Obrazek 1

Obrazek 1

6/06/2015

Obrady okrągłego stołu #1

Tyrion dzierżąc w dłoniach górę papierów wszedł na podium i zmierzył w kierunku mównicy. Dopiero tam odłożył papiery na bok i odetchnął głęboko wiodąc wzrokiem po swych nielicznie zgromadzonych wychowankach Akademii. Wielu z nich się wykruszyło w przeciągu tych siedmiu miesięcy, a wszystkiemu był winny on sam. Zaniedbał swoje obowiązki i Akademia Athande stanęła na progu bankructwa. Wciąż jednak było kilkoro jej członków, którzy pragnęli odbudować ją na nową. Z nową werwą wkroczyć w ten kolejny rok. Zdawał sobie sprawę z tego, że nie będzie łatwo. Czekał ich pot, łzy i zgrzytanie zębami. Przede wszystkim jednak należało zastanowić się, czy warto. On jednak miał na to całą noc. Przejrzał wszelkie dokumenty, rozpaczliwie szukając światełka w tunelu. Znalazł je i postanowił spróbować jeszcze raz. Odchrząknął więc i zaczerpnął głęboko powietrza.

- Moi drodzy, macie rację. Jestem winny tego całego zamieszania, które tu nastało. Tak, to moja wina, że tak podupadliśmy i moja wina, że do tej pory nie odnalazłem w sobie siły by to naprawić. Teraz jednak wołam głośno do wszystkich niedobitków i tych, którzy nadal chcą uczęszczać do naszej Akademii. Podnieśmy się z popiołów! Stwórzmy razem nową przyszłość! Wszystkich zainteresowanych prosiłbym o podpisywanie się na listę oraz sugestie jak rzeczywiście powstać z martwych.

To mówiąc wywiesił listę na tablicy i zacisnął mocno powieki. Wolał nie widzieć tych niedobitków opuszczających go w tak ważnej dla niego godzinie. Odniósł porażkę na całej linii. Nie sprawdził się jako dyrektor oraz władca Athande. Miał tylko nadzieję, że nie zostanie z tym wszystkim sam.

PS. Wszystkich, którzy chcieliby jeszcze raz rozpocząć z nami przygodę proszę o podpisanie się w komentarzach. Dziękujemy i przepraszamy za nieobecność!

11/25/2014

Czy pamiętasz, jak to było, gdy byliśmy sam na sam? Bicie serca mi mówiło, że dla Ciebie serce mam!

Uwaga, notka zawiera nieudolne (początkowo) podrywy Shena, zakończone czymś, czego nie powinny czytać osoby poniżej osiemnastego roku życia, a co i tak zrobią :)
Aha i Dezzy pisała na fonie xd


