Ryu niechętnie otworzył zmęczone i mocno zaczerwienione oczy. Ziewnął szeroko i poczochrał się po włosach mrugając kilkakrotnie, zanim znów opadł na biurko plackiem.
- Nie idę - jęknął głośno i wyraźnie, rozmawiając ze swoją podświadomością. Tak jakby jego głośny protest miał tu w czymkolwiek pomóc. - Takeshi-san mnie zamorduje! Nie napisałem jeszcze tego eseju o Obszarach Nieznanych! Niby jak mam to zrobić, kiedy tam jeszcze nie byłem? Nie chce mi się czytać tych wszystkich książek - marudził dalej, póki nie otrzymał mocnego ciosu w tył głowy, jedną z tych przepastnych książek. Obrócił się jak urażony, by spiorunować swojego współlokatora spojrzeniem.
- Takiemu to dobrze - burknął Ryu wstając wreszcie z krzesła i idąc do łazienki. Przemył tylko oczy i przeczesał palcami włosy, przebierając się w wygodne ciuszki. Nawet nie sprawdził czy wygląda jak człowiek, zakładając na czarny t-shirt nieco wygniecioną koszulę w czerwoną kratę.
Ziewając opuścił pokój, przerzucając niespokojnie kartki książki. Jak zwykle zaczął się uczyć do tego zdecydowanie za późno. Obawiał się, że nauczyciel historii - Takeshi Moriyama - znów da im popalić na teście. Zapowiadał go już dobre dwa tygodnie temu, a Amakusa zabrał się za naukę z wyprzedzeniem jednonocnym.
- Brawo Amakusa! - pogratulował sobie zeskakując z ostatniego schodka i... wpadając na kogoś po drodze. Odbił się od owej postaci niczym piłeczka, lądując z gracją na swoich czterech literach. Zamrugał kilkakrotnie zanim się odezwał, krzywiąc się nieco. Jakby nie patrzeć, jego wina. Westchnął cicho, czekając na grad ostrych słów skierowany do jego nieostrożności i już przygotowując się na najgorsze. W myślach wymyślał całą wiązankę przeprosin.
Nieszczęsną osóbkę, która miała pecha stanąć na drodze bruneta była Sayuri, która po zderzeniu się z chłopakiem, upadła na podłogę, i przejechawszy po niej kilka dobrych metrów zatrzymała się w końcu na przeciwległej ścianie. Zaskoczona całym wydarzeniem i mocno zdezorientowana zaczęła gwałtownie mrugać oczami, próbując odnaleźć się w sytuacji. Jak zwykle zajęło jej to dość sporo czasu, zdecydowanie więcej niż innym ludziom, jednak w końcu rozpoczęła swoją tradycyjną formułkę przeprosinową. Nie była to jej wina, ale kultura i dobre wychowanie nakazywały jej przyjąć część winy na siebie.
- Przepraszam i bardzo proszę o wybaczenie za moją nieuwagę - powiedziała cichym głosem, który ledwo przebił się przez harmider panujący na korytarzu.
- Ależ co panienka mówi! - Ryu szybko zaprzeczył zbierając się w sobie. Wstał na nogi i podszedł do niej by pomóc swej ofierze. Serce mu nieco zamarło, kiedy zobaczył kto też padł jego ofiarą. Zacisnął lekko pięść i ukucnął przy dziewczynie. - To ja powinienem panienkę przepraszać. Chodzę po korytarzu tak jakby był moją własnością, a przecież tak nie jest - poczochrał się po włosach, podając jej dłoń i pomagając wstać jak na dżentelmena przystało.
Dopiero gdy już stała przyjrzał jej się uważniej. Miał wrażenie, że dziewczyna nic a nic się nie zmieniła. Jakby miał do czynienia z duchem przeszłości. Swoją starą przyjaciółką. Ubrana była w długą suknię, która nieco ciągnęła się za nią. Ryu nie powstrzymał uciekającego mu chichotu.
- Wie panienka co? - pokręcił z lekkim śmiechem głową. - Będziemy musieli panience przejrzeć garderobę i dość mocno ją zmodyfikować. Zakupy przy kolejnej wizycie wyspy w Hekimie są tutaj niezbędne - oznajmił nieco weselej.
