Obrazek 1

Obrazek 1

10/07/2014

'Ja też mam prawo zadawać pytania?' - księżniczkowe maniery

Czarnowłosa znieruchomiała słysząc jego słowa. Była nimi tak zszokowana i zaskoczona, że aż widelec wypał jej z rąk, z głuchym uderzeniem lądując na stole obok talerza. Przez kilka długich chwil z niedowierzaniem wpatrywała się ona w chłopaka, a gdyby nie jej dobre wychowanie, to prawdopodobnie miała by jeszcze przy tym szeroko otwarte usta. Jednak również i jej wzrok długo nie spoczął na Lavim, gdyż nie wypada dziewczynie tak długo spoglądać na obcego mężczyznę, szczególnie, gdy jest się już zaręczona.
- Ja... Mam prawo do zadania ci jakiegoś pytania? - wydukała. Naprawdę nie mogła w to wszystko uwierzyć. Od małego była zawsze ciekawska i pragnęła zadawać innym pytania, jednak jej chęć poznania została szybko stłumiona. - Ale ja nie wiem czy potrafię. Czy to tak wypada? - zapytała, nie będąc nawet świadoma iż właśnie zadała pytanie.
Rudowłosy chwilę mrugał z niedowierzaniem, po czym wybuchnął gromkim śmiechem. Śmiał się tak długo, że aż łzy stanęły mu w oku i musiał je szybko zetrzeć kantem dłoni. Rozbawiony popatrzył na nią już nieco poważniej.
- Ty tak na serio? - upewnił się, że dziewczyna nie żartuje, choć właściwie zdawał sobie już sprawę z tego, że Sayuri jest... dziwna. - Oczywiście, że możesz. Możesz zadać tyle pytań ile chcesz. Możesz się na mnie złościć, krzyczeć, obrażać. Możesz wszystko, Sayu-chan - zdrobnił jej imię, opierając brodę na dłoniach i wpatrując się w nią z rozbawieniem, pomieszanym z zainteresowaniem.
Sayuri znów szeroko się uśmiechnęła, jednak był to nieco inny uśmiech, różniący się czymś od poprzednich. Bardziej ciepły i naturalny. Z ciekawością przysunęła się bliżej do stołu, starając się zrobić to jak najciszej i zaczęła, jak później uznała, trochę zbyt uważnie przyglądać się swojemu rozmówcy.
- Dlaczego opaskę na oku? Czy to cześć twego stroju? A może znak rozpoznawczy? - zapytała, po chwili uświadamiając sobie jak dużą liczbę pytań zadała jednocześnie - Wybacz mi za mą nachalność. - dodając po chwili, mając nadzieję się zrehabilitować. Wyczekując przyjęcia jej przeprosin, z zaciekawieniem oczekiwała przede wszystkim jego odpowiedzi.
Lavi spodziewał się wszystkiego. Każdego pytania, tylko nie tego. Odruchowo odsunął się od niej, zwiększając między  nimi dystans. Zacisnął lekko pięści długo milcząc, bo nie był pewien co jej odpowiedzieć. Normalnie nie miałby z tym problemu, gładkie kłamstwo mógłby wymyślić na poczekaniu. Bał się jednak, że z Sayuri będzie troszeczkę inaczej. W końcu dopiero co ośmieliła się zadać mu pytanie, prawdopodobnie były one jednymi z pierwszych jakie kiedykolwiek zadała. Nie chciał więc jej do tego zrażać.
- Przyjmuję twoje przeprosiny, Sayuri - powtórzył po długim milczeniu i z skrzywił się patrząc gdzieś w bok. - Prawdę mówiąc opaska stała się moim znakiem rozpoznawczym - zaczął od odpowiedzi na trzecie pytanie. - Ale nie jest dopełnieniem stroju... noszę ją... bo tutaj - zakrył dłonią opaskę. - Nic tu nie ma - mruknął cierpko. - Nic... wybacz, ale nie pokażę ci tego - dodał po chwili. Nie robił tego nigdy, no chyba że opaska spadła mu niechcący podczas snu. - Nie czuję się dobrze robiąc to - wyznał, zbierając się na szczerość.