Zasiadł na ławce mieszczącej się na brzegu wyspy, by poobserwować chmury i na chwilę uciec od irytującej codzienności wypełnionej nudnymi zajęciami i banalnymi rozmowami z osobami, których życie polega na jedzeniu i zabawach o niskim poziomie. Przeciągnął dłonią bo blond włosach w geście zmęczenia i wydął usta, wpatrując się w podróżujący na północ obłok.
No dobra, Deziak, chyba czas ruszyć tą spasłą dupę i wyjść gdzieś na dwór, oddychać w końcu czystym powietrzem i zastanowić się nad sensem życia. No, albo coś w ten deseń. Tak więc czarnowłosa, również znudzona swoją codziennością postanowiła wyściubić nosek z czterech ścian, żeby poszukać sobie jakiejś ofiary, którą mogłaby powkurwiać. No i nagle cud się stał, najwyraźniej bóg jest po jej stronie, albo szatan, nie wiem. Tak czy siak dojrzała jakiegoś blondaska i bez zastanowienia oczywiście podkradła się do niego niczym rasowy skunks i zakryła swym bujnym futrem, tym górnym rzecz jasna, bo na dole go nie ma, oczy chłopaka. Oczywiście skapnąwszy się już po drodze, iż ma do czynienia z Szin-Szenem.
- Zgadnij kto to! - zawołała mu do ucha.
Wydmuchał powietrze, by zasłona z włosów dziewczyny umożliwiła mu jakikolwiek widok na to, co obserwował z takim cudownym spokojem... aż przyszła. Chociaż z nią rozmowy może nie będą tak wkurzające jak z innymi. 
- Deziak! - wrzasnął w odpowiedzi i odchylił głowę do tyłu, ukazując lubieżny uśmiech i ledwo powstrzymując się od posłania jej szybkiego całusa. - Co tam, kochanie?
Tupnęła z poirytowaniem nóżką i parsknęła coś pod nosem.
- No dobra, tym razem wygrałeś. - Zajęła miejsce obok niego, stanowczo się przysuwając, choć miejsca jeszcze było. - A nie twój zakichany interes, Shen. Musisz się nauczyć dwóch rzeczy. Po pierwsze: nie mówi się "aha" ani "no". - Wykrzywiła się podkreślając te głupie i denerwujące słówka. - A po drugie nie pyta się "co tam?" bo cię zje hipopotam. Teraz czaisz?
- Czaję, kotku - wymruczał i objął ją prawym ramieniem, przyciągając do siebie i nosem trącając policzek. - Gdzie się podziewałaś, Dezuś? Tak mi ciebie - cmoknął ją szybko i uśmiechnął sarkastycznie, spodziewając się gwałtownej reakcji - brakowało. - Wokół prawego palca wskazującego owinął sobie kosmyk włosów dziewczyny.
- Ee. Czego ty się nawąchałeś, hm? - spróbowała odepchnąć go od siebie, marszcząc dziwacznie na swój sposób czoło. - Lepiej trzymaj rączki przy sobie, jeśli nie chcesz zaliczyć w buźkę, kolego!
Przytrzymał ją w objęciach, nie pozwalając się wyrwać.
- Przecież sama wiesz, że tego chcesz, Dezzy - jęknął cicho i pociągnął nosem, wdychając zapach jej włosów. - Tak ślicznie pachną... - przejechał dłonią po tym delikatnym ramieniu, niebezpiecznie zbliżając się do biodra.
- Yy... - pisnęła cicho, nadal kręcąc się i wiercąc, próbując się wyrwać, ale jednocześnie coś jej mówiło, że to albo sen, albo głupi żart ze strony głupiego Shena. Osobiście wolałaby tą pierwszą opcję. - Zacznę krzyczeć! - zagroziła, nie ustając w wyrywaniu się.
- Dezzy, proszę - wyszeptał jeszcze, ale po chwili puścił ją i powrócił do początkowej pozycji, oczyma wpatrując się z zafascynowaniem w chmury. - Jak ci mija dzień? - zapytał, stosując się do poprzedniej porady.
Zgłupiała. Przez ten cały obrót spraw nie była teraz pewna, czy zdarzenie sprzed chwili było prawdziwe, czy ona już kompletnie ześwirowała.
- Um.. - odsunęła się, niemal spadając z ławki, ale i tak zaraz wstała, by zasłonić mu widok na niebo. - Jeśli tak bardzo ci zależy na odpowiedzi to ok, mija tak jak wczoraj, przedwczoraj i rok temu. - Splotła ręce na piersi. - A teraz powiedz, co to miała być za akcja, co?
- Mój jest niestety niezbyt ciekawy - westchnął cicho i pogładził palcem oparcie ławki sprawiając wrażenie, że Dezzy wcale nie zasłaniała mu przepięknego widoku. - Jaka akcja? - zdziwił się i spojrzał jej w oczy udając, iż widzi w niej wariatkę. - Wszystko w porządku, Dezzy? Jest jakiś cel w tym, co teraz robisz, czy tylko przyszłaś, by rujnować mi dzień? - wszystko wymówił beznamiętnym tonem, toteż nie można było wyczuć ani krzty gniewu, który się wręcz w nim gotował.
- Co?! - krzyknęła, aż echo odbiło się gdzieś hen, hen daleko. - Nie rób ze mnie głupiej i z siebie też nie rób głupszego niż jesteś! Przecież wiem co widziałam. Najpierw "co tam, kochanie?", a teraz, że niby rujnuję ci dzień? - Odwróciła się od niego oburzona, zagryzając dolną wargę. Wyklęła go w myślach, a może faktycznie zwariowała? Nie, nie... wariować można, ale wszystko ma swoje granice.