Czarnowłosa nawet przy pomocy chłopaka, podniosła się z ziemi z niemałym trudem. Często miewała problemy fizyczne, a wypadki takie jak te na pewno jej w tym nie pomagały. Dziewczyna poprawiła włosy i otrzepała suknię, po czym zwróciła się w stronę swojego rozmówcy, aby już powiedzieć coś na temat tych przeprosin, gdy twarz chłopaka po prostu odebrała jej zdolność mówienia. Zaczęła gwałtownie mrugać i przecierać oczy nie potrafiąc im uwierzyć. Jeszcze raz z lekkim zaskoczeniem na twarzy spojrzała na niego, aby upewnić się w przekonaniu, że to jej się nie wydaje. Po chwili uśmiechnęła się do niego łagodnie, niemal kompletnie zapominając o tym co się właśnie stało.
- Ryu - szepnęła cicho. Nie spodziewała się go tutaj. Nie spodziewała się go nigdzie spotkać. Ile to już czasu minęło? Kiedy ostatnio się z nim widziała? Nie pamiętała już sama, ale musiało to być dość dawno, gdyż zdążył się naprawdę zmienić. Wydorośleć i zmężnieć. Teraz wyglądał jak prawdziwy mężczyzna, jednak Sayuri wciąż widziała w nim chłopca, który swoją obecnością rozjaśniał jej samotne dni w pałacu.
Dopiero po dłuższej chwili doszło do niej ostatnie zdanie wypowiedziane przez niego. Speszona, spojrzała na swoją sukienkę, nie rozumiejąc o co mu tak właściwie chodzi.
- Przepraszam, ale gdybyś był tak miły i zechciałby mi powiedzieć co nie tak jest w moim stroju? - zapytała po chwili, wciąż nie przestając patrzeć na swój ubiór.
- Panienka wybaczy moje zachowanie, ale śmiem twierdzić, że znam Akademię nieco lepiej od panienki - uśmiechnął się do niej delikatnie, po czym krytycznym wzrokiem przyjrzał się jej strojowi, trochę przedłużając wyrok. Obszedł księżniczkę ze wszystkich stron, zanim skinął lekko głową. - Panienki suknia jest po prostu niefunkcjonalna - oznajmił, jakby ten wniosek był jedynym prawdziwym. - Przeszkadza z pewnością przy bieganiu, czy chodzeniu, a tutaj... w Akademii, mobilność to podstawa - uśmiechnął się łagodnie. - Ale... panienka pewnie przyjechała jedynie w odwiedziny - klasnął w dłonie. - A ja panienkę tylko zatrzymuję... zaprowadzę do dyrektora - stwierdził szybko, bo przecież to mogło być jedyne wytłumaczenie jej obecności.
- Wybaczam ci Ryu - odpowiedziała grzecznie dziewczyna - Mimo to z wielką chęcią przyjmę twoje sugestie i przemyślę je. Możliwe iż po pozytywnym rozpatrzeniu ich, może nawet, na tyle ile oczywiście będzie to możliwe, wcielę jakieś w życie - dodała spokojnie z wciąż idealnym uśmiechem wymalowanym na twarzy - Wybacz Ryu, ale twoje pochopne stwierdzenie jest błędne. Jestem chyba zobowiązana do tego, aby wyprowadzić cię z tego błędu. Nie jestem tu jedynie w odwiedzinach. Jak dobrze pamiętasz raczej nigdy nie brałam udziału w, jakby to powiedziała moja matka, błahych sprawach. Jestem tu na stałe, jako jedna z uczennic Akademii Athande - zakończyła, po czym zaczęła uważnie przyglądać się chłopakowi. On również nie mógł tu być bez żadnego powodu, szczególnie, że według jej ostatnich informacji przybywać w tej chwili powinien w królewskim pałacu, w stolicy Wenrou. - Wybacz mi to pytanie, jednak czyżbyś i ty został przyjęty do szkoły i stał się jej członkiem?