Księżniczka przez długi czas nie mogła zrozumieć, o co mu chodzi. W końcu jednak jak grom z jasnego nieba, uderzyła ją odpowiedź, która, gdyby już nie siedziała, zwaliłaby ją z nóg. Na całym ciele dziewczyny pojawiła się gęsia skórka, a włoski na jej ramionach stanęły dęba.
Nie potrafiła tego pojąć. Do jej umysłu do nie docierał fakt, że ktoś mógłby nie posiadać jakiejkolwiek części ciała. Szczególnie, że znała Lavi'ego od małego, gdy ten posiadał jeszcze parę oczu. Tak bardzo chciała się dowiedzieć co mu się stało, zrozumieć to wszystko. Ale nietaktem byłoby zadanie tego typu pytania. Musiała więc ograniczyć się do minimum.
- Bardzo mi przykro, lecz wybacz mi tą zuchwałość i zechciej jeszcze odpowiedzieć czy to cię boli?
- Czasem boli - odparł krótko, nie bawiąc się w żadne ceregiele. Nie kłamał, czasem oczodół swędział go i promieniował tępym bólem. Wtedy zazwyczaj chodził do brata i spał u niego, czując się w tym przeklętym gabinecie najbezpieczniej. Dokładnie to samo zrobił dzisiaj. Podrapał się lekko po głowie. - Ale to nic - zapewnił ją. - Już nie boli tak bardzo... najgorsze były pierwsze tygodnie - mruknął jeszcze, zaciskając mocniej szczękę. Pamiętał je jak przez mgłę. Trawiła go wysoka gorączka i jedyne czego pragnął był stan nieprzytomności.
Znów na nią spojrzał. Wyglądała na wyraźnie zszokowaną. Uznał że wystarczy jej tych wrażeń. Gdyby dowiedziała się jak to się stało, z pewnością jej kolacja skończyłaby na podłodze.
- Nie musi ci być przykro - machnął ręką. - Nie mam go już od dobrych trzech lat - uśmiechnął się nieco szerzej. - Można się przyzwyczaić.
Dla Sayuri wszystko co mówił Lavi było bardzo dziwne i prawie nierealne. Dziewczyna żyła w zupełnie innym świecie niż on i rzeczy, o których jej mówił były dla niej całkowicie obce. Przez całe życie wychowywana za murami zamku nie znała prawdziwego życia. Chroniona przed bólem, nieprawością, głodem, a nawet śmiercią, nie wiedziała co to znaczy krzywdzić i cierpieć. Jej świat był dobry i pełen kolorów oraz pozytywnych emocji. Był idealny. Nie doznawszy ze strony nikogo żadnego zła, ani samemu nigdy nikomu nic złego nie czyniąc, była taka jak podczas narodzin. Wciąż dobrym i niewinnym dzieckiem, które nagle i bez żadnego ostrzeżenia zostało wrzucone w sam środek świata dorosłych. Chcąc nie chcąc musiała się zmierzyć z tą rzeczywistością.
- Jestem bardzo rada z powodu, iż nasze drogi znów się skrzyżowały - powiedziała po chwili dziewczyna, wdzięcznie się do niego uśmiechając. Nie wiedziała za bardzo co powinna powiedzieć w tej krępującej dla ich obojga sytuacji. Postanowiła więc zmienić temat i spróbować trochę podnieść chłopaka na duchu. - Nawet nie wiesz jak wielką uczyniłeś mi przyjemność, z wielką chęcią i zapałem oprowadzając mnie po terenach akademii. Chciałabym ci bardzo za to podziękować Lavi. Nie wiem jednak w jaki sposób mogłabym ci się odwdzięczyć. - Czarnowłosa zamyśliła się na chwilę, patrząc na coś znajdującego się za Munrou. Po chwili znów zwróciła swój wzrok na niego, jednak tym razem było w nim coś innego. - Czy mógłbyś zrobić mi tą przysługę i położyć dłonie na stole, jak najbliżej mojej osoby. Oczywiście, jeżeli nie będzie to dla ciebie problemem. - dodała pośpiesznie, nie chcąc się narzucać.