- Dezzy, przestań krzyczeć, jeszcze pomyślą, że cię gwałcę - zaśmiał się w myślach widząc niezdecydowanie czarnowłosej. - Nie mam pojęcia  o co ci chodzi, mała - powiedział udając zbulwersowanego. - Chyba nie myślisz, że byłabyś w stanie mnie omamić swym brakiem urody i kształtów, co?
- Co ty powiedziałeś? - odwróciła się ponownie, by móc na niego spojrzeć. Zacisnęła dłonie, ale to i tak nie powstrzymało ją żeby sprzedać mu liścia. - Jesteś głupi! Głupi, głupi, głupi! - niemal się popłakała, ale w środku i tak była mega zdenerwowana i miała ochotę zmierzyć długość jego jelit. - NIENAWIDZĘ CIĘ!
Wstał czym prędzej i przytulił ją, wręcz przyciskając głowę Dezzy do swojej piersi.
- Wszystko dobrze, mała - wyszeptał. - Ja ciebie też nienawidzę - zaśmiał się cicho. - Wszyscy mnie nienawidzą. I ja nienawidzę każdego. A ciebie w szczególności.
Wyślizgnęła mu się szybko i cofnęła o dwa kroki.
- Lecz się, a mnie nie dotykaj. - Parsknęła nieufnie.
- Nie rozumiem cię. Czego ty chcesz? - westchnął niecierpliwie zasiadłszy ciężko na ławce.
- To chyba ja powinnam cię o to zapytać!
- Ja? - spytał zdziwiony. - Cóż, czasami chcę się zabawić, a dzisiaj... chyba mieć spokój. A może się do kogoś przytulić?
- Coś ci to nie wychodzi. Najpierw przystawiając się do mnie, a potem stwierdzając, że jestem brzydka. - Fuknęła. - A może... ty jesteś nachlany?! - podeszła bliżej. - Chuchaj!
- Nie jestem - odburknął. - To ty wymyśliłaś sobie, że się do ciebie przystawiałem! - uśmiechnął się ledwo zauważalnie. - Poza tym jesteś śliczna, szczególnie dzisiaj.
- Nie wymyśliłam. Zresztą widzę, że dyskutowanie z tobą nie ma najmniejszego sensu. - Westchnęła cicho przewracając oczami. - No nie gadaj...
- Znam swoje granice - uniósł ręce w geście niewinności. - Muszę gadać, wmawiasz mi coś, a jest wręcz przeciwnie. No, siadaj - poklepał miejsce obok siebie.
A może powinnam go zostawić... pomyślał Dezia, ale zaraz wybił sobie z głowy tą głupią myśl.
- No dobra, gadanie z tobą w tym stanie może być całkiem zabawne. - Zaśmiała się jakoby zapominając o tym, co wydarzyło się wcześniej, jednakże nie usiadła. - To może zdradzisz mi swój jakiś sekret, hmm? Sekrety są fajne.
- Moim sekretem jest to, że... - zastanowił się przez moment, pukając palcem w brodę. - Jestem napalony - wypalił. - Twoja kolej, kochana. 
- Jeju, rumienię się. - Zaśmiała się cicho pozwalając zasiąść sobie na jego kolanach, okrakiem rzecz jasna i przodem do niego. - Ha. Jeśli chcesz poznać moje tajemnice, musisz się bardziej postarać... - przejechała opuszkiem palca po jego policzku po czym oparła dłonie na udach.
Uśmiechnął się, tym razem szeroko, choć oczy wciąż były przymrużone i jakieś takie znudzone.
- Akurat do twoich tajemnic dobiorę się szybciej niż myślisz - rzekł zmysłowo i położył dłonie na jej pośladkach.
- Mówisz? - przejechała dłońmi po jego koszuli, po czym wyprostowawszy się oparła na jego ramionach, by sprawiać wrażenie wyższej. - Nie jestem taka łatwa.
- Jesteś pewna? - uniósł brwi i objął ją w talii, oblizując wargi wpatrywał się w oczy.
- A co, obalasz moją teorię? - zaśmiała się zataczając palcem kółka na jego klatce piersiowej. - Robi się ciemno... nie jesteś śpiący?
- Och, jestem potwornie śpiący - stwierdził ziewając wręcz. - Chyba muszę się wybrać do łóżka, ale nie wiem, czy tak długi spacer do niego nie przywróci mi zbyt dużo energii - ostrzegł jeszcze i podniósł się lekko chcąc wstać.
- Nie potrzebujesz spacery, żeby energia powróciła. - Zachichotała i cmoknęła go w nos. - Cholera... ależ tu zimno... - zadrżała. - Chyba się zasiedziałam. - Westchnęła udawszy zawiedzioną.
- Podarować ci koszulę dla ogrzania już teraz, czy najpierw ze mnie zejdziesz? Wiesz, zawsze możesz ją ze mnie zedrzeć.
* tutaj się wkurzyłam i przestałam przepisywać*
- Oh.. Myslalam ze to ty mnie rozgrzejesz. - Rzeklwszy to zsunela sie z niego stajac na rownych nogach. - Ale koszula tez moze byc. - Dodala wsuwajac dlonie w faldy sukni.
Wstał powoli i rozpiął guziki koszuli, ani trochę się nie krępując i okrył nią Dezzy, po czym ruszył w stronę budynku, w którym mieściły się wszystkie pokoje. Paradowanie z nagą klatą może i nie było pochwalane, ale czy zakazane? W oddali ujrzał Yuutę, na co tylko mruknął coś pod nosem i przygotował się na jakąś kąśliwą uwagę.
