zrobiłaś? - zapytał, zanim
zdążył ugryźć się w język. Przecież już wiedział, że Sayuri posługuje
się iluzją, ale jego pytanie nie dotyczyło takiej odpowiedzi. Pragnął
raczej poznać proces tworzenia motylka od kuchni. Usłyszeć od niej po
kolei, co też zrobiła. - To było coś niesamowitego, pani - uśmiechnął
się do niej nieco szerzej. - Twój dar jest czymś nieprawdopodobnym, a
dobrze użyty może przynieść wiele radości prostym ludziom, pani. Jestem
przekonany, że będziesz uwielbiana przez tłumy - oznajmił, cały czas
ważąc swoje słowa. Nie było mu łatwo z tą mową.
Dziewczyna przez
pierwsze chwile była szczęśliwa i naprawdę z siebie dumna, jednak wraz
ze zniknięciem motylka, jej radość zmieniła się w smutek. Mimo tego,
wciąż nie pozwalała poznać po sobie, iż nie jest zadowolona.
- To
naprawdę nie było nic wielkiego, a będąc szczerą, to zamiar był nieco
inny. - odezwała się po chwili, opuszczając wzrok i skruszonym wzrokiem
wpatrując się w blat stołu - Co komukolwiek przyjdzie to nic niewartym,
nie trwałym obrazie - szepnęła. Intensywnie zaczęła się w tym czasie
zastanawiać, co zrobiła nie tak. Dlaczego sztuczka jej się nie udała, a
owad zamiast pozostać jako wieczny podarunek dla Laviego, rozpłynął się
jak najpiękniejszy sen. - To miało być widzenie trwałe.
Munrou zacisnął lekko pięści nagle wstając z miejsca i chwytając ją za nadgarstek.
-
Wybacz o pani me zuchwałe zachowanie - mruknął ciągnąc ją ze sobą do
podziemi wyspy. Postanowił, że czas uświadomić Sayuri, iż nawet
nietrwały obraz może przynieść radość innym. - W tej chwili znajdujemy
się w podziemiach Meruyo. Te korytarze są rozciągnięte po całej jej
powierzchni i bardzo łatwo można się w nich pogubić. Polecam zwiedzanie
ich z plecakiem pełnym jedzenia.
Funkcja przewodnika po wyspie
była nieco silniejsza od niego samego. Czuł się w obowiązku poinformować
dziewczynę o tym gdzie się znajdują. Chwycił pochodnię wiszącą na
ścianie i zapalił ją jednym machnięciem dłoni.
Poprowadził ją
dobrze sobie znanym korytarzem, który dość często przemierzał wraz z
pozostałymi uczniami i wykładowcami. Prowadził on bowiem do
pomieszczenia, z którego można było przenieść się na powierzchnię
Tahorayo. Dokładnie tam, gdzie się aktualnie znajdowała wyspa.
Tyrion braciszku, nie ruszaj wyspy przez jakiś czas. Idziemy z Sayuri na małą wycieczkę. Pozdrów ode mnie Khala.
Lavi
uśmiechnął się lekko, kiedy posłał swe myśli w przestrzeń. Wiedział
bowiem, że jego brat jest szczególnie wyczulony na owe pomieszczenie i
usłyszy jego wołanie, gdziekolwiek by się nie znajdował.
- A teraz
moja pani, proszę się nie denerwować - poradził ją, nagle przystając i
odkładając pochodnię. Złapał ją mocno w objęcia. Wszedł wraz z
dziewczyną na czerwone pole oznaczone literą X. - Pierwsze zejścia są
dość nieprzyjemne, ale idzie się do tego przyzwyczaić. Możesz odczuć
zawroty głowy - szepnął. Zamknął oczy i pozwolił urządzeniu zadziałać.
Dziewczyna
przez długi czas nie wiedziała co się dzieje. Czuła wiejący, jakby ze
wszystkich strony, wiatr, który rujnował jej tak długo układaną przez
jej służące fryzurę. Cały świat zaczął wirować, przez co dostała
zawrotów głowy. Żołądek podleciał jej do samego gardła, a sałatka
zaczęła o sobie przypominać w nagłych odruchach wymiotnych. Wszystko
zaczynało tracić ostrość. Po chwili obraz całkowicie jej się rozmazał i
zniknął pozostawiając przed oczami dziewczyny ciemność.