Lavi naprawdę nie rozumiał dlaczego ona cały czas zwraca się do niego takim tonem. Nie mógł się do tego przyzwyczaić. Musiał naprawdę wytężać wszystkie swoje zmysły i skupiać się jedynie na rozmowie, by wyłapać sens jej wypowiedzi. Było to poniekąd męczące, ale nie zamierzał o tym wspominać. Zamiast więc odpowiedzieć, wyciągnął dłonie, kładąc je na stole, tuż obok jej rąk.
- Jest mi niezmiernie miło, że mogę przebywać w twoim towarzystwie, pani - rzucił, przypominając sobie jednak te nieliczne lekcje etykiety, na które wysyłała go jego matka, kiedy był dzieckiem. Był rad, że ojciec postanowił je ukrócić, acz w pamięci coś jednak pozostało. - To dla mnie zaszczyt, móc cię oprowadzać po naszej skromnej akademii. Będzie mi niezwykle przyjemnie, jeśli uraczysz mnie swym towarzystwem, podczas opuszczania murów tej placówki. Jest jeszcze wiele miejsc na tej wyspie, które są warte twej uwagi. Twe oczy o pani, będą zachwycone ich urokiem - zapewnił ją.
Czarnowłosa przez dłuższą chwilę patrzyła na niego oniemiała z wrażenia. Owszem, była przyzwyczajona do takiego języka, jednak słysząc go z jego ust było czymś niezwykłym. Wciąż jednak uśmiechała się, dając tego po sobie poznać.
- Wybacz mi na dosłownie sekundę. - powiedziała po chwili, odwracając się od niego bokiem. Schyliwszy się do ziemi, delikatnie musnęła palcami rosnącego obok jej nogi kwiatka. Po chwili wróciła do niego, z jeszcze szerszym uśmiechem na twarzy. Dziewczyna niepewnie położyła swoje dłonie na jego, ledwo je dotykając, jakby znów bała się, że i to jest niestosowane.
Lavi poczuł na dłoni przyjemne ciepło, które jednak szybko zniknęło zastępując go delikatnym dotykiem czegoś. Sayuri szybko zabrała ręce, pozostawiając siedzącego na jego palcach niewielkiego motylka. Budową przypominał zwykłego owada, którego nie raz widywał na łąkach, jednak skrzydełka tego były całe czarne, jak oczy lub włosy dziewczyny.
Chłopak patrzył na ów owada z fascynacją i lekkim zaskoczeniem. Ostrożnie, jakby obawiając się że zwierzę mu zaraz odfrunie przysunął dłoń do siebie i uniósł ją aż do linii swojego wzroku. Milczał cały czas z delikatnym uśmiechem obserwując stworzenie. Chciał je jeszcze dotknąć, lecz w chwili gdy uniósł drugą dłoń, owad rozpłynął się w powietrzu.
- Jak to zrobiłaś? - zapytał, zanim zdążył ugryźć się w język. Przecież już wiedział, że Sayuri posługuje się iluzją, ale jego pytanie nie dotyczyło takiej odpowiedzi. Pragnął raczej poznać proces tworzenia motylka od kuchni. Usłyszeć od niej po kolei, co też zrobiła. - To było coś niesamowitego, pani - uśmiechnął się do niej nieco szerzej. - Twój dar jest czymś nieprawdopodobnym, a dobrze użyty może przynieść wiele radości prostym ludziom, pani. Jestem przekonany, że będziesz uwielbiana przez tłumy - oznajmił, cały czas ważąc swoje słowa. Nie było mu łatwo z tą mową.
Dziewczyna przez pierwsze chwile była szczęśliwa i naprawdę z siebie dumna, jednak wraz ze zniknięciem motylka, jej radość zmieniła się w smutek. Mimo tego, wciąż nie pozwalała poznać po sobie, iż nie jest zadowolona.