Z usmieszkiem wymalowanym na bladej twarzyczce powedrowala za Shenem. Wydawalo jej sie, ze troche.. Znormalnial? A moze ona faktycznie mu sie podobala? Milczala tak w drodze, rozmawiajac w myslach sama ze soba i planujac zlowieszcze plany na reszte tego jakze przeuriklowego wieczorku. Uslyszawszy cos jednakze wyrwala sie ze swego wonderlandu i spojrzala na chlopaka. - Cos nie tak?
- To tylko głupi chłopak, nie przejmuj się - odparł cicho i obdarował Yuutę uśmiechem. - Hej, Yuutuś!
- Czego chcesz, Shenusie? - odwarknął z sarkazmem Yuuta, nie chcąc wdawać się w kolejną kłótnię, ale blondyn go zignorował, idąc tylko dalej.
- Nic, idę przelecieć pewną piętnastolatkę, a co? - krzyknął na odchodnym i wpełznął do budynku.
W gruncie rzeczy naprawdę lubił Dezzy, ale jej się nie dało traktować poważnie. Była zbyt dziecinna z tą swoją całą upierdliwością, ale też na swój sposób słodka.
Pewna pietnastolatke? To na pewno nie ona. Zaciagnela bardziej na ramione podarowana koszule, schowala twarz we wlosach, co nie bylo takie trudne i krokiem mowiacym 'mnie tu nie, ma mnie tu nie ma' przeszla przez prog drzwi dorownujac kroku Shenowi. - Co to mialo byc?
- To? Ja tylko pochwaliłem się, że spotkało mnie takie szczęście - wzruszył ramionami i zerknął na dziewczynę. - Gdzie jest twój pokój? Osobiście mam współlokatorów, więc u mnie raczej nie wyjdzie.
- Gdybym nie chciala sie z toba pieprzyc dostalbys w morde i nawet twoje magiczne sztuczki by tutaj nie zarazily. - Rzucila jakoby z lekka zdenerwowana, ale bardziej z faktu, iz nie zobaczy jak zyja sobie "starsi", niz, ze zostala potraktowana calkowicie przedmiotowo. Mniejsza. Bladzac po korytarzach po krotkiej chwili udalo jej sie trafic do swego magicznego gniazdka. Na szczescie mieszkala sama, ale na nie szczescie posiadala sasiada. Zreszta. Walic to, nawet jej nie zna. - Sciagnij buty. - Rzucila krotko otwierajac drzwi do pokoju. Ciasny, ale wlasny. Nie no, w sumie to nie byl taki maly. Przecietny, wystarczajacy, o. Gdyby przyszlo mieszkac jej tutaj z kims chyba by zmarla. - Kawy, herbaty? - Zapytala odruchowo, chociaz nie miala zamiaru niczego podawac. Ba, nawet nie miala. No niewazne.
Zdjął buty według polecenia i wparował do pokoju, od razu zasiadając na łóżku. - Nie, dzięki - odrzekł. Jeszcze by tam czegoś dolała. - Ej, Dezzuś... - potarł kark w wyrazie zmieszania. Miał nadzieję, że to nie jest tak całkiem na surowo. - My to robimy ot tak, czy coś do mnie czujesz? - uniósł brew wyczekując odpowiedzi.
- To zalezy. - Troche zdziwilo ja to pytanie, ale zachowala poprzedni wyraz twarzy. Po zdjeciu swojego obuwia oparla sie o stol i poczela majsterkowac cos przy swych dwoch kucach, chciala je rozpuscic. - Ile takich bylo przede mna? No wiesz o co mi chodzi.
- Mogę ci zdradzić tajemnicę? - spytał niepewnie, obserwując wprawne ruchy jej dłoni. - Żadna - roześmiał się cicho. - Nie wiem dlaczego ludzie myślą inaczej. Więc jak brzmi twoja odpowiedź teraz? A ilu było przede mną?
- Zartujesz? Jeny. Masz 18 lat i nigdy sie nie bzykales? - Zarechotala. - Wlasciwie to ja tez nie, ale nie mysl sobie, ze jestem zielona. Dziewictwo ma sie pomiedzy nogami, a nie w glowie. - Wlasciwie to to powiedzonko szlo na odwrot, ale kto by sie czepial. Odrzucila dwie, czerwone wstazki, ktore jeszcze przed chwila podtrzymywaly jej wlosy gdzies na bok. - Chyba to nie problem dla Ciebie, co nie? A co do pytania.. - Zaciela sie. - Nie wiem. Ty mnie utrzymujesz w przekonaniu, ze po prostu chcesz sie pobawic.
- A zdradzając ci kolejną tajemnicę, to wcale nie chcę - mruknął krzywiąc się lekko. - Chciałem tylko spędzić z tobą trochę czasu. Jakoś nie zależy mi na straceniu statusu prawiczka - prychnął z pogardą. - To nie powinno być tak traktowane. To jest moment w którym wyznajesz komuś jeszcze głębsze uczucie, a nie zabawa. I co teraz zrobisz? Wyrzucisz mnie stąd?
- Podobam Ci sie? - Podeszla do niego obejmujac dlonmi jego szyje nieco wspomagajac sie staniem na palcach,jako iz byla dosc niska. - Hej, jesli mnie nie wkrecasz to mozesz tutaj zostac. Chyba Ci sie nie oberwie?
- Za spanie z kimś młodszym? Jestem tego pewien, że oberwę jakimś iście cudownym szlabanem - zaśmiał się lekceważąco. - Nie takie rzeczy się robiło. - Pochylił się i pocałował ją delikatnie w usta, po raz pierwszy szczerze. - Nie dziś, dobra? To zły czas. - Wstał i ubrał buty, zamierzając wyjść i zostawić ją samą. Tchórz, ot co. - Do kiedyś, mała. - I pozostał po nim tylko trzask wydany przez zamknięte drzwi. Oraz koszula.