Sayuri nie
miała pojęcia jak i kiedy znalazła się na ziemi. Kiedy w końcu się
ocknęła, nie od razu otworzyła oczy. Przez chwilę nie miała za bardzo na
to ochoty, wciąż nie dochodząc jeszcze do siebie, jednak kiedy poczuła
trzymające ją czyjeś silne ramiona, odrobinę uchyliła powieki. Wciąż
jednak niczego nie widziała. Ze wszystkich stron otaczała ją ciemność.
Lavi
nie puszczał jej ani na chwilę. Pamiętał swoją pierwszą podróż.
Zdecydowanie nie należała do najlepszych. Ledwie trzymał się na nogach i
obiecywał sobie, że już nigdy więcej tego nie zrobi. Dlatego teraz,
trzymał ją mocno w ramionach i głaskał po głowie, a po dobrych
dziesięciu minutach odsunął ją od siebie i spojrzał jej w oczy.
-
Już dobrze? - zapytał z lekkim uśmiechem, łapiąc ją za rękę i zapalając w
drugiej mały płomień, by oświetlić im trochę drogę. - Jesteśmy na
terenie Hekimy - oznajmił spokojnie. Nie znajdowali się jednak w
stolicy, tylko w mniejszej miejscowości na obrzeżach kraju. - Odwiedzimy
moich małych przyjaciół - stwierdził ze śmiechem, prowadząc ją
uliczkami miasta do nędznego, nieco rozpadającego się budynku. Uchylił
drzwi spoglądając na nią. - Wybacz mi pani takie warunki - skrzywił się
nieco, uznając że chyba przegina. Księżniczkę prowadzić do takiego
miejsca. Pokręciło go maksymalnie, nie ma co.
Poprowadził ją korytarzem i zapukał do drzwi. Te po chwili się uchyliły i małe dłonie wciągnęły go do środka.
-
Lavi przyszedł! - chłopczyk krzyknął budząc pozostałe dzieci. - I to z
dziewczyną! - dodał jeszcze malec, kiedy reszta zaczęła gromadzić się z
łóżka.
- I to nie byle jaką, ale z prawdziwą księżniczką - zapewnił ich Murnou, kładąc dłonie na ramionach Sayuri.
Czarnowłosa
z ciekawością rozglądała się dookoła, chcąc zarejestrować każdy
szczegół. Jeszcze nigdy nie była nigdzie poza stolicą jej własnego kraju
i akademią, a przecież kiedyś Hekima to miał być właśnie jej nowy dom.
Musiała bliżej poznać to państwo poznać, a szczególnie ich mieszkańców, a
to spotkanie było prawdopodobnie idealne.
Wzrok dziewczyny w
końcu przestał skakać od ściany do ściany, w końcu zatrzymując się na
tłoczących się przed nią maluchach. Wszystkie dzieci miały na sobie
mocno zniszczone ubrania, a ich uśmiechnięte buzie, jak i rączki były
całe brudne. Mimo to wydawało się im to nie przeszkadzać, gdyż przez
cały czas się śmiały, radośnie skacząc i tuląc się do rudowłosego.
Sayuri
przez długi czas nie wiedziała jak powinna zareagować i co zrobić.
Wciąż stojąc w jednym i tym samym miejscu obserwowała biegające dzieci w
różnym wieku płci, zastanawiając się co one tu robią, dlaczego jest ich
tu tak dużo i dlaczego rodzice nie zadbali o wygląd swoich pociech.
-
Pani księżniczko - jedna z dziewczynek pociągnęła dziewczynę za rękę na
łóżko i wgramoliła się na jej kolana. - Lavi! Bajkę o smoku powiedz! -
poprosiła chłopaka, wszystkie dzieci zaraz przytaknęły wchodząc do
swoich łóżek i czekając na opowieść.
- Oj dzisiaj bajkę opowie wam
Sayuri - zdecydował szybko chłopak, przystając przy oknie. - To będzie
coś niesamowitego - zapewnił ich. Dziewczyna mogła pokazać im obrazy w
miarę opowiadania, korzystając ze swoich mocy iluzji. - Sayuri jest
lepszą bajarką ode mnie.
- Naprawdę? - dziewczynka na niej
siedząca spojrzała na czarnowłosą z zachwytem ale i lekkim
niedowierzaniem. Nikt nie mógł pokonać jej Laviego. - Opowiesz nam
bajkę, księżniczko?