- To naprawdę nie było nic wielkiego, a będąc szczerą, to zamiar był nieco inny. - odezwała się po chwili, opuszczając wzrok i skruszonym wzrokiem wpatrując się w blat stołu - Co komukolwiek przyjdzie to nic niewartym, nie trwałym obrazie - szepnęła. Intensywnie zaczęła się w tym czasie zastanawiać, co zrobiła nie tak. Dlaczego sztuczka jej się nie udała, a owad zamiast pozostać jako wieczny podarunek dla Laviego, rozpłynął się jak najpiękniejszy sen. - To miało być widzenie trwałe.
Munrou zacisnął lekko  pięści nagle wstając z miejsca i chwytając ją za nadgarstek.
- Wybacz o pani me zuchwałe zachowanie - mruknął ciągnąc ją ze sobą do podziemi wyspy. Postanowił, że czas uświadomić Sayuri, iż nawet nietrwały obraz może przynieść radość innym. - W tej chwili znajdujemy się w podziemiach Meruyo. Te korytarze są rozciągnięte po całej jej powierzchni i bardzo łatwo można się w nich pogubić. Polecam zwiedzanie ich z plecakiem pełnym jedzenia.
Funkcja przewodnika po wyspie była nieco silniejsza od niego samego. Czuł się w obowiązku poinformować dziewczynę o tym gdzie się znajdują. Chwycił pochodnię wiszącą na ścianie i zapalił ją jednym machnięciem dłoni.
Poprowadził ją dobrze sobie znanym korytarzem, który dość często przemierzał wraz z pozostałymi uczniami i wykładowcami. Prowadził on bowiem do pomieszczenia, z którego można było przenieść się na powierzchnię Tahorayo. Dokładnie tam, gdzie się aktualnie znajdowała wyspa.
Tyrion braciszku, nie ruszaj wyspy przez jakiś czas. Idziemy z Sayuri na małą wycieczkę. Pozdrów ode mnie Khala.
Lavi uśmiechnął się lekko, kiedy posłał swe myśli w przestrzeń. Wiedział bowiem, że jego brat jest szczególnie wyczulony na owe pomieszczenie i usłyszy jego wołanie, gdziekolwiek by się nie znajdował.
- A teraz moja pani, proszę się nie denerwować - poradził ją, nagle przystając i odkładając pochodnię. Złapał ją mocno w objęcia. Wszedł wraz z dziewczyną na czerwone pole oznaczone literą X. - Pierwsze zejścia są dość nieprzyjemne, ale idzie się do tego przyzwyczaić. Możesz odczuć zawroty głowy - szepnął.  Zamknął oczy i pozwolił urządzeniu zadziałać.
Dziewczyna przez długi czas nie wiedziała co się dzieje. Czuła wiejący, jakby ze wszystkich strony, wiatr, który rujnował jej tak długo układaną przez jej służące fryzurę. Cały świat zaczął wirować, przez co dostała zawrotów głowy. Żołądek podleciał jej do samego gardła, a sałatka zaczęła o sobie przypominać w nagłych odruchach wymiotnych. Wszystko zaczynało tracić ostrość. Po chwili obraz całkowicie jej się rozmazał i zniknął pozostawiając przed oczami dziewczyny ciemność.
Sayuri nie miała pojęcia jak i kiedy znalazła się na ziemi. Kiedy w końcu się ocknęła, nie od razu otworzyła oczy. Przez chwilę nie miała za bardzo na to ochoty, wciąż nie dochodząc jeszcze do siebie, jednak kiedy poczuła trzymające ją czyjeś silne ramiona, odrobinę uchyliła powieki. Wciąż jednak niczego nie widziała. Ze wszystkich stron otaczała ją ciemność.