'A kto by sie dowiedzial' powiedzialaby, gdyby nie ten niespodziewany obrot akcji, a pocalunek nie wystarczyl, aby pozostawic Dezzy w skowronkach. - A idz do diabla! - Warknela rzuciwszy koszula w drzwi, zaraz po tym, kiedy sie zamknely. A Deziak schowal buzke w poduszke wyklinajac swoja glupote w myslach. Nastepnym razem go upije...

11/21/2014

Wybaczam

- Wybaczam - tchnęła natychmiast, zaciskając powieki. - Zdejmij całą.. I proszę.. Nie uciekaj..
Złapał delikatnie za skrawek jej tuniki, po czym zdjął ją jednym szybkim ruchem. Ściskała dłonie w pięści, nie chcąc otworzyć oczu.. Jego wzrok na pewno przykuły maleńkie blizny w kształcie kółeczek, rozsiane po całym jej ciele, znamiona wyglądające jakby ktoś ciął ją nożem lub siniaki, które do tej pory pozostawiły po sobie ślady. Łzy spłynęły po jej policzkach. Białowłosy wpatrywał się w jej ciało z przerażeniem, jakby widział swoje własne. Dotknął niepewnie palcami pierwszej lepszej rany, a za chwilę po prostu pochylił się i... zaczął całować każdą z jej blizn.
- Ah?! - otworzyła szeroko oczy, patrząc na niego z szokiem. - C..co ty?! I-ie! - starała się go powstrzymać, ale jej to uniemożliwił. Zacisnęła ponownie powieki. - Mm..
Każdy siniak, każdą bliznę... ucałował każdy fragment jej ciała, czule, delikatnie, z miłością. A ona? Siedziała z odgiętą w tył głową i rozchylonymi wargami.. Łzy spływały po jej policzkach, ale mimo wszystko.. czuła się dziwnie.. szczęśliwa. Szczęśliwa, gdyż czuła pulsującą od chłopaka miłość, niemal nią promieniował.. Sądziła, że ucieknie, że wykrzyknie jaka jest obrzydliwa i zniknie zanim zdążyłaby się obejrzeć. Zamknęła oczy..
- A..a.. - jęknęła cichutko.
A kiedy już to zrobił, pocałował ją namiętnie i z czułością w usta. Wnet poczuła słony smak jego łez... Otworzyła oczy i odsunęła go, dotykając jego policzka dłonią..
- Dlaczego płaczesz..? - zapytała cichutko, zszokowana. 
- W...wybacz... wybacz mi... - wyszeptał z cichym łkaniem, przytrzymując jej dłoń przy swoim policzku. Czuł wewnątrz tak ogromną rozterkę i żal, że nie potrafił opanował łez. Widział te cienie pełzające po ścianach, bał się...
- Wybacz..? Dlaczego? Co mam Ci wybaczyć? - zapytała cichutko, scałowując każdą z jego płynących łez. Przesuwała po jego policzku językiem, ścierając je.
- Nie jestem taki jak myślisz... - szepnął rozpaczliwie. - Ja... jestem przerażony... boję się bo... boję się, że cię skrzywdzę...
- Nigdy mnie nie skrzywdzisz - wyszeptała cichutko. - Ja to wiem, jestem tego pewna.. - przytuliła go mocno do siebie.
- Cieszę się, że... mi zaufałaś... cieszę się... - zaszlochał cicho. - A skoro ty mi zaufałaś... może ja też powinienem...? - Wyczuła jego ruch dłońmi, gdy zaczął rozpinać swoją koszulę.
Odsunęła się od niego, opierając plecami o ścianę. On siedział jej pomiędzy nogami.
- Co robisz? - zdziwiła się.
- Pokazałaś mi swoją przeszłość... teraz moja kolej... - zsunął koszulę ze swoich ramion i odrzucił ją w kąt. Odgarniając długie kosmyki, mogła mu się przyjrzeć. Jego ciało było przerażające. Dosłownie. I choć pod koszulą czuła wyraźne mięśnie, wyglądało to zupełnie inaczej... Widząc jego wychudzone ciało miała wrażenie, że spogląda na trupa. A później dostrzegła znajome blizny. Po siniakach, wypaleniach... biczu... Chciał, by to zobaczyła, jednak stwierdził, że swoich pleców już jej nie pokaże. To było dla niego zbyt wiele. Wpatrywała się w niego z szokiem, pomieszanym z rozpaczą i zrozumieniem. Dotknęła tak jak on wargami jednej z jego największych blizn i wyszeptała.
- Jesteśmy tacy sami.. prawda..?
- Tak... - przytaknął jej, zaciskając powieki. Włosy zakrywały jego plecy.
Jedną ręką objęła go wokół pleców, a drugą ścisnęła jego dłoń, opierając głowę o jego ramię i tam roniąc łzy, gdyż nie mogła wydusić słowa. Gładziła go tak po kręgosłupie, i... nagle poczuła coś dziwnego... i kiedy go tak głaskała, wyczuwała coraz większą ilość tych wgłębień. Uniosła się lekko, nie pozwalając mu jej przeszkodzić i spojrzała na jego plecy, otwierając szeroko oczy.
- N...nie! Saph, nie patrz! - Chciał się wyrwać, ale przytrzymała go tak mocno, że nie dał rady.  A ona wpatrywała się w... w to... to nie były blizny, to nadal wyglądało jak zakażone rany. Pokrywały niemal całe jego plecy, podłużne, bardzo głębokie smugi, miejscami zaszyte, a te szwy wrosły mu w skórę. Wpatrywała się w to z szokiem i.. ogromnym bólem w oczach. Zacisnęła powieki i zagryzła wargę..
- Idziesz ze mną jutro do szpitala... - wyszeptała, powstrzymując wybuchnięcie płaczem.
- N...nie! Proszę, nie, błagam cię... - spojrzał na nią z rozpaczą i olbrzymim lękiem w oczach. - T... To nic takiego! Już się zagoiło, już... to już nieważne... nikt nie może tego zobaczyć, rozumiesz...? Nikt... - wtulił się w nią z całych sił. - Zrobią mi krzywdę....
- Posłuchaj mnie, kochanie - wyszeptała, głaszcząc go po policzku. - Oni nie zrobią Ci krzywdy. Znam pewnego lekarza, który zawsze szył moje rany od noża.. Jest moim zaufanym przyjacielem.. Da Ci znieczulenie, uśpi Cię i naprawi Ci plecki, wiesz? Przez pewien czas będziesz odczuwał dyskomfort, ale chyba nie chcesz, byś przez to miał problemy z kręgosłupem, prawda?
Białowłosy zamilkł i jedynie wtulił się w nią mocniej. Postanowił, że jej zaufa... I w tym momencie stała się pierwszą w jego życiu osobą, której zaufał.