Amakusa z rosnącym uśmiechem na twarzy słuchał jej odpowiedzi. Niemal zdążył już zapomnieć charakteru księżniczki Wenrou. Jej zawsze perfekcyjnej postawy, która jedynie w swoich myślach pozwalała sobie na opuszczenie gardy.
- Och proszę o wybaczenie panienko - powtórzył, kiedy dziewczyna wyjaśniła mu powód swojego pobytu na latającej wyspie. Uśmiech jednak stał się jeszcze większy, o ile to było możliwe. Radował go fakt znajomej twarzy w tym przybytku niedoli, w którym to się znajdował. Ostrożnie skinął głową, kiedy zadała mu kolejne pytanie, trochę jednak tym zaskoczony. Nie przypominał sobie, by kiedykolwiek otwarcie zapytała go o coś, nie płonąc przy tym rumieńcem. Najwyraźniej powoli zaczynała przyzwyczajać się do tego miejsca.
- Zostałem przyjęty do Athande już dwa lata temu, a twój ojciec panienko wyraził na to swoją zgodę - oznajmił spokojnie. - Powiedział też, że jeśli kiedykolwiek chciałbym wrócić, znajdzie się dla mnie miejsce na zamku - dodał zaraz.
Na ułamek sekundy uśmiech zniknął z twarzy Baskerville, zastępując go niewypowiedzianym smutkiem. Złudna radość jednak prawie od razu powróciła ze zdwojoną siłą, ale w jej czarnych oczach pozostał żal.
- Wybaczam ci - powiedziała nieco ciszej i z mniejszym entuzjazmem niż kilka chwil wcześniej - Jestem wielce rada, iż znalazła się w tym miejscu jeszcze jedna znajoma mi twarz. Na pewno dzięki tobie będę czuła się tu nieco bardziej swobodnie. - Sayuri spojrzała gdzieś w bok, starając się uciec przed wzrokiem bruneta. Nigdy nie miała problemu w ukrywaniu swych uczuć przed innymi, jednak Ryu był inny. Dzięki swojemu darowi prawie zawsze potrafił wyczytywać jej prawdziwy nastrój. Często było to naprawdę pomocne w ich wspólnych relacjach, ale w tym momencie było to dla niej jak przekleństwo. - Słowa mojego ojca nigdy nie tracą swojej ważności i tak jak powiedział będziesz zawsze mile widziany w Asili, a szczególnie w pałacu.
Amakusa umilkł na chwilę, pozwalając jej cierpieć w milczeniu. Nie znał bowiem słów pociechy, które mógłby jej teraz powiedzieć. Zamiast tego wziął ją pod rękę i poprowadził korytarzem wprost na zielony dziedziniec.
- Twój ojciec panienko był dobrym człowiekiem - oznajmił w końcu. - Należy wierzyć, że teraz znajduje się w lepszym miejscu. On na pewno nie chciałby, by panienka przez niego cierpiała - dodał po dłuższej chwili.
On sam wiedział najlepiej co to znaczy stracić rodzica. Potrafił więc wyobrazić sobie jej cierpienie, wejść w skórę Sayuri.
- Twoje życie nadal się toczy, panienko - dodał spokojnie. - A ty postaraj się je chwycić za rogi i wydusić jak najlepiej tylko się da - uśmiechnął się do niej szerzej.
- Wiem - powiedziała cicho, zaciskając mocno zęby. Nie mogła sobie teraz pozwolić na jakiekolwiek łzy. Nie tutaj. Nie przy tych wszystkich ludziach. Wiedziała jak by się to skończyło, jednak trudno jej było opanować emocje. Musiała się jednak wziąć w garść. - Chociaż nie rozumiem do końca twoich słów i nie jestem do końca pewna co masz na myśli. - dodała po chwili, siląc się na szczerszy uśmiech.
- Hm jakby to ująć inaczej - zastanowił się, po czym ujął jej twarz w dłonie i złączył ich czoła razem, tak że ich nosy stykały się niemalże ze sobą. - Pokażę ci o co mi chodzi panienko - zdecydował szeptem, zamieniając jej myśli na obrazy. Obrazy, w których to ona biegała po polach, łąkach, szczęśliwa. Ona wychodząca na randki, strojąca się przed lustrem i żyjąca. Niczym zwykła nastolatka. Ucząca się w Akademii, poznająca świat, potem zakładająca rodzinę.