Lavi nie puszczał jej ani na chwilę. Pamiętał  swoją pierwszą podróż. Zdecydowanie nie należała do najlepszych. Ledwie trzymał się na nogach i obiecywał sobie, że już nigdy więcej tego nie zrobi. Dlatego teraz, trzymał ją mocno w ramionach i głaskał po głowie, a po dobrych dziesięciu minutach odsunął ją od siebie i spojrzał jej w oczy.
- Już dobrze? - zapytał z lekkim uśmiechem, łapiąc ją za rękę i zapalając w drugiej mały płomień, by oświetlić im trochę drogę. - Jesteśmy na terenie Hekimy - oznajmił spokojnie. Nie znajdowali się jednak w stolicy, tylko w mniejszej miejscowości na obrzeżach kraju. - Odwiedzimy moich małych przyjaciół - stwierdził ze śmiechem, prowadząc ją uliczkami miasta do nędznego, nieco rozpadającego się budynku. Uchylił drzwi spoglądając na nią. - Wybacz mi pani takie warunki - skrzywił się nieco, uznając że chyba przegina. Księżniczkę prowadzić do takiego miejsca. Pokręciło go maksymalnie, nie ma co.
Poprowadził ją korytarzem i zapukał do drzwi. Te po chwili się uchyliły i małe dłonie wciągnęły go do środka.
- Lavi przyszedł! - chłopczyk krzyknął budząc pozostałe dzieci. - I to z dziewczyną! - dodał jeszcze malec, kiedy reszta zaczęła gromadzić się z łóżka.
- I to nie byle jaką, ale z prawdziwą księżniczką - zapewnił ich Murnou, kładąc dłonie na ramionach Sayuri.
Czarnowłosa z ciekawością rozglądała się dookoła, chcąc zarejestrować każdy szczegół. Jeszcze nigdy nie była nigdzie poza stolicą jej własnego kraju i akademią, a przecież kiedyś Hekima to miał być właśnie jej nowy dom. Musiała bliżej poznać to państwo poznać, a szczególnie ich mieszkańców, a to spotkanie było prawdopodobnie idealne.
Wzrok dziewczyny w końcu przestał skakać od ściany do ściany, w końcu zatrzymując się na tłoczących się przed nią maluchach. Wszystkie dzieci miały na sobie mocno zniszczone ubrania, a ich uśmiechnięte buzie, jak i rączki były całe brudne. Mimo to wydawało się im to nie przeszkadzać, gdyż przez cały czas się śmiały, radośnie skacząc i tuląc się do rudowłosego.
Sayuri przez długi czas nie wiedziała jak powinna zareagować i co zrobić. Wciąż stojąc w jednym i tym samym miejscu obserwowała biegające dzieci w różnym wieku płci, zastanawiając się co one tu robią, dlaczego jest ich tu tak dużo i dlaczego rodzice nie zadbali o wygląd swoich pociech.
- Pani księżniczko - jedna z dziewczynek pociągnęła dziewczynę za rękę na łóżko i wgramoliła się na jej kolana. - Lavi! Bajkę o smoku powiedz! - poprosiła chłopaka, wszystkie dzieci zaraz przytaknęły wchodząc do swoich łóżek i czekając na opowieść.
- Oj dzisiaj bajkę opowie wam Sayuri - zdecydował szybko chłopak, przystając przy oknie. - To będzie coś niesamowitego - zapewnił ich. Dziewczyna mogła pokazać im obrazy w miarę opowiadania, korzystając ze swoich mocy iluzji. - Sayuri jest lepszą bajarką ode mnie.
- Naprawdę? - dziewczynka na niej siedząca spojrzała na czarnowłosą z zachwytem ale i lekkim niedowierzaniem. Nikt nie mógł pokonać jej Laviego. - Opowiesz nam bajkę, księżniczko?
Baskerville była przerażona słowami chłopaka, jednak nie pozwoliła tego po sobie pokazać. Nigdy jeszcze nie opowiadała nikomu bajki. Owszem, nie raz słyszała najróżniejsze opowieści od swoich służących, a czasem od święta nawet i rodziców, jednak sama nigdy nie próbowała niczego powiedzieć.