11/11/2014

Już wiem czym jest szczęście

- Co to znaczy... cieszyć się...? - Spytał cichutko, wpatrując się w zachmurzone niebo za oknem, z którego z chwili na chwilę padało coraz więcej kropli. - Niebo płacze... nie jest szczęśliwe - wyszeptał, po czym zacisnął wychudzone palce na parapecie. - A ty? Jesteś szczęśliwa? Powiedziałaś, że się cieszysz, więc co to znaczy? Nie widzę uśmiechu na twojej twarzy.
Czarnowłosa siedziała po turecku na swoim łóżku, obserwując swoimi bystrymi oczami białowłosego. Starała się przetrawić jego pytania i złożyć spójną i zrozumiałą dla niego odpowiedź. Westchnęła głęboko, zamykając oczy.
- Nie pamiętam, kiedy ostatni raz się uśmiechałam - wyszeptała cichutko, pociągając nosem. Czuła się przeziębiona. - Co to znaczy cieszyć się? To proste. Jesteś zadowolony z czegoś, skaczesz z radości i inne bzdury albo cieszysz się w duchu, czyli jest Ci po prostu.. dobrze - zagryzła wargę, nie bardzo wiedząc, czy prawidłowo mu to wyjaśniła. Dotknęła swojego brzucha. - Ale czasami ktoś może tego nie potrafić.. Najprawdopodobniej jest to spowodowane przeżyciami. Na przykład tak jest w moim przypadku. Mogę Ci mówić, że się cieszę, ale tak naprawdę tak nie jest.. A tym bardziej się nie cieszę, gdy ktoś mnie dotyka.. Nienawidzę tego - zatrzęsła się.
- Podejdź do mnie - poprosił cichutko, tak po prostu.
Zamrugała zdziwiona i przełknęła głośno ślinę. Podniosła się powoli i niepewnie do niego podeszła, trzymając się na odpowiedni dystans. A białowłosy nie odwracał się do niej ani na sekundkę.
- No podejdź... proszę - powtórzył jeszcze ciszej, z wyraźnym smutkiem w głosie.
Czuła strach, gdy tak prosił o coś, co trudno było jej zrobić. Zacisnęła dłonie w pięści, robiąc kolejne kroki i znajdując się tuż przy nim, ale nie dotykając go. Mógł widzieć jak drży i jak bardzo jest spięta. Lecz on dalej się nie odwrócił. Zamiast tego czuł wyraźnie jej strach, wręcz się nim napawał.... a gdy była tuż przy nim, tak blisko, że szyba parowała na znak jej gorącego oddechu... ujął jej dłoń równie szybko co delikatnie, wychudzonymi palcami ujął jej lewy policzek w dłoń, po czym przysunął ją do siebie, delikatnie, delikatnie, w rytm jego niespokojnego serca, pocałował ją...
Niemal się przewróciła, czując jak jej nogi zmieniają się w watę. Nie tego się spodziewała.. Nigdy.. Nigdy nie poczuła takiego napływu emocji, uczuć w jednej chwili.. Ale co było najdziwniejsze w tej chwili, nie odsunęła się. Pozostała tak jak była z szeroko rozwartymi oczami, których źrenice niemal mieszały się z tęczówkami, takie były małe, a w ich kącikach lśniły łzy, by po chwili spłynąć po jej policzkach. Po chwili wewnętrznej walki, nie pozwalając mu się nadal dotknąć w innym miejscu, zamknęła oczy i odwzajemniła pocałunek.
Poczuł niesamowite ciepło w sercu, którego jeszcze nigdy w życiu nie odczuwał... i choć chciał to zrobić dla czystego zdenerwowania jej, objął ją instynktownie w pasie, drugą dłonią nadal gładząc po policzku. Czy to jest... szczęście...?
Zadrżała mocno i spięła się, gdy dotknął jej boku i objął ją. Mimo tego, że teraz ich usta walczyły ze sobą, napierając, ona starała się odsunąć jego dłoń. Nie pozwolił jej na to... Pragnął, by w tym momencie stała przy nim jak najbliżej, wytrzymała jak najdłużej. Było to dla niej niezwykle trudne.. Ledwo się powstrzymywała, by go nie odepchnąć, ale ten pocałunek był jednocześnie taki słodki i przepełniony ich skrytymi uczuciami: strachem, rozpaczą, gniewem, tęsknotą, szczęściem i co najważniejsze - miłością. Aż wreszcie pozwolił jej odsunąć się jedynie odrobinę, by mógł posłać jej to szaleńcze spojrzenie. Dyszała głośno, a jej oddech był bardzo gorący. Wpatrywała się w jego oczy z tym dziwnym błyskiem, choć i tak tlił się w nich strach.
- Tada..shi.. - wyszeptała cichutko
Gładząc ją kciukiem po policzku, przyciągnął ją do siebie, do swojej piersi.
- Saphira...
- Ie.. proszę.. To boli.. - wyszeptała, drżąc.. - Dotyk.. boli.. - łzy spłynęły po jej policzkach.
- Nic dla ciebie nie znaczę, prawda...? - Poczuł łzy pod powiekami. - Wiedziałem o tym od dawna... nic do mnie nie czujesz...
- Czuję! - krzyknęła.. - Czuję więcej niż Ci się wydaję! - zacisnęła palce na jego ramionach. - Proszę.. Nie zrozumiesz, czemu nienawidzę, gdy ktoś mnie dotyka.. Nie wiesz, co ja przeżywałam...
- Więc mi powiedz... - wyszeptał ze łzami, zaciskając palce na jej dłoni.
- Podnieś mi tunikę - wyszeptała do razu.
- C...co...? - spytał zaskoczony.
- No podnieś ją - zacisnęła powieki, coraz bardziej przerażona. - Zrób to zanim ucieknę...
- Ale... po co? - Nie rozumiał.
- Chcesz wiedzieć, dlaczego nie lubię, gdy ktoś mnie dotyka.. Więc ja Ci mówię podnieś mi tunikę.. Zdejmij ją ze mnie..
- Nie! - Odmówił stanowczo, odsuwając się od niej o kilka kroków.
Spuściła głowę, odsuwając się w tył i siadając na łóżku za łzami w oczach. Sprawił jej ból. Ogromny ból.
- Masz rację.. Nawet ja na siebie patrzeć nie mogę.
- Dlaczego mam cię rozbierać jeśli wiem, że sprawi ci to ból?!
Zacisnęła powieki.
- Dlaczego mnie dotykasz skoro wiesz, że sprawia mi to ból? Jeśli nie chce, to po co prosisz mnie, żebym Ci powiedziała? - zapytała z płaczem.
Zacisnął palce na rąbku koszuli.
- Kocham cię, czy to nie jest oczywiste?! - Wrzasnął głośno, zaciskając powieki.
Schowała głowę między kolanami, milcząc już. Nie wiedziała o co mu chodzi. Najpierw ją pocałował, potem chciał wiedzieć, dlaczego nie pozwala się dotykać, a potem nagle go to obrzydzało..Ale jednak po chwili, skapnęła się, że on powiedział do niej..
- T..ty.. kochasz.. mnie?
- Przed chwilą to powiedziałem... - odwrócił wzrok zrozpaczony, po czym otworzył okno, a wiatr zwiał łzy z jego policzków.
- Ja.. Ja Ciebie też kocham.. - wyszeptała cichutko.
I to było to, czego potrzebował... jego skamieniałe serce wręcz zapłonęło ciepłem i radością. Niespodziewanie została przyciśnięta do ściany, a blade wargi chłopaka naparła na jej usta. To było dla niej niezwykle za szybko i nim zdążyła zareagować, już odwzajemniała jego pocałunek, rozchylając wargi ile się dało.Wsunął swój gorący język do jej ust, poszukując jej języka. A przy tym niezwykle na nią napierał, chcąc jej pokazać, że to on jest tutaj górą. Ale przede wszystkim może mu zaufać. Jej wewnętrzny głos wrzeszczał, żeby się szamotała, uwalniała, bo niemal czuła te wszystkie blizny, gdy tak ją dotykał, ale ignorowała to. Liczyły się tylko jego wargi, jego mięśnie, jego serce i on cały. Zacisnęła powieki.
- Już dobrze... nie bój się mnie... nie zrobię ci krzywdy... - sapnął jej do ucha, gdy się od siebie oderwali. Saphira przełknęła jego ślinę i spojrzała mu prosto w oczy. Ujęła jego dłoń i położyła sobie na brzegu tuniki.
- Zrób to, proszę.. - wyszeptała cichutko.. - Ja.. ja chce Ci.. pokazać..
- Pod jednym warunkiem... - szepnął z czołem przy jej czole. - Wybacz mi to...