Baskerville była przerażona słowami chłopaka,
jednak nie pozwoliła tego po sobie pokazać. Nigdy jeszcze nie opowiadała
nikomu bajki. Owszem, nie raz słyszała najróżniejsze opowieści od
swoich służących, a czasem od święta nawet i rodziców, jednak sama nigdy
nie próbowała niczego powiedzieć.
- Ale... Ja nie wiem czy potrafię. - zaczęła dziewczyna, starając się jakoś wyjść z tej sytuacji z podniesioną głową.
- Opowiedz bajkę księżniczko. Prosimy... - Mnóstwo par oczu zwróciło się w jej stronę, patrząc na nią błagalnym wzrokiem.
-
No dobrze. Spróbuję. - powiedziała cicho. Sayuri nie potrafiła im
niczego odmówić. Po prostu nie mogła zawieść tych dzieci. Czuła, że
miałaby potem wyrzuty sumienia. - Kiedyś była sobie mała dziewczynka,
która...
- A jak miała na imię? - zapytał maluch, który zaklepał
sobie najlepsze miejsce do słuchania bajki, usadawiając się na kolanach
księżniczki.
- A jak ty masz na imię, kochanie? - Nastolatka
ciepło uśmiechnęła się do niej, obejmując ją ramionami i bliżej do
siebie przysuwając.
- Arya. - odpowiedziała wesoło, zaczynając bawić się ciemnymi kosmykami swojej nowej opiekunki.
-
Wyobraź sobie, że tak właśnie miała na imię. - Od razu zrobiło jej się
cieplej na sercu widząc szczęście, które wręcz biło z oczu małej Aryi.
Głaszcząc ją po umorusanym policzku, kontynuowała swoją opowieść. - Mała
Arya uwielbiała motyle i zazdrościła im skrzydeł. Tak jak one pragnęła
wznieść się w przestworza i odlecieć, gdzie ją wiatr poniesie. - Wraz ze
słowami Sayuri, pojawiały się wielokolorowe obrazy, które samoistnie
tworzyła jej wyobraźnia i pokazywała małym słuchaczom, chcąc się z nimi
podzielić wrażeniami. Każdej zmianie ilustracji, towarzyszyły
westchnienia i okrzyki zachwytu milusińskich, co sprawiało dziewczynie
jeszcze więcej radości. - Pewnego dnia, spacerując jak zawsze po łące,
zobaczyła uwięzionego w pajęczej sieci małego motylka. Aryi, która miała
dobre serduszko, szkoda zrobiło się biednego motylka i pomogła mu
wydostać się. Motylek okazał się być magicznym i odezwawszy się do
swojej wybawicielki ludzkim głosem, obiecał spełnić jej życzenie. Łatwo
było zgadnąć jakie było życzenie Aryi. Poprosiła go o piękne, motyle
skrzydła, dzięki którym mogłaby latać. Jej marzenie się spełniło, a
motylek po chwili zniknął. Szczęśliwa dziewczynka od razu wypróbowała
swoje skrzydła i pofrunęła w stronę słońce. Teraz już nic ją nie
ograniczało. W końcu mogła być wolna i polecieć gdzie tylko dusza
zapragnie - zakończyła, a obraz zniknął. Nie wiadomo kiedy księżniczka
zapomniała o całym świecie. Przestała cokolwiek udawać, będąc wolną jak
Arya z jej opowieści.
Dzieci długo pozostały z otwartymi buziami,
po czym wszystkie jak jeden mąż zaczęły jej klaskać i wiwatować, póki
nie dosłyszały kroków na korytarzu i głosu ich opiekunki.
- Co się
tutaj wyprawia do licha ciężkiego? - stara kobieta wparowała do pokoju i
już podnosiła laskę by uderzyć najbliżej siedzące dziecko, ale cios nie
dotarł na miejsce, gdyż Lavi był szybszy. Wytrącił jej laskę z dłoni.
-
Pani wybaczy. Zdaje mi się, że to nasza wina - oznajmił ze spokojem
wymalowanym na twarzy. - Już nie będziemy dłużej zakłócać snu pani
wychowanków - uśmiechnął się do niej, po czym powiódł spojrzeniem po
maluchach, które od razu wskoczyły pod kołderki.
- A przyjdziesz czasem księżniczko? - zapytała ją Arya.