- Ale... Ja nie wiem czy potrafię. - zaczęła dziewczyna, starając się jakoś wyjść z tej sytuacji z podniesioną głową.
- Opowiedz bajkę księżniczko. Prosimy... - Mnóstwo par oczu zwróciło się w jej stronę, patrząc na nią błagalnym wzrokiem.
- No dobrze. Spróbuję. - powiedziała cicho. Sayuri nie potrafiła im niczego odmówić. Po prostu nie mogła zawieść tych dzieci. Czuła, że miałaby potem wyrzuty sumienia. - Kiedyś była sobie mała dziewczynka, która...
- A jak miała na imię? - zapytał maluch, który zaklepał sobie najlepsze miejsce do słuchania bajki, usadawiając się na kolanach księżniczki.
- A jak ty masz na imię, kochanie? - Nastolatka ciepło uśmiechnęła się do niej, obejmując ją ramionami i bliżej do siebie przysuwając.
- Arya. - odpowiedziała wesoło, zaczynając bawić się ciemnymi kosmykami swojej nowej opiekunki.
- Wyobraź sobie, że tak właśnie miała na imię. - Od razu zrobiło jej się cieplej na sercu widząc szczęście, które wręcz biło z oczu małej Aryi. Głaszcząc ją po umorusanym policzku, kontynuowała swoją opowieść. - Mała Arya uwielbiała motyle i zazdrościła im skrzydeł. Tak jak one pragnęła wznieść się w przestworza i odlecieć, gdzie ją wiatr poniesie. - Wraz ze słowami Sayuri, pojawiały się wielokolorowe obrazy, które samoistnie tworzyła jej wyobraźnia i pokazywała małym słuchaczom, chcąc się z nimi podzielić wrażeniami. Każdej zmianie ilustracji, towarzyszyły westchnienia i okrzyki zachwytu milusińskich, co sprawiało dziewczynie jeszcze więcej radości. - Pewnego dnia, spacerując jak zawsze po łące, zobaczyła uwięzionego w pajęczej sieci małego motylka. Aryi, która miała dobre serduszko, szkoda zrobiło się biednego motylka i pomogła mu wydostać się. Motylek okazał się być magicznym i odezwawszy się do swojej wybawicielki ludzkim głosem, obiecał spełnić jej życzenie. Łatwo było zgadnąć jakie było życzenie Aryi. Poprosiła go o piękne, motyle skrzydła, dzięki którym mogłaby latać. Jej marzenie się spełniło, a motylek po chwili zniknął. Szczęśliwa dziewczynka od razu wypróbowała swoje skrzydła i pofrunęła w stronę słońce. Teraz już nic ją nie ograniczało. W końcu mogła być wolna i polecieć gdzie tylko dusza zapragnie - zakończyła, a obraz zniknął. Nie wiadomo kiedy księżniczka zapomniała o całym świecie. Przestała cokolwiek udawać, będąc wolną jak Arya z jej opowieści.
Dzieci długo pozostały z otwartymi buziami, po czym wszystkie jak jeden mąż zaczęły jej klaskać i wiwatować, póki nie dosłyszały kroków na korytarzu i głosu ich opiekunki.
- Co się tutaj wyprawia do licha ciężkiego? - stara kobieta wparowała do pokoju i już podnosiła laskę by uderzyć najbliżej siedzące dziecko, ale cios nie dotarł na miejsce, gdyż Lavi był szybszy. Wytrącił jej laskę z dłoni.
- Pani wybaczy. Zdaje mi się, że to nasza wina - oznajmił ze spokojem wymalowanym na twarzy. - Już nie będziemy dłużej zakłócać snu pani wychowanków - uśmiechnął się do niej, po czym powiódł spojrzeniem po maluchach, które od razu wskoczyły pod kołderki.
- A przyjdziesz czasem księżniczko? - zapytała ją Arya.
Lavi puścił do niej w odpowiedzi oczko, po czym obejmując starszą panią ramieniem wyszedł z nią na korytarz by tam kontynuować przeprosiny. Nie do końca prawdziwe, trzeba przyznać. Jednak ważne, że zadziałały. Poczekał tam na Sayuri, a gdy ta do niego dołączyła uśmiechnął się serdecznie.