11/01/2014

Spotkanie po latach

Wstawaj! Już czas najwyższy żebyś podniósł swoje cztery litery i ruszył dupsko na zajęcia!
Ryu niechętnie otworzył zmęczone i mocno zaczerwienione oczy. Ziewnął szeroko i poczochrał się po włosach mrugając kilkakrotnie, zanim znów opadł na biurko plackiem.
- Nie idę - jęknął głośno i wyraźnie, rozmawiając ze swoją podświadomością. Tak jakby jego głośny protest miał tu w czymkolwiek pomóc. - Takeshi-san mnie zamorduje! Nie napisałem jeszcze tego eseju o Obszarach Nieznanych! Niby jak mam to zrobić, kiedy tam jeszcze nie byłem? Nie chce mi się czytać tych wszystkich książek - marudził dalej, póki nie otrzymał mocnego ciosu w tył głowy, jedną z tych przepastnych książek. Obrócił się jak urażony, by spiorunować swojego współlokatora spojrzeniem.
- Daj człowiekowi spać - warknął jego kumpel niedoli. 
- Takiemu to dobrze - burknął Ryu wstając wreszcie z krzesła i idąc do łazienki. Przemył tylko oczy i przeczesał palcami włosy, przebierając się w wygodne ciuszki. Nawet nie sprawdził czy wygląda jak człowiek, zakładając na czarny t-shirt nieco wygniecioną koszulę w czerwoną kratę.
Ziewając opuścił pokój, przerzucając niespokojnie kartki książki. Jak zwykle zaczął się uczyć do tego zdecydowanie za późno. Obawiał się, że nauczyciel historii - Takeshi Moriyama - znów da im popalić na teście. Zapowiadał go już dobre dwa tygodnie temu, a Amakusa zabrał się za naukę z wyprzedzeniem jednonocnym. 
- Brawo Amakusa! - pogratulował sobie zeskakując z ostatniego schodka i... wpadając na kogoś po drodze. Odbił się od owej postaci niczym piłeczka, lądując z gracją na swoich czterech literach. Zamrugał kilkakrotnie zanim się odezwał, krzywiąc się nieco. Jakby nie patrzeć, jego wina. Westchnął cicho, czekając na grad ostrych słów skierowany do jego nieostrożności i już przygotowując się na najgorsze. W myślach wymyślał całą wiązankę przeprosin.
Nieszczęsną osóbkę, która miała pecha stanąć na drodze bruneta była Sayuri, która po zderzeniu się z chłopakiem, upadła na podłogę, i przejechawszy po niej kilka dobrych metrów zatrzymała się w końcu na przeciwległej ścianie. Zaskoczona całym wydarzeniem i mocno zdezorientowana zaczęła gwałtownie mrugać oczami, próbując odnaleźć się w sytuacji. Jak zwykle zajęło jej to dość sporo czasu, zdecydowanie więcej niż innym ludziom, jednak w końcu rozpoczęła swoją tradycyjną formułkę przeprosinową. Nie była to jej wina, ale kultura i dobre wychowanie nakazywały jej przyjąć część winy na siebie.
- Przepraszam i bardzo proszę o wybaczenie za moją nieuwagę - powiedziała cichym głosem, który ledwo przebił się przez harmider panujący na korytarzu.
- Ależ co panienka mówi! - Ryu szybko zaprzeczył zbierając się w sobie. Wstał na nogi i podszedł do niej by pomóc swej ofierze. Serce mu nieco zamarło, kiedy zobaczył kto też padł jego ofiarą. Zacisnął lekko pięść i ukucnął przy dziewczynie. - To ja powinienem panienkę przepraszać. Chodzę po korytarzu tak jakby był moją własnością, a przecież tak nie jest - poczochrał się po włosach, podając jej dłoń i pomagając wstać jak na dżentelmena przystało.
Dopiero gdy już stała przyjrzał jej się uważniej. Miał wrażenie, że dziewczyna nic a nic się nie zmieniła. Jakby miał do czynienia z duchem przeszłości. Swoją starą przyjaciółką. Ubrana była w długą suknię, która nieco ciągnęła się za nią. Ryu nie powstrzymał uciekającego mu chichotu.
- Wie panienka co? - pokręcił z lekkim śmiechem głową. - Będziemy musieli panience przejrzeć garderobę i dość mocno ją zmodyfikować. Zakupy przy kolejnej wizycie wyspy w Hekimie są tutaj niezbędne - oznajmił nieco weselej.
Czarnowłosa nawet przy pomocy chłopaka, podniosła się z ziemi z niemałym trudem. Często miewała problemy fizyczne, a wypadki takie jak te na pewno jej w tym nie pomagały. Dziewczyna poprawiła włosy i otrzepała suknię, po czym zwróciła się w stronę swojego rozmówcy, aby już powiedzieć coś na temat tych przeprosin, gdy twarz chłopaka po prostu odebrała jej zdolność mówienia. Zaczęła gwałtownie mrugać i przecierać oczy nie potrafiąc im uwierzyć. Jeszcze raz z lekkim zaskoczeniem na twarzy spojrzała na niego, aby upewnić się w przekonaniu, że to jej się nie wydaje. Po chwili uśmiechnęła się do niego łagodnie, niemal kompletnie zapominając o tym co się właśnie stało.
- Ryu - szepnęła cicho. Nie spodziewała się go tutaj. Nie spodziewała się go nigdzie spotkać. Ile to już czasu minęło? Kiedy ostatnio się z nim widziała? Nie pamiętała już sama, ale musiało to być dość dawno, gdyż zdążył się naprawdę zmienić. Wydorośleć i zmężnieć. Teraz wyglądał jak prawdziwy mężczyzna, jednak Sayuri wciąż widziała w nim chłopca, który swoją obecnością rozjaśniał jej samotne dni w pałacu.
Dopiero po dłuższej chwili doszło do niej ostatnie zdanie wypowiedziane przez niego. Speszona, spojrzała na swoją sukienkę, nie rozumiejąc o co mu tak właściwie chodzi.
- Przepraszam, ale gdybyś był tak miły i zechciałby mi powiedzieć co nie tak jest w moim stroju? - zapytała po chwili, wciąż nie przestając patrzeć na swój ubiór.
- Panienka wybaczy moje zachowanie, ale śmiem twierdzić, że znam Akademię nieco lepiej od panienki - uśmiechnął się do niej delikatnie, po czym krytycznym wzrokiem przyjrzał się jej strojowi, trochę przedłużając wyrok. Obszedł księżniczkę ze wszystkich stron, zanim skinął lekko głową. - Panienki suknia jest po prostu niefunkcjonalna - oznajmił, jakby ten wniosek był jedynym prawdziwym. - Przeszkadza z pewnością przy bieganiu, czy chodzeniu, a tutaj... w Akademii, mobilność to podstawa - uśmiechnął się łagodnie. - Ale... panienka pewnie przyjechała jedynie w odwiedziny - klasnął w dłonie. - A ja panienkę tylko zatrzymuję... zaprowadzę do dyrektora - stwierdził szybko, bo przecież to mogło być jedyne wytłumaczenie jej obecności.
- Wybaczam ci Ryu - odpowiedziała grzecznie dziewczyna - Mimo to z wielką chęcią przyjmę twoje sugestie i przemyślę je. Możliwe iż po pozytywnym rozpatrzeniu ich, może nawet, na tyle ile oczywiście będzie to możliwe, wcielę jakieś w życie - dodała spokojnie z wciąż idealnym uśmiechem wymalowanym na twarzy - Wybacz Ryu, ale twoje pochopne stwierdzenie jest błędne. Jestem chyba zobowiązana do tego, aby wyprowadzić cię z tego błędu. Nie jestem tu jedynie w odwiedzinach. Jak dobrze pamiętasz raczej nigdy nie brałam udziału w, jakby  to powiedziała moja matka, błahych sprawach. Jestem tu na stałe, jako jedna z uczennic Akademii Athande - zakończyła, po czym zaczęła uważnie przyglądać się chłopakowi. On również nie mógł tu być bez żadnego powodu, szczególnie, że według jej ostatnich informacji przybywać w tej chwili powinien w królewskim pałacu, w stolicy Wenrou. - Wybacz mi to pytanie, jednak czyżbyś i ty został przyjęty do szkoły i stał się jej członkiem?