Lavi
puścił do niej w odpowiedzi oczko, po czym obejmując starszą panią
ramieniem wyszedł z nią na korytarz by tam kontynuować przeprosiny. Nie
do końca prawdziwe, trzeba przyznać. Jednak ważne, że zadziałały.
Poczekał tam na Sayuri, a gdy ta do niego dołączyła uśmiechnął się
serdecznie.
- Widzisz? Twoje obrazy, nawet jeśli ulotne, mogą dać
wiele szczęścia - oznajmił na potwierdzenie swojej teorii. - Wracajmy,
dość wrażeń jak na jeden dzień - zdecydował.
Na twarzy
siedemnastolatki wymalowane było ogromne szczęście, w końcu takie
prawdziwe, bez żadnego wymuszenia. Naprawdę była zadowolona z tego
spotkania i nie wiedziała jak podziękować za to wszystko Laviemu.
-
Tak - zaczęła cicho, idąc obok chłopaka po ciemnej drodze, oświetlanej
jedynie przez płomień chłopaka - Bardzo dziękuję, że zabrałeś mnie na to
spotkanie. Sprawiłeś mi tym wielką radość - dodała. Cały jednak czas
coś ją dręczyło i chodziło po głowie, nie pozwalając na pełnię
szczęścia. - Przepraszam za moją wścibskość, lecz czy mógłbyś mi
powiedzieć co te wszystkie dzieci tutaj robią? Czy nie powinny być o tej
porze już w swoich domach?
- One nie mają swoich domów Sayu-chan -
odparł cicho chłopak, chwytając ją lekko za rękę i przytrzymując, by
mieć pewność że mu się nie zgubi. - Straciły swoich rodziców w różnych
kolejach życia, a to miejsce... jest jedynym jakie mają - westchnął
cicho. - Ale jak widziałaś, żyją nadal i potrafią się z tego życia
cieszyć - dodał po chwili milczenia, skręcając w jedną z uliczek, by
przejść skrótem do ich miejsca 'zrzutu'. - Odwiedzam je, gdy tylko mogę i
czasem przynoszę im słodycze, nowe opowieści. Bardzo to lubią -
uśmiechnął się szeroko, już nie dodając że i on to uwielbia.
Sayuri
nic na to nie odpowiedziała. Żal ścisnął jej serce. Nie potrafiła
opisać co czuła w związku z tym czego się własnie dowiedziała. Nie była w
stanie sobie wyobrazić jakie życie muszą mieć te dzieci, lecz mimo to
były naprawdę szczęśliwe. Tak bardzo było jej żal ich wszystkich. Nie
chciała iść. Pragnęła zostać w nimi i opowiadać im bajki przez całą noc i
następny dzień. Opowiadać dopóki nie opowie wszystkich, a potem
wymyślać własne.
- Lavi - zaczęła po chwili, przerywając ciszę. Byli już na miejscu. - Zabierzesz mnie tu jeszcze kiedyś?
-
Zabiorę - obiecał spokojnie, ciesząc się że nie tylko on teraz czuje
radość z tej małej wycieczki. Objął ją mocniej ramionami. - Będzie
nieprzyjemnie - przypomniał jej. Ona tylko uśmiechnęła się do niego
promiennie. Nie przeszkadzała jej już nieprzyjemna podróż. Spotkanie z
dziećmi wszystko jej wynagrodziło, a świadomość powrotu tu dodała jej
nowej energii.
Siedemnastolatka przysunęła się bliżej do chłopaka,
aby ułatwić mu zadanie. Dodatkowo jeszcze sama, wciąż odrobinę niepewna
i ostrożna, przytuliła się do niego.
- Jeszcze raz dziękuję, Lavi-chan.
Munrou
nie był pewien co zrobić w tej sytuacji. Jej wypowiedź nieco go
rozśmieszyła, a przydomek 'chan', który mu nadała potraktował niczym
wisienkę na torcie. Normalnie roześmiałby się w głos, ale zamiast tego,
tylko mocniej ją objął i pozwolił im poszybować do akademii.
Rhomantycznie <3 ~ Manat
Ma się ten urok osobisty xD - Natsu
Ciesz się póki możesz, bo zaraz sobie przypomni o manierach ~ Kor
Ma się ten urok osobisty xD - Natsu
Ciesz się póki możesz, bo zaraz sobie przypomni o manierach ~ Kor
Neee... Te nasze komentarze na końcu, to miały zostać? xD
OdpowiedzUsuńA niech będą xD
Usuń