- Widzisz? Twoje obrazy, nawet jeśli ulotne, mogą dać wiele szczęścia - oznajmił na potwierdzenie swojej teorii. - Wracajmy, dość wrażeń jak na jeden dzień - zdecydował.
Na twarzy siedemnastolatki wymalowane było ogromne szczęście, w końcu takie prawdziwe, bez żadnego wymuszenia. Naprawdę była zadowolona z tego spotkania i nie wiedziała jak podziękować za to wszystko Laviemu.
- Tak - zaczęła cicho, idąc obok chłopaka po ciemnej drodze, oświetlanej jedynie przez płomień chłopaka - Bardzo dziękuję, że zabrałeś mnie na to spotkanie. Sprawiłeś mi tym wielką radość - dodała. Cały jednak czas coś ją dręczyło i chodziło po głowie, nie pozwalając na pełnię szczęścia. - Przepraszam za moją wścibskość, lecz czy mógłbyś mi powiedzieć co te wszystkie dzieci tutaj robią? Czy nie powinny być o tej porze już w swoich domach?
- One nie mają swoich domów Sayu-chan - odparł cicho chłopak, chwytając ją lekko za rękę i przytrzymując, by mieć pewność że mu się nie zgubi. - Straciły swoich rodziców w różnych kolejach życia, a to miejsce... jest jedynym jakie mają - westchnął cicho. - Ale jak widziałaś, żyją nadal i potrafią się z tego życia cieszyć - dodał po chwili milczenia, skręcając w jedną z uliczek, by przejść skrótem do ich miejsca 'zrzutu'. - Odwiedzam je, gdy tylko mogę i czasem przynoszę im słodycze, nowe opowieści. Bardzo to lubią - uśmiechnął się szeroko, już nie dodając że i on to uwielbia.
Sayuri nic na to nie odpowiedziała. Żal ścisnął jej serce. Nie potrafiła opisać co czuła w związku z tym czego się własnie dowiedziała. Nie była w stanie sobie wyobrazić jakie życie muszą mieć te dzieci, lecz mimo to były naprawdę szczęśliwe. Tak bardzo było jej żal ich wszystkich. Nie chciała iść. Pragnęła zostać w nimi i opowiadać im bajki przez całą noc i następny dzień. Opowiadać dopóki nie opowie wszystkich, a potem wymyślać własne.
- Lavi - zaczęła po chwili, przerywając ciszę. Byli już na miejscu. - Zabierzesz mnie tu jeszcze kiedyś?
- Zabiorę - obiecał spokojnie, ciesząc się że nie tylko on teraz czuje radość z tej małej wycieczki. Objął ją mocniej ramionami. - Będzie nieprzyjemnie - przypomniał jej. Ona tylko uśmiechnęła się do niego promiennie. Nie przeszkadzała jej już nieprzyjemna podróż. Spotkanie z dziećmi wszystko jej wynagrodziło, a świadomość powrotu tu dodała jej nowej energii.
Siedemnastolatka przysunęła się bliżej do chłopaka, aby ułatwić mu zadanie. Dodatkowo jeszcze sama, wciąż odrobinę niepewna i ostrożna, przytuliła się do niego.
- Jeszcze raz dziękuję, Lavi-chan.
Munrou nie był pewien co zrobić w tej sytuacji. Jej wypowiedź nieco go rozśmieszyła, a przydomek 'chan', który mu nadała potraktował niczym wisienkę na torcie. Normalnie roześmiałby się w głos, ale zamiast tego, tylko mocniej ją objął i pozwolił im poszybować do akademii. 
Rhomantycznie <3 ~ Manat
Ma się ten urok osobisty xD - Natsu
Ciesz się póki możesz, bo zaraz sobie przypomni o manierach ~ Kor

2 komentarze:

Szkielet Smoka Zaczarowane Szablony