Amakusa z rosnącym uśmiechem na twarzy słuchał jej odpowiedzi. Niemal zdążył już zapomnieć charakteru księżniczki Wenrou. Jej zawsze perfekcyjnej postawy, która jedynie w swoich myślach pozwalała sobie na opuszczenie gardy.
- Och proszę o wybaczenie panienko - powtórzył, kiedy dziewczyna wyjaśniła mu powód swojego pobytu na latającej wyspie. Uśmiech jednak stał się jeszcze większy, o ile to było możliwe. Radował go fakt znajomej twarzy w tym przybytku niedoli, w którym to się znajdował. Ostrożnie skinął głową, kiedy zadała mu kolejne pytanie, trochę jednak tym zaskoczony. Nie przypominał sobie, by kiedykolwiek otwarcie zapytała go o coś, nie płonąc przy tym rumieńcem. Najwyraźniej powoli zaczynała przyzwyczajać się do tego miejsca.
- Zostałem przyjęty do Athande już dwa lata temu, a twój ojciec panienko wyraził na to swoją zgodę - oznajmił spokojnie. - Powiedział też, że jeśli kiedykolwiek chciałbym wrócić, znajdzie się dla mnie miejsce na zamku - dodał zaraz.
Na ułamek sekundy uśmiech zniknął z twarzy Baskerville, zastępując go niewypowiedzianym smutkiem. Złudna radość jednak prawie od razu powróciła ze zdwojoną siłą, ale w jej czarnych oczach pozostał żal.
- Wybaczam ci - powiedziała nieco ciszej i z mniejszym entuzjazmem niż kilka chwil wcześniej - Jestem wielce rada, iż znalazła się w tym miejscu jeszcze jedna znajoma mi twarz. Na pewno dzięki tobie będę czuła się tu nieco bardziej swobodnie. - Sayuri spojrzała gdzieś w bok, starając się uciec przed wzrokiem bruneta. Nigdy nie miała problemu w ukrywaniu swych uczuć przed innymi, jednak Ryu był inny. Dzięki swojemu darowi prawie zawsze potrafił wyczytywać jej prawdziwy nastrój. Często było to naprawdę pomocne w ich wspólnych relacjach, ale w tym momencie było to dla niej jak przekleństwo. - Słowa mojego ojca nigdy nie tracą swojej ważności i tak jak powiedział będziesz zawsze mile widziany w Asili, a szczególnie w pałacu.
Amakusa umilkł na chwilę, pozwalając jej cierpieć w milczeniu. Nie znał bowiem słów pociechy, które mógłby jej teraz powiedzieć. Zamiast tego wziął ją pod rękę i poprowadził korytarzem wprost na zielony dziedziniec.
- Twój ojciec panienko był dobrym człowiekiem - oznajmił w końcu. - Należy wierzyć, że teraz znajduje się w lepszym miejscu. On na pewno nie chciałby, by panienka przez niego cierpiała - dodał po dłuższej chwili.
On sam wiedział najlepiej co to znaczy stracić rodzica. Potrafił więc wyobrazić sobie jej cierpienie, wejść w skórę Sayuri.
- Twoje życie nadal się toczy, panienko - dodał spokojnie. - A ty postaraj się je chwycić za rogi i wydusić jak najlepiej tylko się da - uśmiechnął się do niej szerzej.
- Wiem - powiedziała cicho, zaciskając mocno zęby. Nie mogła sobie teraz pozwolić na jakiekolwiek łzy. Nie tutaj. Nie przy tych wszystkich ludziach. Wiedziała jak by się to skończyło, jednak trudno jej było opanować emocje. Musiała się jednak wziąć w garść. - Chociaż nie rozumiem do końca twoich słów i nie jestem do końca pewna co masz na myśli. - dodała po chwili, siląc się na szczerszy uśmiech.
- Hm jakby to ująć inaczej - zastanowił się, po czym ujął jej twarz w dłonie i złączył ich czoła razem, tak że ich nosy stykały się niemalże ze sobą. - Pokażę ci o co mi chodzi panienko - zdecydował szeptem, zamieniając jej myśli na obrazy. Obrazy, w których to ona biegała po polach, łąkach, szczęśliwa. Ona wychodząca na randki, strojąca się przed lustrem i żyjąca. Niczym zwykła nastolatka. Ucząca się w Akademii, poznająca świat, potem zakładająca rodzinę.
Kiedy skończył odsunął się od niej o krok.
- To właśnie oznacza brać życie w swoje ręce, chwycić je za rogi... i dusić niczym cytrynę - uśmiechnął się delikatnie, rozmasowując sobie dłonią serce.
Sayuri dosłownie odleciała zatapiając się w obrazach, które pojawiły się w jej głowie znikąd. Z radością chłonęła każde jego szczegóły, czując to emanujące od nich szczęście. To jest właśnie piękne życie. Prawdziwe życie. Coś, czego mogłaby doświadczyć. Czego od zawsze tak naprawdę pragnęła. Wszystko było tak blisko niej. Wystarczyło wyciągnąć po to rękę i nareszcie zaznać pełnię szczęścia.
Ryu odsunął się od niej, a wraz z nim zniknęły wszystkie piękne chwile. Zadrżała na całym ciele i gwałtownie odskoczyła do tyłu. To życie było tak bardzo kuszące, jednak to nie było jej życie. Na nią czekało inne przeznaczenie.
- Nie godzi się księżniczce, a przyszłej następczyni tronu robić, lub chociażby myśleć o takich rzeczach. - powiedziała po chwili, starając się opanować.
Amakusa pokręcił przecząco głową patrząc jej prosto w oczy.
- Ależ co panienka opowiada - wywrócił oczyma. - Każdy ma prawo marzyć, bo przecież to nasze marzenia napędzają nas w życiu - stwierdził siadając sobie na trawie i spoglądając w bezchmurne niebo. - Kim chciałaby panienka zostać w przyszłości? Co chciałaby panienka robić? - zapytał jej poważnie. - Tylko proszę mi tu nie mówić o tym co powinna panienka zrobić. To nie to samo. My chcemy porozmawiać o prawdziwej Sayuri Baskerville, a nie wystylizowanej księżniczki - mruknął, zanim zdołał się ugryźć w język. -Proszę o wybaczenie. Powiedziałem za dużo - rzucił szybko, tak jak to był wyuczony.
Dziewczyna nie dołączyła do chłopaka. Wciąż stała obok, przyglądając mu się kątem oka. Przez dłuższy czas zastanawiała się nad jego słowami i obrazami, które jej pokazał.  Po chwili spuściła nieznacznie głowę do dołu, po czym delikatnie nią potrząsnęła.
- Nie, Ryu. Jestem, czy tego chcesz, czy nie, Sayuri Baskerville, wystylizowaną księżniczką, która zna swoje miejsce na ziemi. A teraz, jeżeli mi wybaczysz, pójdę już zająć się swoimi szkolnymi obowiązkami. - powiedziała, po czym lekko przed nim dygnąwszy, odwróciła się do niego tyłem - Bardzo miło było znów cię spotkać. - dodała i wolnym krokiem zaczęła się oddalać. Czy uciekała? Tak to chyba można było nazwać. Ale tak było według niej lepiej. Bo w końcu po co zagłębiać się w coś, co i tak nigdy nie będzie częścią jej życia. Jaki jest sens marzyć, kiedy marzenia do końca jej życia pozostaną w sferze snów?
~.~
Amakusa odprowadził tylko dziewczynę wzrokiem, powstrzymując się przed nagłym wstaniem z miejsca i ruszeniem za nią. To prawda, była jego panienką, ale w tej szkole nikt nikogo nie szufladkował. On również powinien wreszcie nauczyć się to robić.
- Takeshi mnie zamorduje - mruknął do samego siebie wreszcie wstając i dość szybkim krokiem zmierzając na zajęcia. Miał nadzieję na łut szczęścia, ale niestety... mężczyzna nie pozwolił mu już pisać testu. Zamiast tego mógł obserwować piszących z kąta. Trudno.... jedna gorsza ocena jeszcze nikogo nie zabiła jak to mówią.
Szkielet Smoka Zaczarowane Szablony