Kiedy skończył odsunął się od niej o krok.
- To właśnie oznacza brać życie w swoje ręce, chwycić je za rogi... i dusić niczym cytrynę - uśmiechnął się delikatnie, rozmasowując sobie dłonią serce.
Sayuri dosłownie odleciała zatapiając się w obrazach, które pojawiły się w jej głowie znikąd. Z radością chłonęła każde jego szczegóły, czując to emanujące od nich szczęście. To jest właśnie piękne życie. Prawdziwe życie. Coś, czego mogłaby doświadczyć. Czego od zawsze tak naprawdę pragnęła. Wszystko było tak blisko niej. Wystarczyło wyciągnąć po to rękę i nareszcie zaznać pełnię szczęścia.
Ryu odsunął się od niej, a wraz z nim zniknęły wszystkie piękne chwile. Zadrżała na całym ciele i gwałtownie odskoczyła do tyłu. To życie było tak bardzo kuszące, jednak to nie było jej życie. Na nią czekało inne przeznaczenie.
- Nie godzi się księżniczce, a przyszłej następczyni tronu robić, lub chociażby myśleć o takich rzeczach. - powiedziała po chwili, starając się opanować.
Amakusa pokręcił przecząco głową patrząc jej prosto w oczy.
- Ależ co panienka opowiada - wywrócił oczyma. - Każdy ma prawo marzyć, bo przecież to nasze marzenia napędzają nas w życiu - stwierdził siadając sobie na trawie i spoglądając w bezchmurne niebo. - Kim chciałaby panienka zostać w przyszłości? Co chciałaby panienka robić? - zapytał jej poważnie. - Tylko proszę mi tu nie mówić o tym co powinna panienka zrobić. To nie to samo. My chcemy porozmawiać o prawdziwej Sayuri Baskerville, a nie wystylizowanej księżniczki - mruknął, zanim zdołał się ugryźć w język. -Proszę o wybaczenie. Powiedziałem za dużo - rzucił szybko, tak jak to był wyuczony.
Dziewczyna nie dołączyła do chłopaka. Wciąż stała obok, przyglądając mu się kątem oka. Przez dłuższy czas zastanawiała się nad jego słowami i obrazami, które jej pokazał. Po chwili spuściła nieznacznie głowę do dołu, po czym delikatnie nią potrząsnęła.
- Nie, Ryu. Jestem, czy tego chcesz, czy nie, Sayuri Baskerville, wystylizowaną księżniczką, która zna swoje miejsce na ziemi. A teraz, jeżeli mi wybaczysz, pójdę już zająć się swoimi szkolnymi obowiązkami. - powiedziała, po czym lekko przed nim dygnąwszy, odwróciła się do niego tyłem - Bardzo miło było znów cię spotkać. - dodała i wolnym krokiem zaczęła się oddalać. Czy uciekała? Tak to chyba można było nazwać. Ale tak było według niej lepiej. Bo w końcu po co zagłębiać się w coś, co i tak nigdy nie będzie częścią jej życia. Jaki jest sens marzyć, kiedy marzenia do końca jej życia pozostaną w sferze snów?
~.~
Amakusa odprowadził tylko dziewczynę wzrokiem, powstrzymując się przed nagłym wstaniem z miejsca i ruszeniem za nią. To prawda, była jego panienką, ale w tej szkole nikt nikogo nie szufladkował. On również powinien wreszcie nauczyć się to robić.
- Takeshi mnie zamorduje - mruknął do samego siebie wreszcie wstając i dość szybkim krokiem zmierzając na zajęcia. Miał nadzieję na łut szczęścia, ale niestety... mężczyzna nie pozwolił mu już pisać testu. Zamiast tego mógł obserwować piszących z kąta. Trudno.... jedna gorsza ocena jeszcze nikogo nie zabiła jak to mówią.